9 płyt, które zgubiłem przez cały rok

Jak było widać w poprzednim wpisie, odbieram ostatnio niemało przesyłek. Często są to rzeczy, które przez długie tygodnie albo i miesiące czekały na fizyczny nośnik, a ja z jakichś powodów, złożywszy zamówienie, zapomniałem już o pisaniu notek czy dłuższych recenzji. Dziś takie zestawienie tego, co najciekawsze, czyli zgubionych notek o bardzo ciekawych albumach. Nie wszystkich zgubionych, bo przez rok zgubić udaje mi się znacznie więcej, ale dziewiątka wydaje się sensowną ramą i zgrabnie mieści się na jednym obrazku. Część z tych albumów zapewne już doskonale znacie, ale liczę na to, że choć jeden okaże się jakimś miłym zaskoczeniem lub nawet odkryciem.  

FEU! CHATTERTON Palais d’argile, Universo Em Fogo 2021 (oryginalnie w marcu) 

Paryska grupa reprezentująca zjawisko tamtejszej nowej piosenki nouvelle chanson française. Tyle że to jest nadbudowywanie od nowa piosenki na syntezatorowym popie i psychodelii, zaskakujące przejściami międzynurtowymi i imponujące w warunkach światowych, a w warunkach francuskich – mam wrażenie, że dawno nie było formacji z taką perspektywą światowego sukcesu. Noty na Polifonii zabrakło, choć odnosiliśmy się do zespołu w jednym z wydań HCH, bo nie brakowało w tym roku innych francuskich odkryć.   

MDOU MOCTAR Afrique Victime, Matador 2021 (oryginalnie w maju)

Album dość oczywisty, jeśli spojrzeć z punktu widzenia rocznych zestawień publikowanych tu i ówdzie, co nie dziwi mnie szczególnie, bo i afrykański nurt Tishoumaren wydaje się coraz popularniejszy, i Mahmadou Souleymane coraz szerzej rozpoznawalny. Popularność (należna już przy okazji albumu Ilana: The Creator) wydaje się jednak w pierwszej kolejności efektem przejścia tego wokalisty i gitarzysty z katalogu drobnej oficyny Sahel do całkiem już sporego, choć niezależnego Matadora. Następny krok to zapewne Columbia i nagrody Grammy.   

SKEE MASK Pool, Ilian Tape 2021 (oryginalnie w maju)

Dobre skutki słuchania słabszych albumów są takie, że kompilacja Coldcuta opisywana we wtorek poprowadziła mnie wprost do zgubionej w maju płyty Skee Mask, czyli Bryana Müllera, działającego w Monachium producenta muzyki elektronicznej, jednego z tych, którzy bronią honoru lekkiego, podlanego ambientem techno. I chociaż w tym samym roku nową płytę wydał Gas, nie mam wątpliwości, który album z roślinnością na okładce wolę. 

NICK GARBETT & MIKE MAJKOWSKI The Glider, Nick Garbett 2021 (oryginalnie w sierpniu)

Przy okazji odsłuchu nowego albumu Mike’a Majkowskiego (rzecz się nazywa Four Pieces, polecam szczególnie gorąco zwolennikom Lotto) przesłuchałem także jego duetową płytę z dawnym kolegą z konserwatorium w Sydney, czyli trębaczem Nickiem Garbettem. Nagrywana w Berlinie w otoczeniu kilku kolejnych znajomych muzyków (pojawia się i kolejny ekspata Tony Buck na perkusji) prze raźno w stronę mieszanki dubu i muzyki „czwartego świata”, jak ją nazywał tegoroczny zmarły, Jon Hassell. A transowe inklinacje Majkowskiego pomagają w tym wszystkim zachować dobry balans i oryginalny charakter.   

