Na papierze? Najlepsza grupa świata

Pourlopowe nadrabianie zaległości zacząłem od tego. Dlaczego? Z dwóch powodów: na Rate Your Music rzecz zawędrowała do ścisłej czołówki roku 2020, z imponującymi ocenami, a do tego jeszcze kusiła hasłem Zeuhl. A mam z nurtem Zeuhl mniej więcej to, co szczerbaty z sucharami. Biorę w ciemno i bez względu na konsekwencje. W tym wypadku skończyło się na klasycznym love & hate, ale za to w jakże monstrualnym wydaniu. Bo to nie suchary, to prawdziwa kopalnia sucharów i zespół, który ma większe brzmienie niż orkiestra symfoniczna. I z całą pewnością spełnia obietnicę ze swojej nazwy: Neptunian Maximalism. A do tego – według wszelkich znaków na niebie i Ziemi, według opisów i klasyfikacji – powinien mi się podobać.    

Kupiłem ten album po czterech taktach charkotu saksofonu barytonowego w intro utworu To The Earth: Daiitoku-Myōō no ŌDAIKO 大威徳明王 鼓童 – L’Impact De Théia durant l’Éon Hadéen. Bo owszem, tytuły utworów Belgowie z Neptunian Maximalism mają rozmiarów stosownych do swoich ambicji. Aż się boję myśleć, jakiego formatu mają wizytówki. Co do wizytówki brzmieniowej – łączą potężne i ociężałe dwie perkusje, właśnie saksofony, syntezatory oraz niskie barwy basu i gitary barytonowej. Czyli bez zwykłej gitary elektrycznej – tak jak dawno już powinna brzmieć każda szanująca się kapela metalowa. Choć tym od dawna podpowiadam tuby, o wiele bardziej obiecujące w tego typu zastosowaniach.   

Ponaddwugodzinny (!) materiał nie kończy na – stosunkowo jeszcze poukładanym – pierwszym utworze. Podobnie jak porównania nie kończą się na Magmie i wymyślonym przez jej lidera (perkusistę) Christiana Vandera nurcie Zeuhl. Ba, nie powinny w ogóle obejmować Magmy, bo to zupełnie inna sfera, muzyka znacznie bardziej free, słabiej zorganizowana niż to, co robi formacja Vandera, słynącego z precyzji i myślenia w kategoriach muzyki klasycznej. Te porównania obejmują Johna Coltrane’a i Alice Coltrane (a właściwie cały nurt spiritual jazzu), a wreszcie formację Swans. Problem w tym, że i te tropy prowadzą donikąd. Owszem, free jazz jest oczywistym punktem odniesienia, ale już nie spiritual, ani tym bardziej doskonale zorganizowana i w istocie minimalistyczna muzyka Swans. Nie dajmy się zwieść pozorom, czyli podobnej sile uderzeniowej, natężeniu dźwięku. To, co u Giry (czy także Alice Coltrane) jest dobrze zorganizowane, u Neptunian Maximalism staje się czystym chaosem. To już koncerty Hawkwindu, ze słynnym Space Ritual, wydają się lepszym punktem odniesienia. Sunn O))) i Acid Mothers Temple również – z całą swoją kapryśnością i nadprodukcją muzyki. Z pewnością też kolejne analogie można znaleźć w obfitej dyskografii wykonawców metalowych, których nawet nie znam. Zespół z Belgii to formacja, którą interesuje tylko to, co największe – są jak grupa dzieciaków wpuszczona na testy do salonu sprzedającego sprzęt ciężki – koparki, prasy hydrauliczne, wiertarki udarowe, młoty pneumatyczne. I wybierajcie: albo to jest tak genialne, że właśnie zbudowali coś zupełnie nowego na bazie różnych znanych ingrediencji, albo jest w tym spory ładunek hucpy. Bałagan jest z całą pewnością – właściwie tylko praca obu perkusistów podlega bardziej precyzyjnej synchronizacji, reszta elementów często dryfuje swobodnie w smolistym, metalowym sosie, a partie wokalne (ponoć efekt pracy z profesorem z Cambridge, który zajmuje się proto-językiem pierwszych ludzi) pojawiają się w sposób równie przypadkowy i, wmiksowane w tło, nie robią na mnie wrażenia. Odbiór z całą pewnością zależy trochę od dnia i warunków odsłuchu, no i cierpliwości, ale ja się trochę od tego albumu zdążyłem odwrócić, a fizyczne wydawnictwo CD zamówione w chwili pierwszej fascynacji (trzy płyty, podzielonego według części albumu: ziemskiej, księżycowej i słonecznej) jeszcze nawet nie przyszło. Zaczynam się zastanawiać, czy kiedykolwiek zdążę je odtworzyć w całości w tej fizycznej wersji.       

Nie twierdzę, że to zła płyta. Ale wydaje mi się mocno przeceniona siłą ogromnego pierwszego wrażenia. Powielana na początku etykietka Zeuhl na szczęście zniknęła i można tego słuchać z mniejszym zgrzytaniem zębami – jako szczególnej formy dronowego metalu, gatunku, w którym przerost formy nad treścią jest jednym z warunków brzegowych. Słucham więc i większego bólu nie odczuwam. Poza tym, że obchodząca w tym roku 50-lecie debiutancka płyta Magmy, jest dziś na wspomnianym już Rate Your Music niżej w zestawieniu wszech czasów. I jest to niesprawiedliwość bardziej totalna niż totalna jest sama muzyka tej nowej belgijskiej formacji.

A może jest to – jak ktoś rzucił – idealny soundtrack na rok 2020? Ale idealny nie w znaczeniu tragedii, jakie nas dotykają, tylko raczej sposobu, w jaki skłonni jesteśmy je wyolbrzymiać. Albo po prostu ścieżka dźwiękowa na rok, który nas przerósł.  

NEPTUNIAN MAXIMALISM Éons, I, Voidhanger 2020, 6/10