Rok 2016 w muzyce: 10 uwag końcowych

Czułem się w tym roku grabarzem muzyki. Liczyłem głównie i relacjonowałem straty w ludziach, ale na Polifonii miałem zarazem wyjątkowe, rekordowe 12 miesięcy. Cieszyłem się z notowań winylu, ale i masowo kupowałem płyty na Bandcampie. Szukałem niepokoju w polskich przebojach i klasyków wśród wznowień serii Polish Jazz. Z ciekawością czytałem niezłe muzyczne komiksy, oglądałem nieco słabsze seriale. Mniej intensywnie niż dotąd śledziłem wynalazki muzyczne, za to udało mi się porozmawiać z najintensywniej słuchanym polskim muzykiem na świecie. Oto cały muzyczny rok w dziesięciu uwagach:

leonard_cohen

1. W roku 2016 byliśmy w muzyce nie tyle dziennikarzami, co raczej grabarzami. Zmarli m.in. Paul Bley, Pierre Boulez, David Bowie, Black, Piotr Grudziński, George Martin, Keith Emerson i Greg Lake, Tony Conrad, Jean-Jacques Perrey, Phife Dawg, Merle Haggard, Prince, Jean-Claude Risset, Bernie Worrell, Alan Vega, Bobby Hutcherson, Don Buchla, Toots Thielemans, Pete Burns, Leonard Cohen, Eugeniusz Rudnik, Pauline Oliveros, Leon Russell, Sharon Jones, George Michael i jeszcze prawie cały skład Chóru Aleksandrowa. Dwóch z nich odeszło tuż po premierach ostatnich płyt, świadomych, artystycznie dokumentowanych pożegnań ze światem. Trzeci (Phife Dawg) nie dożył do premiery płyty. Buchla był jednym z ważnych muzycznych patronów tego, co się działo na młodej scenie (por. pkt 7). Śmierć Burnsa komentowało się dziwnie (Dead Or Alive), w twórczości Oliveros można było utonąć. Owszem, można to wszystko tłumaczyć odchodzeniem całej ważnej dla muzyki generacji ludzi urodzonych w latach 40., ale nie pamiętam roku, kiedy straty byłyby aż tak wielkie, a odsetek potencjalnych nagród i „płyt roku” dla nieboszczyków tak duży. Żegnałem na łamach prasy Michaela Jacksona czy Amy Winehouse, ale nie pamiętam tak długiego pożegnania, jakie towarzyszyło odejściu Bowiego. Nie pamiętam, żebym tyle razy w dziwnych okolicznościach siadał do pisania tekstu na jutro. Ani żebym usłyszał na antenie własną archiwalną audycję o Leonardzie Cohenie sprzed dwóch lat jako pożegnalną. Rok zły. Dodatkowo fakt, że w podsumowaniach płytowych te albumy zmarłych zdecydowanie wygrywają, w żadnym stopniu go nie poprawia.

witcher_1

2. Przeprowadziłem w tym roku wywiad z najpopularniejszym polskim muzykiem na świecie. W tym oczywiście nie ma nic dziwnego – ciekawsze jest to, że nawet o tym nie wiedziałem. Nie był to Behemoth (miejsce drugie), czyli najważniejsza polska marka koncertowa za granicą. Nie był to również Abel Korzeniowski, który znów ma szanse na nominację do Oscara, za muzykę do Zwierząt nocy (choć z Ablem Korzeniowskim kiedyś rozmawiałem). Jesienią Spotify ogłosił listę polskich artystów najczęściej odsłuchiwanych w tym popularnym serwisie i na pierwszym miejscu znalazł się główny obecnie kompozytor muzyki do Wiedźmina 3 Marcin Przybyłowicz. Pełną rozmowę można przesłuchać tutaj. Jeszcze jedno spóźnione zwycięstwo CD Projekt RED – a przy okazji szansa na zetknięcie z polską, a właściwie prasłowiańską przedchrześcijańską ludową tradycją w utworach Percivala Schuttenbacha. Biorąc jeszcze pod uwagę Behemotha, ten nasz muzyczny obraz za granicą w roku Światowych Dni Młodzieży, 1050-lecia chrztu Polski i intronizacji Chrystusa był nieproporcjonalnie pogański.

