Kapitan Kirk

Gdyby ktoś to przeoczył – a nie było przy tej okazji szyldu „breaking news” w mailach, niektóre serwisy zresztą w ogóle wiadomość zignorowały – zmarł Richard H. Kirk, założyciel i siła napędowa Cabaret Voltaire. Miał 65 lat. Legenda jego powstałej w Sheffield grupy może nieco przygasła – mimo niedawnego comebacku i płyty Shadow of Fear. Ale utwory CV właściwie nie bardzo się przez lata zestarzały, a znaczenia grupy nigdy nie opisywała masowa popularność, tylko wpływ na innych. Założona w 1973 r. formacja, powstała z chęci pracy nad dźwiękami syntetycznymi albo przetwarzania do nierozpoznawalności tych znanych brzmień, a promowana przez Kirka istotnym hasłem „nie jesteśmy muzykami”, była jednym z najważniejszych w ewolucji muzyki miejsc, w których zmianę paradygmatu można wskazać palcem. Napędzała ją fala zainteresowania punkiem, ale od początku tworzyli muzykę o charakterze postpunkowym, w duchu DIY, we własnym studiu z ośmiościeżkowym magnetofonem, oscylatorem, perkusją z organów Farfisa oraz ideą pracy nad sprzętem studyjnym i taśmą jako instrumentem, podchwyconą wtedy od Briana Eno. Powoływali się też oczywiście na Burroughsa z jego techniką cut-up, prowokowali zachowaniem, pomysłami scenicznymi i tytułami, budowali podwaliny późniejszej sceny industrialnej. A zarazem tworzyli klimat dla rozwijającej się powoli elektronicznej sceny Sheffield. Byli wreszcie współodpowiedzialni za ducha przełomowej Factory Records z Manchesteru – na startowej podwójnej epce A Factory Sampler w roku 1978 jedną ze stron wypełniają ich nagrania, sąsiadujące z utworami Joy Division, Durutti Column i Johna Dowie. Później CV znajdą się na innej słynnej postpunkowej kompilacji – C81, kasecie opublikowanej w 1981 r. przez Rough Trade. 

Sami muzycy CV – na początku ze Stephenem Mallinderem i Chrisem Watsonem, który odszedł później, by pracować dla BBC jako dźwiękowiec i realizować wybitne nagrania terenowe – nazywali to, co robili, eksperymentalną muzyką pop. Uczyli się, poza Eno, od Kraftwerk i Bowiego, ale dorzucali wrażliwość awangardowej sztuki i performansu (stąd skojarzenia z nurtem Dada w nazwie) – niczym innym nie było dla nich to, o czym wspominał parokrotnie Kirk, czyli puszczanie hałaśliwej muzyki z taśmy podczas koncertu w pubie dla zupełnie nieprzygotowanej na to publiczności. Brzmienie młota udarowego wprowadzili na sceny zanim to było powszechne – właściwie jeszcze zanim szokować zaczęła estetyka brytyjskiego punka. Pop w tej wersji mógł być szkaradny – jak angielski pejzaż poprzemysłowy.    

Joy Division, a potem New Order byli ewidentnie uczniami CV – dopiero po latach Bernard Sumner przyznał, że sposób pisania utworów, bez gitary elektrycznej, stanowił dla niego podstawową inspirację. Co oczywiste, scena rave’owa powoływała się też na grupę Kirka regularnie. Tu zresztą ważne były też jego solowe nagrania, publikowane od 1980 r. pod wieloma pseudonimami, a także m.in. jako Sweet Exorcist (z DJ-em Parrotem). Członkowie Coldcut, żegnając w mediach społecznościowych Kirka, zwracali uwagę właśnie na grany przez siebie utwór Testone tego duetu. Kirka żegnają też m.in. muzycy Orbitala, The Black Dog i Scanner. Serię wspomnień opublikował Jon Savage, jeden z dziennikarzy, którzy na wczesnym etapie opisywali muzykę CV (w Polsce pionierski tekst o zespole w latach 80. na łamach „Magazynu Muzycznego” opublikował bodaj Przemysław Mroczek – poprawcie mnie, jeśli się mylę, chętnie zobaczę faksymile). W swojej książce England’s Dreaming Savage opisuje ich jako sypialniany, syntezatorowy zespół noir. Partner z zespołu, Stephen Mallinder, żegna człowieka, z którym trudno było żyć, ale nie sposób nie kochać. Nie ma wątpliwości, że to Richard Harold Kirk był główną siłą napędową pionierskich działań Cabaret Voltaire.      

CV prawie nigdy nie byli zdecydowanie na pierwszym planie, za to wszędzie obecni, jak duch. Są pewne analogie do zmarłego przed kilkoma tygodniami Lee „Scratcha” Perry’ego. Mimo skrajnie różnych estetyk w tych rewolucjach chodziło o coś zaskakująco podobnego. Nie wiadomo mi nic o współpracy Perry’ego i Kirka, więc pierwszy jam chyba na tamtym świecie.  

W czwartek w Nocnej strefie wspomnienie i koncert CV z Sheffield. Poniżej Red Mecca, jeden z najważniejszych albumów tej formacji, choć na mnie nie mniejsze wrażenie zrobiły Mix-Up, 2×45 czy ścieżka dźwiękowa do eksperymentalnego filmu Johnny YesNo.