10 najciekawszych płyt marca, czyli co nadrobić

W całym tym ferworze nowości umknęło mi, że trzeba jakoś zamknąć marzec. To był w premierach płytowych miesiąc dziwny – byliśmy skoncentrowani (mam wrażenie, że to dotyczy nie tylko mnie) na czymś innym niż odsłuchiwanie nowości. Z drugiej strony – porywających nowych albumów było nieco mniej, za to sporo świetnych wznowień. Dwa z nich otwierają tę ułożoną alfabetycznie marcową listę najciekawszych – w mojej opinii – wydawnictw miesiąca. Oto ona.  

BRANKO MATAJA Over Fields and Mountains, Numero Group

Jak to bywa z albumami publikowanymi przez Numero, to trochę album, a trochę historia życia. Urodzony w Serbii Branko Mataja trafił podczas wojny do obozu pracy w nazistowskich Niemczech, a po wojnie – przez Anglię i Kanadę – trafił do Stanów Zjednoczonych, gdzie ostatecznie osiedlił się w Kalifornii i po parokrotnej zmianie pracy skoncentrował się na naprawianiu gitar, które sam dla siebie konstruował od lat. Pracował m.in. dla Johnny’ego Casha. Jedyną płytę – zestaw zatopionych w nostalgii za ojczyzną ludowych melodii, technicznie imponujących, nagrywanych w garażu na szpulowy magnetofon, z wykorzystaniem delayów i ewidentnie pod dużym wpływem muzyki hawajskiej (Mataja miał nawet w garażu widok z Hawajów na ścianie) – wydał bez większego echa w latach 70. Zmarł na progu XXI wieku. A wszelkie skojarzenia z motywami Ennia Morricone czy twórczością egipskiego mistrza Omara Khorshida, które podpowiada wydawca tej pięknej reedycji, potwierdzają się w trakcie słuchania. Są też motywy nieźle znane w Polsce (Tamo daleko chyba słyszałem w dzieciństwie), zresztą Mataja ponoć biegle mówił w naszym języku. Do Jugosławii po wojnie nigdy nie wrócił – ba, znalazł dowody na to, że jego babcia urodziła się w stanie Missouri, miał więc prócz serbskich także amerykańskie korzenie. Niezwykła historia, a muzyka jedyna w swoim rodzaju – pokochacie albo odrzucicie od razu.   

BROADCAST Maida Vale Sessions, Warp 

Rzuciłem się na cały pakiet reedycji nagrań Broadcast, żeby nadrobić to, czego nie znam, zignorowałem więc na początku te cztery radiowe sesje z lat 1996-2003 jako zbyt oczywiste. Przeszedłem do ciekawego Microtronics, które zbiera elektroniczne miniatury udające drobiazgi ze studiów eksperymentalnych, a potem do Mother Is The Milky Way, czyli czegoś w repertuarze Broadcast najbliższego słuchowisku. Rzecz w tym, że na końcu jednak żelazny zestaw Maida Vale Sessions jest najmocniejszym z punktów tego pakietu. Pokazuje stopniowo rozkwitający zespół w wydaniu najbardziej „żywym”, w pięcioosobowym składzie i w wersjach utworów będących być może bliżej koncertu Broadcast, którego nigdy nie widziałem. To rzecz idealna dla tych, którzy chcą się dowiedzieć, co było modne i o czym się rozmawiało mniej więcej 20 lat temu. I dlaczego ten oniryczny nastrój w powiązaniu z retrofuturystyczną stylistką się nie zestarzały. Pierwsze sesje mogą być odkryciem ze względu na repertuar, pozostałe – częściowo powielające repertuar dwóch pierwszych albumów Broadcast – przynoszą znaczące różnice w wersjach piosenek. Tylko od strony edytorskiej wszystkie te trzy albumy są przygotowane zgrzebnie i rozczarowują. 

HINAKO OMORI A Journey…, Houndstooth

Dość sensacyjna japońska debiutantka (jeśli liczyć płyty długogrające) w Wielkiej Brytanii. Marzycielskie piosenki z pogranicza ambientu, doprawione dźwiękami otoczenia i zarejestrowane w studiach wytwórni Real World, dla miłośników muzyki Kaitlyn Aurelii Smith, Felicii Atkinson i Grouper. Nieco więcej pisałem o tym albumie tutaj.  

IBIBIO SOUND MACHINE Electricity, Merge

Global beat pełną gębą. Nagrywany w Wielkiej Brytanii przez zespół (dwukrotnie już tu opisywany, ostatnio tutaj) pod wodzą urodzonej w Anglii wokalistki o korzeniach nigeryjskich, Eno Williams, wydany przez amerykańską wytwórnię Merge, odwołujący się zarówno do electroclashu, jak i afrykańskiej rytmiki czy rdzennego języka ibibio. Gdybyż tylko ta spiritual, invisible protection from evil z otwierającej całość piosenki (znanej także z jednej z playlist Polifonii) rzeczywiście działała… 

JENNY HVAL Classic Objects, 4AD

Najważniejsza chyba postać alternatywnego popu (tutaj to określenie zyskuje pełnię sensu) z Norwegii po raz pierwszy w katalogu 4AD. Szerzej opisywałem tę płytę w osobnym wpisie, więc tu tylko podtrzymam: wróciłem po tygodniu, wrócę po miesiącu i prawdopodobnie za parę lat też będę wracać. 