thegetdown_netflix

3. Seria seriali muzycznych. Kilka kanałów zainwestowało niemało pieniędzy w trzy duże seriale muzyczne: Vinyl, który mimo pewnych zalet okazał się co najwyżej średniej klasy widowiskiem (HBO wycofało się z pomysłu kręcenia drugiej serii), The Get Down, który mimo słabiutkiego początku okazał się od strony dokumentacyjnej czymś całkiem interesującym (poprawiony został zresztą dokumentalnym Hip-Hop Evolution), a do tego Roadies kręcony pod okiem Camerona Crowe’a, co nie dało tym razem poziomu U progu sławy. O wszystkich trzech serialach w kontekście powrotu do lat 70. pisałem w „Polityce”. Najbardziej ostatnio ekspansywne medium wizualne nie do końca się pokochało z muzyką, ale będą kolejne próby. No i gdzieś na poboczu tego zjawiska urodziła się jeszcze całkiem ciekawa, choć już nie tak głośna Atlanta. Za muzyczny serial w dużym stopniu należałoby zresztą uznać także Luke’a Cage’a z Netflixa, z bardzo dobrą ścieżką dźwiękową Adriana Younge’a i Alego Shaheeda Muhammada, która zresztą wyprzedziła o parę miesięcy sensacyjny nowy album A Tribe Called Quest.

dym_maly

4. Czytałem w tym roku sporo muzycznych komiksów. I tu pod względem poziomu bywało DUŻO lepiej niż w serialach. Zaczęło się od świetnego Dymu Marcina Podolca i Marcina Węcławka. A skończyło na jednym z lepszych polskich komiksów, jakie w ogóle w ostatnich latach czytałem, godnym na pewno paru osobnych zdań, czyli Będziesz smażyć się w piekle Krzysztofa „Prosiaka” Owedyka (oba – Kultura Gniewu). Zdarza mi się w ciągu roku czytać jakieś polskie premiery książkowe i muszę przyznać, że Podolec z Węcławkiem i Prosiak zawstydziliby większość z ich autorów. Od kilku miesięcy przebijam się po kawałku przez wciąż rozwijaną serię The Hip-Hop Family Tree Eda Piskora (Fantagraphics), też być może najlepszą kronikę hip-hopu w ogóle, łącznie z tymi książkowymi. Do tego dorzucić trzeba wydany jakiś czas temu po francusku, w tym roku po raz pierwszy po angielsku, a na zimę zapowiadany w polskiej edycji (znów Kultura Gniewu) opisywany przeze mnie komiks o Robercie Johnsonie Love in Vain.

LEMONADE_lowres

5. Kiedy wreszcie będzie wojna? Pytanie – sygnalizujące niepokój w tekstach piosenek, nawet tych polskich i nawet tych popowych – powtórzone za grupą Twożywo zadawałem w opublikowanym w maju tekście dla „Polityki”. Wcześniej trochę może na siłę i raczej bez powodzenia szukałem protest songów we współczesnej muzyce, postawił na nich w pewnym momencie krzyżyk nawet Dorian Lynskey, kronikarz tej dziedziny i autor świetnej książki 33 Revolutions Per Minute. Pod koniec roku napisał niezły tekst o protest songach w „Billboardzie”, a na swoim blogu umieścił notkę, z której jasno wynika, że gatunek się odradza. Co zresztą pewnie można by było odnotować i bez Lynskeya – bo polskie ślady buntu w popie są odpryskiem tendencji światowej, która dotyka samego środka mainstreamu, jeśli spojrzeć na Lemonade , najlepszy, a zarazem chyba i najpoważniejszy z dotychczasowych albumów Beyonce. Biorąc pod uwagę fakt, że rok 2017 nie zapowiada się spokojniej – będą kolejne protest songi. Więcej i więcej.

