Lot wznoszący
Miała 39 lat. Za mało pod każdym względem, bo wydaje się, że ciągle szła do góry, jej dorobek w ostatnich latach miał wyjątkową jakość, na kolejne płyty się czekało. Za dużo pewnie na kult przedwcześnie zmarłej gwiazdy – i gatunek muzyczny nie ten – choć pod każdym względem pasowałaby na taką, którą masowa publiczność odkrywa, kiedy jest już za późno. Poza tym trębaczka Jaimie Branch – zmarła w ostatni poniedziałek, jak się dowiedzieliśmy z krótkiej informacji opublikowanej dzień później – miała żywy, bezpośredni kontakt z publicznością. Była wybitną instrumentalistką na wyciągnięcie ręki, koncertującą, grywającą też w Polsce, a nie ikoną z encyklopedii jazzu czy elegancką gwiazdą z kolumn „Down Beat”. Jedną z najbardziej żywiołowych, a przy tym fantastycznie naturalnych postaci, dzięki którym scena jazzowa miała szanse na kontakt z nową publicznością. Postacią, która na pewno była w stanie pogodzić publiczność międzygatunkowych freaków i zwolenników jazzowej tradycji. A przy tym jedną z tych bohaterek współczesnego jazzu, która potrafiła opowiadać o świecie mocniej i pewniej niż gwiazdy najpopularniejszych nurtów. Dla mnie Prayer for Amerikkka jest artystyczną reakcją na rasowe problemy dzisiejszej Ameryki ważniejszą niż jakikolwiek utwór rapowy. I wcale nie mniej komunikatywną, w wprowadzanymi ostatnio partiami wokalnymi. Z wyczuciem melodii, które w końcu mogło ją zaprowadzić i na listy bestsellerów.
At 9:21 pm on Monday, August 22, composer and trumpeter jaimie branch passed away in her home in Red Hook, Brooklyn. Her family, friends and community are heart broken. pic.twitter.com/nGAkHpfPab
— International Anthem (@intlanthem) August 23, 2022
O drugiej części Fly or Die, najważniejszego autorskiego przedsięwzięcia Branch, pisałem nieco szerzej tutaj. O pierwszej płycie tego cyklu – pięć lat temu. Jej świetny album koncertowy opisywałem w zeszłym roku. Ledwie w czerwcu zachęcałem do posłuchania kolejnego albumu duetu Anteloper, który Branch prowadziła z Jasonem Nazarym. Nie zdążyłem już napisać o zaskakująco ciekawym przedsięwzięciu inspirowanym muzyką rdzennych Amerykanów Medicine Singers z jej udziałem. Branch była wszechobecna, zostawiła po sobie w ostatnim czasie mnóstwo nagrań studyjnych i koncertowych. Stale też pojawiała się na tych łamach – i tym trudniej ją żegnać. Nie znam powodów śmierci, ale jedyna forma pocieszenia to fakt, że będzie szansa słuchać i prezentować znaną i nieznaną muzykę Jaimie Branch. Lot został jednak przerwany i jest to tym bardziej przykre, że był to lot wznoszący.
Komentarze
Smutna wiadomość.
Jak musiałem oddać bilety na jej kwietniowy koncert w katowickim NOSPR nie sądziłem, że nie będzie mi dane zobaczyć jej występu na żywo.
Nie ma słów, ogromny cios…
Ogromna strata. Jaimie, moim skromnym zdaniem, była jedną z najjaśniejszych postaci współczesnego jazzu. Grała muzykę innowacyjną, ale komunikatywną, ekspresyjną, a zarazem pełną liryzmu. Była buntowniczką, zjawiskową trębaczką, jazzmanką o wielu twarzach (twórczość solowa, Anteloper, Dave Gisler Trio). Jej projekt „Fly or Die” to było jedno z najważniejszych jazzowych przedsięwzięć ostatniego dziesięciolecia. Niezwykle się cieszyłem, mogąc zobaczyć jej kwietniowy koncert w Katowicach (i to z drugiego rzędu). Nie przypuszczałem, że to ostatnie takie spotkanie. R.I.P.
Nieco ponad rok temu napisałem pod wpisem z koncertówką jak Panu zazdroszczę, że widział Pan Jej koncert. Była tam też mowa o tym jaki kolor winyla „Fly Or Die Live” zamówić. Pan mi odpisał, że „nadzieja na kolorowe jeszcze nie umarła”. Minęło 15 miesięcy, mam już w kolekcji „Fly Or Die Live” w standardowym kolorze czarnym, ale moja nadzieja na zobaczenie występu Artystki na scenie została odcięta nożem dziś rano, kiedy przeczytałem tę zaskakującą wiadomość. A koncert Jaimie Branch był wydarzeniem, na które naprawdę mocno czekałem. Zdaje się, że w Dublinie nie zdążyli zagrać ani razu 🙁
,, Muzyka, która była już dawno i która dopiero będzie – jest teraz tutaj. Ona egzystuje w chmurze nad naszymi głowami
i kiedy gramy wybieramy po kawałku z eteru, zanim ją puszczamy znowu w górę… ”
Jaimie Branch