Nie ma transu bez przesady

Ostrzegałem już w sobotę, że jest jedna naprawdę obłędna płyta wśród tych, które się w zeszłym tygodniu ukazały. Chociaż nie da się z niej wykroić singla na playlistę. Zresztą każdy by z takiej playlisty natychmiast uciekł, żeby słuchać dalej. Bo to jedna całość – sztucznie podzielony na części dla potrzeb wydania, transowy koncert nagrany na scenie londyńskiego Cafe Oto w roku 2019 przez kierowaną przez Joshuę Abramsa grupę Natural Information Society (którą darzę szczególną sympatią – pisałem o nich choćby tutaj) z brytyjskim mistrzem free jazzu Evanem Parkerem. Ze współpracy tego akustycznego składu wyszła jedna z najbardziej elektronicznych płyt na skład żywych organizmów, jakie kiedykolwiek powstały. Wprawdzie swing sekcji rytmicznej jest naturalny, to w połączeniu z frenetycznymi (lubię to słowo i być może nadużywam, ale tu nie ma lepszego) partiami saksofonu i klarnetu daje obraz transu, jaki słyszałem może tylko u muzyków z północnej Afryki. I jak zwykle – w moim wypadku przynajmniej – w wypadku nagrań NIS zaczyna się od wrażenia, że to się może nie skleić, po czym za parę minut, gdy grający na saksofonie sopranowym Parker wypluwa z siebie na oddechu cyrkulacyjnym serie rytmicznie bramkowanych dźwięków, niczym generator przebiegów losowych, okazuje się, że owszem – skleiło się, jak zawsze. Zlepione koncentracją, pełnym zanurzeniem, rytualnym i prostym gestem pewnej przesady.

Przesada w transie? Nie ma przesady w transie. A raczej – jak nie ma przesady, to nie ma transu. 

Nie grali ze sobą po raz pierwszy. Kilka lat wcześniej występowali z Anglikiem w innym składzie. Teraz zamiast Bena Boye’a pojawił się na scenie klarnecista (tu na klarnecie basowym) Jason Stein, kapitalnie spajając, doklejając właśnie – można powiedzieć – odlatującą partię Parkera do sekcji rytmicznej, którą tworzą bębniący oszczędnie i świetnie kontrolujący tempo Mikel Avery oraz grający na gimbri Abrams. A brzmienie uzupełnia jak zwykle fisharmonia Lisy Alvarado, której obraz zwyczajowo wykorzystano na okładce płyty Natural Information Society.    

Słowo wstępne do tego albumu sugeruje próbę zebrania w 75-minutowym utworze różnych wątków muzyki z Chicago, łącznie z house’em. Puls się zresztą zgadza, choć tempo jest nieco wyższe. Z kolei tytuł całości przynosi dość czytelne nawiązanie do Ascension Johna Coltrane’a. I tam chodziło o splot improwizacji, choć skala była inna – i temat też. Descension wygląda mi na czynność odwrotną – zejście na ziemię? Na poziom bardziej fizyczny niż duchowy? A może to tylko niewinna gra słów. W każdym razie pod koniec drugiej części improwizacji jest nawet nieśmiały cytat z  Coltrane’a, choć już A Love Supreme. Kolejne drobne nawiązania pojawiają się w toku improwizacji w części czwartej. 

Rzecz byłaby na bezwarunkową dziewiątkę, gdyby nie odrobinę słabsza część trzecia, podczas której muzycy się – mam wrażenie – nieco regenerują, nie schodząc jednak mocno z tempa – obniża się ono do poziomu „zaledwie” 150 bpm, żeby zaraz delikatnie wzrosnąć w finałowej, czwartej części, w której także Stein i Parker na dłuższy moment zapiszą się do sekcji rytmicznej i w której wrócą właściwie wszystkie wcześniej obecne wątki, a rytm na końcu zupełnie się zapętli, aż do zacięcia. A zamkną to wszystko oklaski publiczności, w mojej wersji ewidentnie nagrane w zwolnieniu. Przypadkiem czy specjalnie, może to forma ingerencji odpowiedzialnego za mastering Helge Stena? Nie mam pojęcia. Jedno, co wiem na pewno na temat tych oklasków, to że były zasłużone.  

NATURAL INFORMATION SOCIETY with EVAN PARKER Descension (Out of Our Constrictions), Eremite 2021, 8-9/10