WEB WEB x MAX HERRE Web Max, Compost 2021 (oryginalnie w sierpniu)

Cieszę się, że ostatnio uaktywniła się na nowo wytwórnia Compost – matecznik europejskiego nu-jazzowego brzmienia, dla którego wróciły dobre czasy. I do tego nurtu odnosi się album Web Web (tria, którym kieruje pianista Roberto di Gioia) z Maxem Herre i bardzo zachęcającą drużyną gości: Brandee Younger, Yusef Lateef, Mulatu Astatke, Charles Tolliver… Na Polifonii rzecz reprezentował w swoim czasie utwór Satori Ways na playliście. W pierwszej kolejności warto też posłuchać Intersections z Tolliverem, ale nawet fragmenty bez gości imponują (koniecznie finałowy The Sequel) – tyle że w rankingach ta płyta przepadła, widocznie w stronę Bawarii mało kto się dziś ogląda.     

LYRA PRAMUK Delta, Bedroom Community 2021 (oryginalnie we wrześniu)

Jedna z płyt roku 2020 – Fountain amerykańskiej wokalistki Lyry Pramuk – zremiksowana lub zrekomponowana przez grono różnych wykonawców, tych z klucza wytwórni płytowej (Valgeir Sigurðsson, Ben Frost), pracy z głosem (Colin Self – jedna z najciekawszych wersji) lub umiejętności w sferze elektronicznych aranżacji (Caterina Barbieri, Hudson Mohawke, Nailah Hunter). Efekt, co rzadkie, przynajmniej dorównuje oryginalnej płycie.  

PATRICK SHIROISHI Hidemi, American Dreams 2021 (oryginalnie w październiku)

Wprawdzie wrzuciłem ten album w post scriptum październikowego podsumowania, to jednak niewystarczająca forma zaakcentowania, że na planie albumów z saksofonem w roli głównej należał ewidentnie do pierwszej piątki, a może i pierwszej trójki w całym roku. Rzecz jest dość liryczna, wzruszająca wręcz, minimalistyczna (czasem blisko estetyki Moondoga) i całkiem melodyjna jak na dziką i różnorodną twórczość amerykańskiego muzyka z rodziny japońskiego pochodzenia. To pochodzenie jest tu ważne, bo Hidemi to osobista opowieść o dziadku Shiroishiego, który w czasie II wojny światowej trafił do jednego z obozów koncentracyjnych (nazywanych też obozami internowania, były doświadczeniem ok. 120 tys. osób) dla japońskich Amerykanów.    

ILL CONSIDERED Liminal Space, New Soil 2021 (oryginalnie w listopadzie)

W tym przypadku zgubiłem niedawno i nadrabiam szybko. Jeszcze jeden londyński skład jazzowy w przełomowej dla siebie płycie nagranej m.in. z udziałem tubisty Theona Crossa i perkusisty Sarathy’ego Korwara. Wszystko się tu zgadza – energia, tempo, odniesienia do muzyki Wschodu, improwizacje. Dla miłośników Sons Of Kemet (prawdę mówiąc ten album wyprzedza w moim prywatnym rankingu ich tegoroczny album) czy Nubyi Garcii – obowiązkowo. 

JAMIRE WILLIAMS But Only After You Have Suffered, International Anthem 2021 (oryginalnie w grudniu) 

To jest ta płyta, która niemal w tym samym okresie, w momentami podobnej konwencji i dokładnie w tym samym katalogu co ostatni album Bena Lamara Gaya (trochę słabszy moim zdaniem i bardziej chaotyczny od poprzednich) pobiła go w moim odbiorze. Pełen energii zestaw piosenek perkusisty, wokalisty i producenta Jamire’a Williamsa to również ćwiczenia z twórczego chaosu – gdzieś pomiędzy soulem, rapem a jazzem w nowoczesnej odsłonie – i zarazem długa lista obecności, która tym razem prowadzi nas do Kalifornii (Sam Gendel, Carlos Nino), Teksasu (Lisa E. Harris) i Nowego Jorku (Corey King). Koniecznie.