Ekojazz

Przepis na Szun Waves jest w miarę prosty.  Zabierzcie mały skład jazzowy z małego klubu w wysokie góry, gdzie echo jest niemal nieograniczone i za darmo, ale dorzućcie przedtem jakiś instrument klawiszowy nowszy niż Nord Electro. To dobry początek. Teraz potrzebny będzie jeszcze odpowiednio długi kabel do zasilania tego wszystkiego, bo to nie jest akustyczne trio, tylko syntezatorowe fusion zakładające sporą skalę dynamiczną. Bez tego kulminacyjne i chyba najważniejsze na tej płycie Be a Pattern for the World nie zabrzmi tak jak powinno. Choć z drugiej strony – napędzenie wszystkich pogłosów i delayów w studiu nagraniowych też musiało pochłonąć niemało energii. To jak z przedrostkiem eko- – czasem trudno się zorientować, czy sprzedają wam produkt tak bezpieczny dla środowiska, czy tak opłacalny, że pewnie skutków dla środowiska naturalnego nikt nie przetestował. Nie ma jednak wątpliwości, że pełna przestrzeni, poetyckiego rozmachu, ale i dodającego dramaturgii niepokoju muzyka Szun Waves stanowiłaby niezłą ścieżkę dźwiękową raportów znad Odry (najwyraźniej istotnych także dla czytelników Polifonii, sądząc po komentarzach).   

Przy okazji znakomitego New Hymn for Freedom próbowałem już zdefiniować krótko styl zespołu. Pojawiły się punkty odniesienia: Floating Points i James Holden (w którego studiu New Hymn… nagrywano – podobnie jak jeden z utworów z nowej płyty). Warto więc dodać, że ten nurt futurystycznego fusion ładnie się nam rozwija – kiedy ukazywało się poprzednie Szun Waves, nie wiedzieliśmy jeszcze o współpracy Floating Points z Pharoah Sandersem ani o tym, że Holden nagrał duetowy materiał z Wacławem Zimplem. Formacja The Comet Is Coming była już po debiucie, ale jeszcze poza radarem, EABS stawiali pierwsze kroki, a świat nie wiedział, kim jest Nala Sinephro. Teraz można jeszcze doprosić Sama Gendela czy Eliego Keszlera i urządzić jakiś tygodniowy pangalaktyczny festiwal tego nurtu. Sam bym pojechał.

Szun Waves, supertrio złożone z Laurence’a Pike’a (Triosk, PVT), Jacka Wyllie (Portico Quartet) i Luke’a Abbotta, jest oczywiście sumą umiejętności i doświadczeń tych muzyków. Ale z perspektywy Earth Patterns najważniejszą i najciekawszą postacią wydaje mi się jednak Abbott. Bez niego partie saksofonów Wylliego – z całym szacunkiem – wydawałyby się zamknięte w klasycznej ECM-owskiej stylistyce. A linie perkusji Pike’a byłyby ciągle imponujące, ale jednak też przewidywalne. Za to Abbott, który zaczynał od wizjonerskiego, ale jednak bardzo oszczędnego debiutu Holkham Drones, w Szun Waves wydaje się zmieniać. Zaskakuje i robi rzeczy ryzykowne, wychodząc bardzo daleko poza pierwotną konwencję. Z minimalistycznego artysty pogranicza techno, zafascynowanego krautrockiem, staje się tu momentami ekspresyjnym solistą. Może nie Emersonem, ani nawet Hancockiem, ale muzykiem, który potrafi zapanować nad improwizowaną materią trzymaną w pewnych ryzach jazzowej konwencji, a zarazem nie traci wyczulenia na brzmienie – potrafi świetnie kontrować słodycz saksofonowych partii Wylliego. Mogę sobie tylko wyobrazić, jak zabrzmiałaby ta konwencja, gdyby zamiast Wylliego pojawili się bardziej oryginalni brzmieniowo muzycy pokroju Gendela albo Zimpla, ale w pełni doceniam to, co tutaj dostałem.                 

SZUN WAVES Earth Patterns, The Leaf Label 2022