Drony z Masywu

Dziś niejako kontynuacja wczorajszego tematu. Stali czytelnicy Polifonii mogą pamiętać moje częste wycieczki na francuską prowincję w poszukiwaniu muzyki Natural Snow Buildings. I ta prowincja – gdzie we Francji dzieje się wszystko co najciekawsze, od alternatywnego spojrzenia na uprawę i produkcję wina, po alternatywne spojrzenie na lokalną tradycję – nie przestała być intrygująca. Przesunęło się tylko w ostatnich latach muzyczne centrum wydarzeń – w stronę Masywu Centralnego i stosunkowo mało u nas znanej Owernii, krainy wygasłych wulkanów i wodza Wercyngetoryksa. A przy okazji – obszaru, gdzie mówiło się i pisało po oksytańsku, czyli w języku trubadurów, w dialekcie owerniackim. Ten jest dziś zagrożony całkowitym wyginięciem, używany prawie tylko w wersji mówionej – i fascynuje takich oryginałów jak Ernest Bergez. To klasyczny we współczesnej Francji przypadek człowieka z wielkiego miasta (w tym wypadku Lyon), który wyjeżdża na prowincję odkrywać tamtejszą tradycję. Bergez trafił więc do Owernii, gdzie wcześniej spędzał wakacje, już jako dorosły człowiek. Naukę gry na skrzypcach podjął w wieku lat 24, podobnie ze śpiewem w języku oksytańskim. Trafił na ciekawy grunt sceny, która patrzy na miejscową tradycję przez pryzmat psychodelii, improwizacji i zachwytu dronami, burdonami tworzonymi za pomocą liry korbowej i miejscowej odmiany dud zwanej cabrette. Powiedzieć, że to ciekawe środowisko, to nic nie powiedzieć. Kto w to wpadnie, obudzi się półtora tysiąca kilometrów dalej i kilka wieków wcześniej. Niewykluczone też, że z debetem na koncie, jeśli zbiera fizyczne wydawnictwa.  

Przełomem dla Bergeza było spotkanie z Jacques’a Puecha, Yanna Gourdona i innych muzyków kolektywu La Nòvia, z którym luźno współpracuje od kilku lat, m.in. jako realizator dźwięku. Ich muzyka brzmi jak gdyby ścisłe grono współpracowników La Monte Younga z lat 60. przewieźć do Owernii, nakarmić serem Saint-Nectaire, napoić winem i pokazać, że brzmienie miejscowych instrumentów w rodzaju cabrette można dodatkowo przetwarzać przez studyjne efekty. Pewnie by już stamtąd nie wyjechali i nagraliby tyle płyt, co La Nòvia przez ostatnie lata. 

Ale wychowany na scenie industrialnej i eksperymentalnej Bergez to historia nawet na tym tle nieco osobna. Tradycję traktuje jeszcze swobodniej, a zarazem jest żywotnie zainteresowany ocalaniem brzmienia języka. Jako Sourdure śpiewa, gra na skrzypcach, wykorzystuje inne charakterystyczne dla Owernii instrumenty plus jeszcze bębny ramowe o korzeniach pozaeuropejskich, ale tworzy z tego wszystkiego swobodny, wpadający co rusz w całkowite szaleństwo kolaż dźwiękowy. Tradycja spotyka tu eksperyment i przepychają się wzajemnie, zmieniając proporcje. W surowym śpiewie jest coś prastarego, w produkcji czuć ducha nowoczesności, a jeśli tradycję, to bardziej tę związaną z musique concrete. W fantastycznym Rondaleira na pierwszy plan wchodzi w pewnym momencie partia przypominająca nagrania Terry’ego Rileya, ale nie jest to muzyka aż tak transowa jak albumy La Novii (choć członkowie kolektywu pojawiają się gościnnie na płycie). Jest za to skoncentrowana raczej na dziwności, wyjątkowości, niesamowicie oryginalna. Duchem przypomina analogiczne pomysły zmagań z tradycją z ostatniej płyty Gazelle Twin, ale estetycznie pozostaje odrębna i endemiczna. Bergez nie uznaje anglosaskiej dominacji w świecie muzyki i pokazuje, w jaki sposób można z perspektywy małego Thiers tę dominację całkowicie rozmontować.   

Bergez, centralna postać sceny Masywu Centralnego, przedstawia się na swojej bandcampowej stronie jako 1/2 duetu Kaumwald, 1/3 formacji Orgue Agnès (polecam, wkrótce wydają nowy album), a wreszcie 1/4 Sourdurent, no i 1/7 składu Tanz Mein Herz. Ta ostatnia nazwa może się wydać wielu osobom znajoma – w styczniu ukazał się album tej owerniackiej formacji zatytułowany Quattro. Tu jesteśmy już i bliżej psychodelii, i nawet stylu Natural Snow Buildings, choć w wydaniu Tanz Mein Herz burdony wydają się jeszcze potężniejsze, a długie kompozycje z dwupłytowego zestawu (na czele z Tales from the middle of the night oraz Magical stones and shiny mud, no i szczególnie polecanym przeze mnie 96) wciągają jeszcze mocniej. W tej instrumentalnej, hipnotyzującej muzyce da się z kolei usłyszeć inspiracje rodem z Afryki Północnej, a przede wszystkim – z kręgu hipisowskiej muzyki kontynentalnej, przede wszystkim krautrocka. Utwory rozwijają się powoli i roztapiają w polifonii zgrzytliwych barw dud, gitar i skrzypiec, wspomaganych elektroniką. Może  podobny rodzaj psychodelii da się wykrzesać i w innych rejonach geograficznych, włącznie z Polską, ale rzecz tylko potwierdza, że scena z Owernii jest masywna jak sama wyżyna, na której działa. A grzyby w okolicznych lasach – bo te akurat wulkany toną w zieleni – najwyraźniej zachowały pamięć epoki Wercyngetoryksa i bitwy pod Gergowią.  

SOURDURE De mòrt viva, Les Disques du Festival Permanent/Murailles Music 2021, 8/10
TANZ MEIN HERZ Quattro, Standard In-Fi 2021, 7-8/10