Daj, ać ja na ryło nacharcham [podsumowanie tygodnia]

To był dość gorący tydzień. Policja zatrzymywała za bezczeszczenie pomników, w tym figury Chrystusa, tęczową flagą, a mój kolega po fachu pisał na FB, że incydent mógł stanowić – nabiorę powietrza, bo bardzo się z tym nie zgadzam – głęboki akt nietolerancji wobec osób ze skłonnościami homoseksualnymi, żyjących w seksualnej wstrzemięźliwości zgodnie z nauczaniem Kościoła katolickiego. Ja tam uważam, że kierunek naprawy świata powinien być na tym odcinku odwrotny – to nie wchodzący do kościoła ludzie powinni oddawać swoją seksualność do depozytu gdzieś pod chórem, tylko wychodzący – brać do serca postulaty Deklaracji praw seksualnych WHO. A czasem nawet zerknąć do Powszechnej deklaracji praw człowieka ONZ (większość katolików, których znam, nie ma z tymi dokumentami problemu), którą niedawno, ze wskazaniem na wszystkie postulaty równościowe, przypomniał Max Richter na swojej nudnawej płycie Voices. Ech, miło by teraz było porozdzielać zgodę co do treści z krytyką formy u Richtera, ale mamy aktualnie wojnę polityczną na pożywce religijnej – w obronie pomników, figury Chrystusa i ciężarówki antyaborcjonistów. Może są rodziny, w których pokazuje się kilkulatkom szokujące zdjęcia i kłamliwe hasła, które kolportuje ciężarówka. Moja interweniowała w tej sprawie parokrotnie – bez skutku (było nawet: mamo, ja nie chcę tam jechać, tam są te straszne zdjęcia). Za wandalizm w tej sprawie – i w sprawie nieszczęsnego pomnika (nie aresztowano nikogo – przypominam – w TEJ sytuacji) – zastosowano tymczasowe aresztowanie wobec Margot, a policja robiła to, co robi policja w kraju policyjnym. Stosowała przemoc, metodycznie wyłapując uczestników wczorajszej manifestacji (w sumie 48 osób) za udział w zbiegowisku. Kolegę redaktora chciałbym po katolicku szturchnąć – może fajnie się słucha elektronicznej muzyczki klubowej, ufając, że jej wykonawcy opanowali swoje „skłonności”. Ale akurat tej muzyczki najprawdopodobniej byśmy dziś nie słuchali, gdyby nie walczące z wykluczeniem przez lata, a u nas wykorzystane w niedawnej hejterskiej kampanii prezydenta Dudy jako spoiwo (sformułowanie Szczepana Twardocha) środowiska LGBT, zmagające się z realnymi problemami prawdziwych ludzi. 

W poniedziałek chwaliłem Fontaines D.C. I podtrzymuję, że to płyta, która bardziej mi odpowiada niż Protomartyr. Co do The Psychedelic Furs, o dyskutowaliśmy pod wpisem – ci z kolei na tyle mocno wyprzedzili swój czas, że dziś słucham ich z większym jeszcze zainteresowaniem niż kiedyś. 

We wtorek nadrabiałem lipcowe zaległości. Miałem polecić nawet 10 wydawnictw, realnie stanęło na pięciu: Daniel Blumberg, Genevieve Artadi, Humbros, Kutiman i Lauren Bousfield. Tego samego dnia wybuchła też na dobre (i na złe) afera wokół koncertu „Wolny świat” w CSW. Zespół Hungarica został uznany za coś zbyt bliskiego neofaszyzmowi, żeby się pod tym podpisywać – trójka wykonawców (Luxtorpeda, Maleo Reggae Rockers i KęKę) ogłosiła, że się wypisuje. Zespół przysłał list, broniąc się, że jest apolityczny, bo jego głównym sponsorem jest rząd Węgier. Cytuję dokładnie. Wujek Samo Zło – konferansjer koncertu – ogłosił, że jeśli istotnie są faszystami (choć uważa, że to tylko „Gazeta Wyborcza” chce ich obrzydzić ludziom), to jako pierwszy na tym koncercie charchnie im na ryło. Rzecz wychodzi daleko poza sceniczne formy ukształtowane przez Lucjana Kydryńskiego, zmierzając ku prasłowiańskiej tradycji z okolic Daj, ać ja pobruszę, a ty mi na ryło nacharchasz. Będę się więc starał informować na bieżąco o rozwoju wypadków. Chętnie poznam także zdanie lepszych niż ja katolików w tej sprawie.   

W środę pisałem właściwie tylko o powyższej aferce (ale po pierwsze dużo zainteresowanych czytelników, po drugie – jak zarapowałby Sławomir Mentzen, gdyby ktoś go nie zindoktrynował w dzieciństwie – nienawiść do faszystów, tak zostałem wychowany). Przy okazji odkopałem słowniczek magazynu „Raster”.  

W czwartek znowu chwaliłem – tym razem Nata Birchalla. Dlaczego? Proste. Każdy chciałby wierzyć w to, że po 40-tce, a już szczególnie po 50-tce da się jeszcze coś nowego z siebie wykrzesać. A ten krzesze i krzesze. 

Tego samego dnia można też było sobie obejrzeć dyskusję Unsound Lab z bardzo ciekawym gronem artystów. Szczegóły poniżej, gdyby ktoś miał ochotę nadrobić. Albo posłuchać nas z red. JH, jak opowiadamy o nowych pomysłach na fortepian w Nocnej strefie w radiowej Dwójce

W piątek ogłaszałem, że jest tłusto pod względem liczby i jakości premier. Ale też tłusto pod względem przeróżnych kodów rabatowych i zachęt do kupowania płyt i kaset z muzyką.  

Z lektur – czytałem tekst Kierana Press-Reynoldsa, czyli syna Simona, który ciekawym kawałkiem o wirtualnych imprezach przebija się w tej samej branży i walczy o uwagę. I tę poruszającą historię sesji zdjęciowej w chwili, gdy doszło do eksplozji w Bejrucie. Można pomóc ofiarom katastrofy dzięki tej zbiórce.  Można też kupić album składankowy z libańską muzyką, z którego wytwórnia Habibi Funk zrobiła zbiórkę na rzecz poszkodowanych rodzin. Link poniżej. Można wreszcie wpłacić grosz na charytatywną kompilację Total Solidarity, o której pisałem niemal dokładnie przed rokiem. Pieniądze organizacjom broniącym praw osób LGBT+ w Polsce są dziś potrzebne jeszcze bardziej. A bardziej od pieniędzy potrzebne są tylko zrozumienie i solidarność. 

Niestety, dla tych, którzy doczytują do samego końca, nie mam nic bardziej optymistycznego, możecie spojrzeć na zdjęcie, które zrobił wczoraj Rafał Milach.
EDIT (wieczorem): może jednak jeszcze tę wypowiedź warto przeczytać