39 płyt roku 2016: Świat
Nie był to łatwy rok, skoro do znalezienia się w czołówce podsumowań potrzeba było aż takich emocji. Bo żeby zawalczyć o płytę roku, należało najpierw doprowadzić swoje małżeństwo na skraj rozpadu (Beyoncé), zmienić tożsamość (Anohni), stracić syna (Cave), albo nawet samemu odejść z tego świata (Bowie, Cohen) – przy czym i to ostatnie nie wystarczyło, żeby zdetronizować Brothers in Arms w trójkowym Topie Wszech Czasów*. Żeby ktokolwiek tę wydaną płytę zauważył, należało ją wydać bez zapowiedzi (Beyoncé), albo – przeciwnie – zapowiadać cały czas, do znudzenia, a potem poprawiać jeszcze po publikacji (Kanye West), albo zapowiadać pod różnymi tytułami i z różnymi datami, a wydać w takiej formie, żeby w ogóle utrudnić jej nabycie (Frank Ocean), w najlepszym razie tylko w wersji cyfrowej (Autechre). Można też było wydać album w Wigilię (Run The Jewels), wyprzedzając przyszłoroczne zapowiedzi, albo zapowiedzieć ogłoszenie końca zespołu w danej formie (Swans). Niezłą próbą wydawała się zapowiedź pierwszej płyty od 16 lat (The Avalanches), przynajmniej do momentu, gdy ktoś inny wydał pierwszą od lat 18 (A Tribe Called Quest). Czas ten niełatwy, bo bardzo obfity rok zostawić za sobą, więc pozwólcie, że czas oczekiwania na kolejne poprawki The Life of Pablo czy fizyczne wydanie Blond(e) przerwę jeszcze na moment listą alfabetyczną albumów ze świata. Wybór nie był łatwy i jak zwykle uwzględnia różnego argumenty. Oby nowy rok był przynajmniej tak udany muzycznie, choć – jeśli mógłbym coś postulować – może już nie za cenę ludzkiego życia.
75 DOLLAR BILL Wood/Metal/Plastic/Pattern/Rhythm/Rock, Thin Wrist Więcej
A TRIBE CALLED QUEST We Got It From Here… Thank You 4 Your Service, Epic Więcej
IDRIS ACKAMOOR & THE PYRAMIDS We Be All Africans, Strut Więcej
OREN AMBARCHI Hubris, Editions Mego
ANOHNI Hopelessness, Rough Trade Więcej
AUTECHRE Elseq 1-5, Warp Więcej
BADBADNOTGOOD IV, Innovative Leisure Więcej
BEYONCÉ Lemonade, Columbia Więcej
BITCHIN’ BAJAS AND BONNIE ‚PRINCE’ BILLY Epic Jammers and Fortunate Little Ditties, Drag City Więcej
BOTANY Deepak Verbera, Western Vinyl Więcej
DAVID BOWIE ★, Columbia Więcej
DANNY BROWN Atrocity Exhibition, Warp Więcej
NICK CAVE & THE BAD SEEDS Skeleton Tree, Bad Seed Ltd. Więcej
LEONARD COHEN You Want It Darker, Columbia Więcej
IAN WILLIAM CRAIG Centres, 130701 Więcej
THE DWARFS OF EAST AGOUZA Bes, Nawa Więcej
MATT ELLIOTT The Calm Before, Ici d’ailleurs
EMMPLEKZ Rook to TN34, Mordant Więcej
ENSEMBLE PHOENIX BASEL, JÉRÔME NOETINGER Les Voix de l’invisible, Bocian
MARK ERNESTUS’ NDAGGA RHYTHM FORCE Yermande, Ndagga.com Więcej
FIRE! She Sleeps, She Sleeps, Rune Grammofon Więcej
FLOATING POINTS Kuiper, Pluto (EP, ale w praktyce to przecież LP) Więcej
BARRY GUY The Blue Shroud, Intakt
KEIJI HAINO, JIM O’ROURKE & OREN AMBARCHI 君は気がついたかな 「すみません」 という響きがとても美しいことに それ以上悪くしないように (I Wonder If You Noticed „I’m Sorry” Is Such a Lovely Sound It Keeps Things From Getting Worse), Black Truffle Więcej
CASS McCOMBS Mangy Love, Anti- Więcej
MIKE MAJKOWSKI Swimming in Light, Entr’acte Więcej
MOOR MOTHER Fetish Bones, Don Giovanni Więcej
KEVIN MORBY Singing Saw, Dead Oceans Więcej
FRANK OCEAN Blond(e), wydawnictwo własne Więcej
PARQUET COURTS Human Performance, Rough Trade Więcej
RADIOHEAD A Moon Shaped Pool, XL Więcej
RUN THE JEWELS 3, Run the Jewels Inc.
