Lot wznoszący

Miała 39 lat. Za mało pod każdym względem, bo wydaje się, że ciągle szła do góry, jej dorobek w ostatnich latach miał wyjątkową jakość, na kolejne płyty się czekało. Za dużo pewnie na kult przedwcześnie zmarłej gwiazdy – i gatunek muzyczny nie ten – choć pod każdym względem pasowałaby na taką, którą masowa publiczność odkrywa, kiedy jest już za późno. Poza tym trębaczka Jaimie Branch – zmarła w ostatni poniedziałek, jak się dowiedzieliśmy z krótkiej informacji opublikowanej dzień później – miała żywy, bezpośredni kontakt z publicznością. Była wybitną instrumentalistką na wyciągnięcie ręki, koncertującą, grywającą też w Polsce, a nie ikoną z encyklopedii jazzu czy elegancką gwiazdą z kolumn „Down Beat”. Jedną z najbardziej żywiołowych, a przy tym fantastycznie naturalnych postaci, dzięki którym scena jazzowa miała szanse na kontakt z nową publicznością. Postacią, która na pewno była w stanie pogodzić publiczność międzygatunkowych freaków i zwolenników jazzowej tradycji. A przy tym jedną z tych bohaterek współczesnego jazzu, która potrafiła opowiadać o świecie mocniej i pewniej niż gwiazdy najpopularniejszych nurtów. Dla mnie Prayer for Amerikkka jest artystyczną reakcją na rasowe problemy dzisiejszej Ameryki ważniejszą niż jakikolwiek utwór rapowy. I wcale nie mniej komunikatywną, w wprowadzanymi ostatnio partiami wokalnymi. Z wyczuciem melodii, które w końcu mogło ją zaprowadzić i na listy bestsellerów.      

O drugiej części Fly or Die, najważniejszego autorskiego przedsięwzięcia Branch, pisałem nieco szerzej tutaj. O pierwszej płycie tego cyklu – pięć lat temu. Jej świetny album koncertowy opisywałem w zeszłym roku. Ledwie w czerwcu zachęcałem do posłuchania kolejnego albumu duetu Anteloper, który Branch prowadziła z Jasonem Nazarym. Nie zdążyłem już napisać o zaskakująco ciekawym przedsięwzięciu inspirowanym muzyką rdzennych Amerykanów Medicine Singers z jej udziałem. Branch była wszechobecna, zostawiła po sobie w ostatnim czasie mnóstwo nagrań studyjnych i koncertowych. Stale też pojawiała się na tych łamach – i tym trudniej ją żegnać. Nie znam powodów śmierci, ale jedyna forma pocieszenia to fakt, że będzie szansa słuchać i prezentować znaną i nieznaną muzykę Jaimie Branch. Lot został jednak przerwany i jest to tym bardziej przykre, że był to lot wznoszący.