Jak wróciły do Glińskiego pieniądze wydane na TVP [podsumowanie tygodnia]
Jak wróciły? Jak bumerang w starych kreskówkach. Bo po paru dniach rozkładania na czynniki pierwsze programu Fundusz Wsparcia Kultury (ogólnie bardzo potrzebnego itd.) można już z grubsza określić, kto w pierwszej kolejności zepsuł atmosferę wokół niego. Otóż prawie cały zły PR wywołali i napsuli krwi wicepremierowi Piotrowi Glińskiemu ulubieni artyści prezesa. Chodzi o prezesa Jacka Kurskiego. I o słynne miliardowe rekompensaty malejących wpływów z abonamentu, na które dorzuciliśmy jako podatnicy głównie TVP, m.in. po to, by nadawca miał czym wypełnić ramówkę w czasach, kiedy nie wszyscy chcą dla tego publicznego nadawcy grać. Wiele spośród analizujących wyniki FWK osób już sprowadziło artystów z co większymi rekompensatami do wspólnego mianownika. Co łączy braci Golców, Bayer Full, braci Cugowskich, Weekend, Grzegorza Hyżego, Kasię Cerekwicką, Sławomira Łosowskiego i jego wersję Kombi czy Feel (tu wnioski składał osobno, na dwie różne firmy, także manager Piotra Kupichy)? Na pewno rzadko bywają bohaterami na Polifonii. Ale jest jeszcze jedna cecha wspólna: dość regularnie występowali ostatnio na antenie Telewizji Polskiej, w programach rozrywkowych, w Opolu, na sylwestrze w Zakopanem, albo latem, podczas Wakacyjnej trasy Dwójki, oglądanej z maseczkami na twarzy lub z samochodów.
Oczywiście nie tylko oni. I oczywiście nie każdy ma wielki wybór, gdy chodzi o miejsce występu. Nie chcę nikogo piętnować, tylko wyjaśnić mechanizm. Tak się złożyło, że TVP w ostatnich sezonach musi śrubować stawki dla artystów estrady, żeby ich przekonać do współpracy (przypomnijmy sobie dyskusje wokół ostatnich edycji festiwalu w Opolu). A jeśli do FWK masowo z dużymi stratami zgłaszali się muzycy disco-polo – skądinąd jedno ze słabiej dotkniętych pandemią środowisk świata kultury, choćby ze względu na oszczędnie nakładane restrykcje dotyczące wesel – to również dlatego, że jak mówi się w samej telewizji, polityka repertuarowa i gaże związane z występami na małym ekranie kompletnie oderwały ich od rzeczywistości. Efekt jest taki, że mikroprzedsiębiorstwa liderów rynku disco-polo (Radek Liszewski z Weekend sam przyznaje, że prowadzi jednoosobową działalność) wnioskują o pokrycie niemal tak samo wysokich strat co organizator trzech gigantycznych festiwali Alter Art czy organizator najszybciej sprzedających się krajowych imprez muzycznych (koncerty Dawida Podsiadły), firma Muzk Management.
Dlaczego napisałem o bumerangu? Tym, którzy grywali w ubiegłym sezonie dla TVP, dawało to przychody na wysokim poziomie, na podstawie których – na mocy algorytmu – wyliczane jest pokrycie wysokich kosztów działania za ten rok, mimo że – uwaga! – dalej mieli otwarty rynek imprez telewizyjnych. Konkretnie: TVP. W ten sposób wicepremier Gliński płaci dodatkowy podatek od sumy, którą sam w tryby telewizji wpuścił. I ponosi wizerunkowe straty z tym związane, które przy okazji doprowadziły do wstrzymania wypłat, weryfikacji wniosków i skazały setki podmiotów kulturalnych na dalsze oczekiwanie.