RÓŻNI WYKONAWCY Africa Express Presents… The Orchestra of Syrian Musicians & Guests, Transgressive
SHABAKA AND THE ANCESTORS Wisdom of Elders, Brownswood Więcej
KAITLYN AURELIA SMITH Ears, Western Vinyl Więcej
KAITLYN AURELIA SMITH & SUZANNE CIANI FRKWYS Vol. 13: Sunergy, RVNG Intl.
COLIN STETSON Sorrow. A Reimagining of Gorecki’s 3rd Symphony, 5Hz Więcej
SWANS The Glowing Man, Young God Records Więcej
WILLIAM TYLER Modern Country, Merge Więcej
*Zdetronizowanego przez „Bohemian Rhapsody” (jest zmarły, choć sprzed lat), ale zapewne chwilowo.
Komentarze
„przy czym i to ostatnie nie wystarczyło, żeby zdetronizować Brothers in Arms w trójkowym Topie Wszech Czasów*”
Bartku, czyżbyś ubolewał nad wynikami głosowania w radiowej „trójce”? Upodobania muzyczne Polaków sprawiają ci zawód? Twoja ironia może mieć różne źródła, ale do jednego musisz być pewny – za ten stan również i ty odpowiadasz… Blog, audycje radiowe, pojawianie się w telewizji, to wszystko na nic… Ani w aspekcie krytyki negatywnej preferowanych upodobań, ani w popularyzowaniu nowych, znacznie wartościowszych zjawisk w muzyce. Jak żyć?
Trochę bałem się o te płyty wymienione w wstępniaku, ale widzę, że poza Westem i Avalanches odrobina sarkazmu nie przełożyła się na ich faktyczny odbiór. Znacznie bardziej cieszy mnie jednak obecność senegalskiej grupy Ernestusa. Botany i Africa Express zapisuję z kolei do nadrobienia. Z rozczarowań dwa niewielkie: Stetson przerabiający Góreckiego (to nigdy nie był mój ulubiony utwór, a Stetson zastąpił wszystkie jego mocne strony rocknrollowym (no, nie sensu stricto) efekciarstwem, żeby zrobić wielkie bum) i Parquet Courts, którzy kilka lat temu zachwycali, a teraz nagrywają kolejną taką samą płytę, gubiąc przy tym fajne melodie, które wcześniej były motorem napędowym mojej do nich sympatii. Jeśli chodzi o rock to był rok (hehe) daremny. Jayhawks, Gesu no Kiwami Otome., Leihauser + Rostam — to moje jaskółki, ale samą wiosnę spędziłem, słuchając Weezera. Po czasie dochodzę, że chyba bardziej terapeutycznie jako remedium na coś, co, jak się dzisiaj dowiedziałem, zostało już nazwane kryzysem ćwierćwiecza (quarter-life crisis). I oni (u mnie) i ja (też u siebie) trochę na tym skorzystaliśmy 😉
Ja w tym (a raczej już tamtym) roku prawie nic dla siebie nie znalazłem w tzw. mainstreamie (czyli: spośród głośnych płyt, niezależnie od przynależności gatunkowej). A fenomenu niektórych chóralnie wychwalanych albumów (Frank Ocean, Beyonce, Radiohead) zupełnie nie rozumiem i chyba słuchałem jakichś innych wersji. Cieszę się, że nie jestem recenzentem muzycznym 😉 A jeśli chodzi o ranking trójki, to na pewno jest jakiegoś rodzaju ważnym symptomem. Widocznie wszystkie te stare legendarne płyty mają w sobie coś, czego nie mają te aktualne. Ludzie chyba tęsknią za klasykami-pomnikami. Pomijając oczywiście specyficzny, konserwatywny, Tylko Rockowy gust słuchaczy Trójki. Osobiście nie mam z tym problemu, chociaż daleko mi do konesera starego rocka. Rafał – dobrze wiesz, że nie da się niczego zmieniać, popularyzować.. można tylko hype’ować (co większość muzycznych mediów robi aż do utraty tchu).
Pneumokok
2 stycznia o godz. 14:51 1154386
Nie da się niczego zmieniać o ile komuś zależy na tym. Paradoks, prawda? Można oczywiście w formule blogowej, która cierpliwie znosi luźny styl i brak dyscypliny w wyrażaniu opinii, wkładać pod żebra kąśliwe szpileczki, np. w stan mentalnego uniesienia słuchaczy, którzy lubią Dire Straits, ale umówmy się, poza efekciarską deklaracją, niczego to nie zmienia i wyraża co najwyżej bezsilność.. A to z kolei daje pretekst do wysnucia przypuszczeń, że jednak takiemu Bartkowi zależy na uruchamianiu jakichś zmian.