MAREK POSPIESZALSKI Polish Composers of the 20th Century, Clean Feed

O nowej płycie Marka Pospieszalskiego nie było nic wcześniej, ale to monstrum, z którym zetknąłem się już chwilę po oficjalnej premierze w portugalskim wydawnictwie Clean Feed. I to dwugodzinne monstrum, 12 podejść zespołu improwizatorów do tematów z kompozycji polskich  gigantów XX wieku – od Krauzego i Kotońskiego, po Panufnika, Sikorskiego i Schaeffera (co ciekawe, pominięciem bardziej oczywistych: Pendereckiego, Kilara i Lutosławskiego) – zrealizowane w ramach (bardzo sensownego, jak się okazuje) stypendium artystycznego to najlepsza i najważniejsza polska płyta miesiąca. Pomysł świetnego polskiego saksofonisty (który gra tu także na klarnetach i flecie) obejmował wyjęcie tych krótkich motywów poza kontekst filharmoniczny – nagrane zostały w klubie, zapewne opustoszałej w pandemii krakowskiej Alchemii. Dobrze nagrane i świetnie zmiksowane, bo – jak się łatwo domyślić – transformacje brzmienia oktetu są tu ważniejsze niż zmiany aranżacyjne, a tym bardziej praca nad samą partyturą. Na dodatek Pospieszalski wybrał sobie takie grono współpracowników, z którymi – jak sądzę – pracować można swobodnie, zdając się na ich intuicję. Bo już zgromadzenie w studiu takiego składu – Piotr Chęcki, Tomasz Dąbrowski, Tomasz Sroczyński, Szymon Mika, Grzegorz Tarwid, Max Mucha i Qba Janicki – jest już wydarzeniem samo w sobie. Zamiast odsyłać do Polifonii – gdzie jeszcze nie zdążyłem opisać tego potężnego wydawnictwa – odsyłam tym razem do audycji Janusza Jabłońskiego i Tomka Gregorczyka w radiowej Dwójce – wczoraj grali obszerne fragmenty płyty i rozmawiali z jej autorem.  

MICHAEL LEONHART ORCHESTRA The Normyn Suites, Sunnyside

Dla mnie samego obecność w tym zestawieniu trębacza, aranżera i kompozytora Michaela Leonharta jest pewnym zaskoczeniem, ale The Normyn Suites – nawet jeśli nie widać tego w łącznej liczbie odtworzeń na Spotify (ciągle niskiej) – była jednym z najczęściej słuchanych przeze mnie albumów miesiąca. Także dzięki Elvisowi Costello. Więcej o całym albumie tutaj.  

NILÜFER YANYA Painless, ATO

Tak jak Festiwal Tauron Nowa Muzyka ściągnął wczoraj uwagę ogłoszeniem Anny Calvi, Resiny i Nilüfer Yanyi, tak ta ostatnia ściągnęła całą uwagę na początku miesiąca i w moim wypadku jej nie oddała. To płyta piękna złożonością przy relatywnym nieprzeładowaniu i energią przy jednoczesnej refleksyjności to żywy dowód na to, że na współpracy ze wszechobecnym tu Willem Archerem nie można źle wyjść. Pisałem o tym albumie króciutko ze względu na zderzenie z początkiem wojny i jeszcze niepokojącymi wieściami z Bandcampa, ale to jest stanowczo rzecz do kupienia i trzymania. 

ROSALÍA Motomami, Columbia

Nie potrzeba blogera, żeby zauważyć tę płytę. Już na tym etapie kariery hiszpańska wokalistka mogłaby raczej nagłośnić Polifonię niż na odwrót. Owszem, jest to propozycja dużo bardziej komercyjna niż debiut przygotowany we współpracy z opisywanym tu niegdyś Raülem Refree. I mniej może eksponująca wątki lokalne, ale ciągle dorzucająca się do globalnego popu z melodyjnością i wrażliwością nieco odbiegającą od tej, która dominuje w zapatrzonym w R&B i hip-hop amerykańskim popie. Nieco więcej było tutaj. Z obu opisywanych wtedy płyt na koniec miesiąca ta broni się moim zdaniem lepiej. Jestem też przekonany, że takie momenty jak Bulerias i Hentai nie wydarzyłyby się w globalnym popie bez Rosalíi.      

SOTE Majestic Noise Made in Beautiful Rotten Iran, Sub Rosa

Bardzo dopracowany, jak zwykle pełen emocji i tym razem bardzo komunikatywny – chyba najłatwiejszy w repertuarze – album Aty Ebtekara. Dedykowany pamięci Petera „Pity” Rehberga, trzyma się śliskiej, ale zawsze ciekawej granicy między atrakcyjną muzyką elektroniczną dla słuchaczy wychowanych na IDM-ie i ambiencie oraz sztuki dźwięku spod znaku festiwali muzyki współczesnej. Tutaj nieco więcej o tym albumie.