stranger-things-vol-1-a-netflix-original-series-soundtra

6. Elektroniczna fala retro w apogeum. Wspominając o serialach, nie można nie wymienić zaskakującego Stranger Things, jednej z najbardziej idealnych stylizacji na kino lat 80., jakie można sobie wyobrazić, a zarazem nośnika dla muzyki Michaela Steina i Kyle’a Dixona, członków grupy Survive. W USA, które są w stanie zwielokrotnić każdy rodzaj muzycznej fali, powstał wokół zjawiska duży hype, nawet „Rolling Stone” odnotował istnienie całej nowej sceny syntezatorowej w Austin. Popularność synthwave w muzyce ilustracyjnej to oczywiście w dużej mierze zasługa Cliffa Martineza, autora muzyki do Drive i serialu The Knick, którego ścieżkę nieźle naśladowali polscy Artyści Strzępki i Demirskiego, notabene najlepszy polski serial, jaki widziałem od dawna. Sporo o tym pisałem w tym roku, nie uważam się za specjalistę w tej dziedzinie, bo synthwave ma w końcu swoją dość undergroundową długą tradycję, ale dziękuję wszystkim, którzy podpowiadali mi, czyje nagrania sprawdzić i kim się zainteresować. Dzięki znajomym trafiłem na przykład na nagrania Wojciecha Golczewskiego, który kwartetowi Survive zasadniczo w niczym nie ustępuje.

buchla_music_easel

7. Rok zostanie zapamiętany z paru technologicznych tendencji. Stare syntezatory miały na przykład swojego dość wyraźnego bohatera. Wspomnianego już w punkcie 1. Dona Buchlę. A właściwie jego produkowany znów po latach przenośny instrument Buchla Music Easel. Niezbyt tani, ale obecny na wielu wydawnictwach ostatnich sezonów. Albumy Kaitlyn Aurelii Smith (przywiozła Buchla Music Easel na Unsound), Suzanne Ciani, Floating Points (Kuiper!), Alessandro Cortiniego czy Anthony’ego Childa potwierdzały, że świat szuka innego standardu przemysłowego niż wyświechtany już Minimooog, a możliwości BME wydają się dużo większe. Poza tym trudno sobie nawet wyobrazić, jakie multimedialne przedsięwzięcia zaczną się pojawiać po praktycznej premierze domowej technologii VR, która miała miejsce w tym roku. Po ślepej uliczce technologii, którą jest 3D (przynajmniej w domowym wydaniu) VR wydaje się czymś, co rzeczywiście pobudza kreatywność. Najkrócej mówiąc: gdyby żył Bowie, już by coś w tym robił.

grammys-nominee-playlist_spotify

8. Owszem, żyjemy w czasach playlisty. W coraz większym stopniu serwisy streamingowe przyciągają już nie tylko tych, którzy chcą posłuchać na szybko, sprawdzić, co lepsze, ale i tych, których po prostu albumowy odbiór muzyki pop nie interesuje. Pytanie „Czy będzie playlista na Spotify?” w serwisach społecznościowych lokowało się w tym roku tuż za „A gdzie Mazut?” (kto ma wiedzieć, ten wie). I to przyznaję wszystkim, włącznie z kolegami redaktorami, którzy – pewnie nie bez racji – napadali na mnie za głupie postawienie sprawy playlist podczas dyskusji na targach Co Jest Grane. Emocje nieuchronnie mi zeszły, bo w sumie w roku 2016 mieć tylko takie problemy to jak nie mieć problemów wcale. Nie ma sensu dalej kruszyć kopii. Mnie w każdym razie od tego czasu i ochoty na przygotowywanie playlist na Spotify czy Tidalu nie przybędzie.