Hype’owanie, jak i trollowanie – skrajnie wadliwe pustosłowie, które można stosować wedle własnych kryteriów i wyznawanej aksjologii….Innymi słowy – tym, którym dana aktywność drugiej osoby nie jest po drodze, zawsze może użyć tego typu pojęć – wytrychów. No i właściwie sprawa będzie zawsze w takim układzie załatwiona… Ale czy na pewno?
Rafał – nie zgadzam się a propos hype’owania. Coraz bardizej utwierdzam sie w przekonaniu, że jest to jak najbardziej realne zjawisko. Nie zastanawia cię fakt, dlaczego wszystkie listy Best Of 2016 (i poprzednie) wyglądają prawie identycznie, zwłaszcza najwyższe miejsca? Czyżby naprawdę dziennikarze muzyczni meli tak homogeniczny (również w swej eklektyczności) gust? Nie dziwi cię brak prawie jakichkolwiek krytycznych recenzji gremialnie wychwalanych płyt? (można takie rzeczy szybko sprawdzić na Metacritic). Mówisz o blogach, których jest tryliony i mają garstkę odbiorców, ale z drugiej strony jest internetowa prasa muzyczna (plus recenzje w utrzymujących sie przy życiu gazetach), która ma większy zasięg i tylko te serwisy się liczą. I to one promują i hype’ują co roku tych samych 10 płyt, kreują ważne postacie, zjawiska, etc. To jest mechanizm, który przybiera na sile, zwłaszcza że za każdą większą stroną internetową obecnie stoi jakaś firma lub korporacja (porównaj sobie korporacyjny Pitchfork z – chyba wciąż? – niezależnym TheQuietus). Te strony nie publikują krytycznych recenzji, ponieważ boją się, że podpadną czytelnikom, więc stosują tego rodzaju cenzurę (jak inaczej to nazwać? polityka wewnętrzna? Na każdym poziomie kwitną więc mechanizmy mainstreamu. (Mam też skojrzanie: muzyka jako dyscyplina sportowa, w której każdy zajmuje miejsce zgodne z osiągnietymi wynikami). To fascynujące i przerażające. Chyba jeszcze 5-10 lat temu mało kto przewidziałby taką ewolucję. Nie mam pojęcia, co czytasz w internecie (chętnie bym się dowiedział!) i jakiej dokładnie słuchasz muzyki, ale pewnie są to bardzo niszowe rzeczy i może tam jeszcze nie zaszły takie zmiany. Lista Bartka jest ciekawa (choć troszkę przewidywalna;), ale chyba widzę w niej wyraźny podział na to, co trafiło w jego osobisty, ukształtowany gust, oraz na to, co uznał za ważne/dobre jako zawodowy dziennikarz muzyczny. Oczywiście mogę się mylić 😉
Pneumokok
2 stycznia o godz. 16:23 1154388
„Nie zastanawia cię fakt, dlaczego wszystkie listy Best Of 2016 (i poprzednie) wyglądają prawie identycznie, zwłaszcza najwyższe miejsca? ”
Nie, nie zastanawia mnie. Nie śledzę i nie analizuję tego typu plebiscytów, nawet w tej niszy muzycznej, w której na co dzień się poruszam. Co jednocześnie nie oznacza, że uważam tego typu rozrywkę za banalną i nikomu niepotrzebną.
Problem jakości recenzji rozszerzyłbym nawet do poziomu literatury muzycznej w ogóle. Ostatnio spotkałem się z opiniami (w tejże wspomnianej niszy), że tak naprawdę recenzje w ogóle nie są potrzebne… I taka opinia, co ważne, jest artykułowana przez nie tylko odbiorców, ale i samych wykonawców. Myślę, że ten dekadencki zeitgeist ma swoje uzasadnienie, jednak nie uwzględnia jednej, bardzo istotnej sprawy. Otóż krytyka (muzyczna) stanowi immanentną, niezwykle ważną rolę w kształtowaniu sztuki. Oczywiście dobra krytyka… Dobra, czyli taka, która bez zbędnych emocji stara się zrozumieć i opisać, odnajdując zarówno pozytywne, jak i negatywne cechy poszczególnych dzieł muzycznych/wydawnictw. Taka krytyka powinna być pożądana zarówno przez zwykłych odbiorców, jak i artystów… Myślę, że te głosy o zbędnej roli recenzji wynikają z tego, że ogólnie istnieje deficyt właśnie na tę dobrą krytykę.
