Na progu roku

Jeśli ktoś był nastoletnim progrockowcem, przynajmniej raz do roku wróci do tego nurtu, zwykle już w formie ekstremalnej. A jeśli ktoś był nastoletnim miłośnikiem SF, też wróci to do niej raz na jakiś czas. I mam przyjemność zakomunikować, że wróciło – jedno i drugie jednocześnie. Jako kolejne już w tym roku odkrycie z obszaru frankofońskiego – po opisywanym w lipcu Neptunian Maximalism. Zespół nazywa się Le Grand Sbam i tym razem pochodzi nie z Belgii, tylko z Francji. Działa w Lyonie, aktualnie w składzie ośmioosobowym (poprzednio bywało skromniej) i wystarczy ich zobaczyć, żeby poczuć zainteresowanie lub odrzucenie:     

Francuski prog-rock – choć bardzo mi się podoba także określenie brutal jazz używane przez wydawcę płyty Furvent – zawsze był trochę inny. Zaludniony przez speców od karkołomnych figur perkusyjnych – Christiana Vandera (Magma) czy Guigou Cheneviera (Etron Fou Leloublan) – a do tego mocno inspirowany muzyką XX wieku, od Strawińskiego po Pendereckiego, ze szczególnym akcentem na partie wokalne. Tu mamy kilka elementów, które w oczywisty sposób łączą Le Grand Sbam z Magmą: bardzo urozmaicone wokale, z wielogłosowymi aranżacjami i niezrozumiałym językiem, który wychodzi daleko poza francuski. W onomatopeicznych słowach, momentami przechodzących w misterne, fantastyczne zrytmizowane dialogi (Yi Yin I K’ouen (La terre)), zbliżają się już raczej do chińskiego, choć przysiągłbym, że i ślad polskiego gdzieś słyszałem. Ale są też fragmenty, które przywodzą na myśl grupę Primus czy choćby Univers Zero i prosta klasyfikacja tej bardzo teatralnej muzyki jako współczesnej wersji Zeuhl, naturalna w wypadku Neptunian Maximalism, tu już przestaje być taka oczywista. Jest zarazem dużo lżejsza i jeszcze bardziej teatralna. Ostatni w zestawie Choon Choon w ogóle myli trop całkowicie, z dużą lekkością wprowadzając wątki latynoamerykańskie. Brzmieniowo poza wszechobecnymi instrumentami perkusyjnymi i fortepianem mamy na tej płycie bas, syntezatory i melotron. 

Bardzo ciekawa jest też cała otoczka – z filmami, za które odpowiedzialna jest wokalistka grupy Jessica Martin Maresco, ale przede wszystkim fantastyczno-naukowymi inspiracjami. Furvent to concept album inspirowany literaturą Alaina Damasio, czołowego francuskiego fantasty, piszącego dystopijne opowieści ze świata spustoszonego przez zdziczały kapitalizm (a prywatnie wspierającego żółte kamizelki). Nie znam książek tego autora, nie wiem nawet, czy któraś z nich wyszła w Polsce, ale wiem, że jest rozpoznawalny także w świecie komiksu i gier (konsultował m.in. scenariusz Life Is Strange). Muzycy Le Grand Sbam wcielają się tu, jeśli dobrze rozumiem, w bohaterów jego ostatniej książki, istoty zwane Les Furtifs, dla których naturalnym środowiskiem jest świat muzyki. Francuscy muzycy przytaczają nawet cytacik z Damasia: Muzyka jest jak wiatr, nigdy się całkiem nie wycisza, tylko my przestajemy słuchać.

Wydany w grudniu album to ciekawy materiał dla muzycznych ekscentryków. Na tyle zajmujący, żeby wstrzymać się jeszcze z publikacją rocznych podsumowań. Ostatnio zaskoczeń tylko przybywa, choć jesteśmy już na progu nowego roku.    

LE GRAND SBAM Furvent, Dur et Doux 2020, 7-8/10