biedra

9. Winyle wróciły pod strzechy. Bo przecież mało kto mówi o tym, że ta stopniowa deelitaryzacja nośnika, z szeroko komentowaną akcją Biedronki w roli głównej, to nie przewrót, tylko powrót do pewnego status quo, na razie stanu rzeczy z czasów późnego winylu, kiedy jeszcze ludzie byli świadomi, po co ta czarna płyta jest, ale nie bardzo wiedzieli już (dziś jeszcze), jak się z nią obchodzić. Powrót zainteresowania czarną płytą – także tam, gdzie jeszcze jakieś stare winyle obrastały kurzem – oznacza też w w wielu wypadkach powrót zainteresowania fizyczną reprezentacją płyty w ogóle. Mnie w tej sytuacji bardziej niż te biedronkowe akcje cieszy przegonienie przez winyl sprzedaży plików z muzyką – według doniesień IFPI na razie w Wielkiej Brytanii (ale o ile znam sytuację – w Polsce z całą pewnością również) winyle dają artystom i wytwórniom zarobić więcej niż pliki. I piszę te słowa, mając świadomość wielu paradoksów. Bo jeśli zsumować wszystko to, co się działo przez ostatnich 12 miesięcy, muszę przyznać, że najważniejszym źródłem nowej muzyki w tym roku bywał dla mnie niejednokrotnie serwis Bandcamp. I lista najlepszych płyt na koniec roku opublikowana przez Bandcamp potwierdza, jak ciekawe to miejsce.

IMG_20160404_201013_edit

10. Wróciła po latach seria Polish Jazz. O retromanii piszę tu co roku, co roku też listy wznowień roku są dla mnie równie ważne co listy nowych wydawnictw (tej nocy w Trójce, a w czwartek w Dwójce radiowej dam temu wyraz). Ale reedycje Polish Jazz nie są tylko efektem powszechnej obsesji na punkcie przeszłości. Fakt, że w kwietniu ruszyła seria reedycji CAŁEJ serii (były kilka razy próby wydawania wybranych albumów), w tym winylowych wersji płyt to – jakkolwiek oceniać nowe tłoczenia – raczej konieczna powtórka z żelaznej polskiej klasyki. Pisałem i o samej serii, i o pierwszym od końca lat 80. kolejnym jej odcinku, zapewne dalekim od najlepszych momentów Polish Jazzu, ale też dalekim od kompromitacji. Tu, na blogu, seria wznowień klasyków polskiego jazzu też była tematem dość chętnie czytanym i komentowanym. Najlepiej w statystykach wypadł wpis pt. Wymaż i zapisz Polish Jazz. Ale był mimo wszystko daleko od ścisłej czołówki roku, którą znajdziecie poniżej, w post scriptum do listy.

prof_glinski_korea

To był dla mnie rekordowy rok – 220 wpisów na Polifonii w 2016, a do końca tygodnia coś jeszcze przybędzie. Łącznie 127 tys. użytkowników i jakieś 680 tys. odsłon. Bardzo dziękuję. Trzy najpopularniejsze wpisy w dużej części nie dotyczyły muzyki, co potwierdza, że jeśli ktoś chce zarabiać kliki, w dalszym nie powinien sięgać po stricte muzyczną tematykę:
1. Panu premierowi dziękuję za życzenia (18 stycznia) – dość osobisty w charakterze wpis po awanturze na jednej z pierwszych konferencji prasowych ministra kultury, na którą przyszedłem (wicepremier Piotr Gliński z fot. powyżej via oficjalny profil twitterowy Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego).
2. Kogo oszukała Beyonce? (26 kwietnia) – wczesna recenzja albumu Lemonade.
3. Pamięć dobra, bo krótka (6 czerwca) – wpis po dość kuriozalnym (w znacznej mierze) festiwalu w Opolu. Czyli z grubsza jak zawsze. Wolałbym statystyki windować w inny sposób, ale jednak nie potrafiłem uciec w tym roku od polityki. Tak jak chyba cała reszta mieszkańców naszego miłego kraju w roku, kiedy nawet muzyka nie łagodziła obyczajów.