„Nie mam pojęcia, co czytasz w internecie (chętnie bym się dowiedział!) i jakiej dokładnie słuchasz muzyki, ale pewnie są to bardzo niszowe rzeczy i może tam jeszcze nie zaszły takie zmiany. ”
Nie ma to żadnego znaczenia, co konkretnie czytam i czego słucham. Zmiany (a ja myślę, że nie są to zmiany, tylko nasilające się zawsze istniejące defekty pewnego systemu) o których piszesz zachodzą wszędzie, nie tylko w mainstreamie, ale także w tych radykalnie niszowych środowiskach muzycznych. Mentalność ludzi w określonym otoczeniu kulturowym jest wszędzie taka sama lub bardzo zbliżona.
To, że istnieje jakaś grupa ludzi, która podziela pewną wrażliwość, estetykę w muzyce, wcale nie oznacza, że automatycznie zmienia swoje nawyki, przyzwyczajenia i stereotypy w postrzeganiu pewnych zjawisk okołomuzycznych. Bez głębokiej refleksji, potrzeby realnego buntu i zakwestionowania dostrzeżonych fikcji oraz parchatych relacji, sama muzyka czy sztuka w ogóle, nie jest w stanie dokonać pożądanych zmian w mentalności ludzi.
Całkowicie się z tobą zgadzam w sprawię krytyki muzycznej. Tak dotkliwy brak dobrych, poważnych, głębokich recenzji i artykułów jest zresztą częścią problemu, o którym wspominałem, i sądzę, że to także w jakimś stopniu jest związane ze strachem przed czytelnikami (i ich utratą), ale powodów jest oczywiście 100 x więcej. W efekcie zostaje zaburzony pewien odwieczny porządek: sztuka-krytyka, dzieło-lustro. Trochę jak z recenzjami literatury: w tych inteligentnych i kompetentnych analiza jest po prostu głębsza, szersza, pojawia się wiele odniesień, odkrywa wiele ukrytych znaczeń, a nie zostaje jedynie wyrażona opinia dobre/złe (albo jak na blogach: podobało mi się lub nie podobało). Historię filmu, literatury, sztuki tworzyli przez stulecia prawie w takim samym stopniu artyści jak i krytycy. Bo kto inny tak poważnie traktuje ich twórczość? (jedynie ich zagorzali miłośnicy, ale to się odbywa głównie w sferze emocjonalnej, nie intelektualnej). Szczególnie nie rozumiem stanowiska muzyków twierdzących, że krytyka jest zbędna. Ale pewnie też po prostu się boją, że ktoś im spłoszy słuchaczy. Ja ciągle czuję przyjemny dreszczyk, kiedy natknę się na jakiś inteligentny kawałek dziennikarstwa muzycznego. Ale już bardzo rzadko się to zdarza. M.in. dlatego zapytałem, czy nie czytasz czegoś na wysokim poziomie i wartego polecenia 🙂
Pneumokok
2 stycznia o godz. 19:48 1154390
„Bo kto inny tak poważnie traktuje ich twórczość?”
Powinien każdy odbiorca, któremu zależy na poznaniu fenomenu sztuki, jej języka komunikacji oraz magii, poważnie traktować twórczość artystyczną. Oczywiście jest to tylko jakiś ideał, który nie musi się sprawdzać w przypadku muzyki popularnej. Problem polega na tym, że tego typu pusty hedonizm towarzyszy również całej rzesze odbiorców, którzy deklarują związek z muzyką ambitniejszą, bardziej wymagającą.
„Ale pewnie też po prostu się boją, że ktoś im spłoszy słuchaczy.”
Nie sądzę. Ale kto wie, może zbyt idealistycznie/fatalistycznie postrzegam te sprawy.
„M.in. dlatego zapytałem, czy nie czytasz czegoś na wysokim poziomie i wartego polecenia”
Myślę, że misja dziennikarstwa muzycznego służy przede wszystkim tym ludziom, którzy są leniwi… Którzy potrzebują autorytetów… Którzy znajdują się w jakimś rozchwianiu, niepewni swoich preferencji muzycznych i zwyczajnie zagubionym.
Ci bardziej wymagający odbiorcy woleliby jednak (tak mi się wydaje, piszę to jedynie z własnej perspektywy) nieco poważniejsze formuły, np. polemiki lub eseje. Nawet te bardziej ambitne recenzje, ze względu na swoją formę, nie są w stanie sprostać oczekiwaniom tych nielicznych czytelników. I tutaj być może leży jedna z przyczyn niskiego (widzianego z pułapu odbiorców bardziej wymagających) poziomu dziennikarstwa, które całkiem możliwe że jednak spełnia wymagania dla wielu odbiorców, bo jest nastawione na tę liczniejszą grupę czytelników.
Dlatego wniosek jest jeden, ci, którzy są niezadowoleni, może powinni sami wykorzystać swój potencjał, swoją wiedzę i przystąpić do podwyższenia poziomu dziennikarstwa muzycznego?