Wczoraj opublikowaliśmy w POLITYCE rozmowę podkastową zwracającą uwagę na najbardziej realne problemy tych mniejszych przedsiębiorstw z kręgu sceno-techniki. Dla porządku dodajmy, że wśród firm, które otrzymały największe rekompensaty w tej kategorii, oczywiście są także podmioty współpracujące z TVP.
Jak zwykle w sobotę krótkie podsumowanie działań Polifonii. W poniedziałek pisałem o muzyce z dwóch klasycznych albumów Johna Coltrane’a w wersji na gitarę elektryczną. Zwracano mi uwagę, że trochę przeszarżowałem z tytułem – owszem, Coltrane grywał z gitarzystami, a po jego śmierci też były różne aranżacje jego utworów na gitarę, włącznie z Santaną i McLaughlinem, a u nas – Raphaelem Rogińskim. Warto to dla porządku dodać, tym bardziej że wersje Rogińskiego były wybitne.
W środę trochę tonowałem nastroje wokół FWK, ale przy okazji pisałem o pustej dyskotece z nowych, nagrywanych w pandemii piosenek Kylie Minogue. A przez cały dzień słuchałem tej piosenki wklejonej powyżej. Być może coverowego crossoveru roku.
W czwartek opisywałem trzy nowości w katalogu chicagowskiej International Anthem. Wszystkie były później grane w radiowej Nocnej strefie.
W piątek pisałem – z pewnym dystansem – o solowym koncercie zagranym w sali Alexandra Palace przez Nicka Cave’a. No i zostałem przy piątku youtuberem, choć raczej z doskoku i na zaproszenie polskiego NCPP.
Dzisiejszy wpis nie bez przyczyny zapowiada abstrakcyjny obraz autorstwa Roba Mazurka. Wczoraj ukazała się kolejna płyta jego Exploding Star Orchestra, dużego składu, który – to kontynuacja tematu z czwartku – jest niemal przeglądem środowiska wybitnych muzyków skupionych wokół International Anthem. I nie tylko. To połączenie świeżości młodszej generacji muzyków z Chicago z pokoleniem Tortoise, którego częścią był Mazurek. Partie fletu gra tu Nicole Mitchell, gitarowe Jeff Parker, perkusyjne Chad Taylor, a trąbki – uwaga – Jaimie Branch. Sam lider zostawił sobie tylko kilka momentów na swoje wejścia – kropkę nad „i” stawia w świetnym Parable 3000. W nagraniach Exploding Star Orchestra pozostaje przede wszystkim szefem zespołu, kompozytorem i twórcą ogólnej koncepcji. Ta ostatnia nawiązuje ponownie do kosmicznej wizji Sun Ra, którego muzyka zmieniła życie Mazurkowi, jak wspomina w rozmowie z NYT, gdy zetknął się z nią na koncercie jako szesnastolatek. Dalej słychać też wpływ Billa Dixona, z którym Mazurek pod szyldem ESO współpracował kilkanaście lat temu (z zachwycającym rezultatem).
Dla mieszkającego dziś w Teksasie trębacza o polskich korzeniach projekt Exploding Star Orchestra jest środkiem ciężkości, centrum działalności, punktem zbierającym jego różne zainteresowania, łączącym inspiracje jazzowe i fascynację XX-wieczną muzyką filharmoniczną. To album do wielu długich odsłuchów. Finezja nowego programu, rozkręcającego się może dość powoli, ujawnia się stopniowo, ale na koniec przekonuje w sposób, w jaki dawno nie działała na mnie muzyka Roba Mazurka.
ROB MAZUREK / EXPLODING STAR ORCHESTRA Dimensional Stardust, International Anthem 2020, 8-9/10
Komentarze
Nie tylko nasze podatki, ale i rachunki za media, służą do opłacania wydarzeń rozrywkowych, sportu, choć zdarza się też, co trzeba przyznać, że i wysokiej kultury. PGE PGNiG, KGHM i inne zostały włączone w cały system sporsoringu, na który idą miliony złotych.