Zawiesina postapokaliptyczna

Z nagłego ogłoszenia kolejnych gości przyszłorocznego Off Festivalu chyba najbardziej ucieszył mnie Brian Piñeyro, czyli opisywany przeze mnie niedawno DJ Python (pozostali to Mac DeMarco, Alyona Alyona, DIIV i Quinn Christopherson, termin imprezy: 6-8.08, tutaj szczegóły). Pora tego występu może być jednak dość późna, a z wstępnych wyliczeń wychodzi mi, że za rok będę jeszcze o rok starszy niż dziś. Wcześniej, bo w dwa weekendy tego roku, 12-13 września i 14-15 listopada, odbędzie się w Warszawie Ephemera, czyli festiwal zorganizowany przez twórców krakowskiego Unsoundu. Tu rzecz, której nie można zignorować, czyli Chernobyl live – sceniczna wersja muzyki Hildur Guðnadóttir napisanej do wiadomego serialu. W dawnej drukarni na Mińskiej. W Nowym Teatrze polska premiera pokazywanego w Wenecji spektaklu tanecznego Untitled (Holding Horizon) Alexa Baczyńskiego-Jenkinsa, na otwartym powietrzu Martwa natura Antoniny Nowackiej oraz koncert Lyry Pramuk. W edycji listopadowej występ Andrzeja Nowaka, o którym pisałem tutaj dwa lata temu. A tutaj znajdziecie szczegóły dotyczące warszawskiej imprezy.   

Pandemia zablokowała w dużej mierze międzynarodowy obieg koncertowy. Ale duża część zaplanowanych przez Unsound wydarzeń rozgrywa się na poziomie lokalnym – dzięki bliskim kontaktom i dobremu połączeniu z Berlinem, skąd przyjeżdżają zagraniczni goście. I dziś płyta, która mi się z tym miastem w sposób zdecydowany kojarzy – to właściwie współczesna wariacja na temat ambientowo-dubowych brzmień tamtejszej sceny elektronicznej. Ale nie tylko. Na przełomie wieków wystarczyło wejść do byle butiku we wschodniej części miasta, żeby zderzyć się z pulsującym dubowym techno spod znaku Chain Reaction. Brak mi dziś tego rodzaju turystyki – miasta, które żyje w danym momencie w zupełnie innej estetyce niż reszta świata. Wychodzicie kupić buty albo wypić piwo, a wracacie z albumem Monolake. Nie tyle usłyszałem, co poczułem tę atmosferę na płycie, którą parę tygodni temu wydał Pontiac Streator.    

Inwencję brzmieniową tego artysty znamy z publikowanych w ostatnich latach nagrań jego duetu z Ullą Straus. W tym roku ona wydała solowy materiał Tumbling Towards A Wall, a on – podwójny LP Triz. To kolejny przypadek, gdy muzyki nie znajdziecie na Spotify czy Google Play Music. Trzeba się zdecydować i zamówić – albo zignorować. Ale też wyjątkowo dobrze ta zawiesista, basowa, minimalistyczna, ale jednak tętniąca życiem muzyka pasuje do formatu płyty winylowej. Triz to swobodny, psychodeliczny, zabrudzony trzaskami lot – tło dźwiękowe, które kiedyś podczas berlińskich podróży kojarzyło mi się z XXI wiekiem, a potem, przywożone do domu, zwykle już nie brzmiało tak samo. Teraz w wersji nieco bardziej postapokaliptycznej – bo pulsujący dub rozrywają tu co jakiś czas jakieś strzępki partii wokalnych czy zniekształcone barwy – przylatuje z Filadelfii (stamtąd pochodzi autor Triz, podobnie jak Ulla Straus – gościnnie pojawiająca się tu w utworze Trizlang Gem). Tam nigdy nie byłem, żadnych wspomnień, więc mogę słuchać bez poczucia, że czegoś mi brak.  

PONTIAC STREATOR Triz, Motion Ward 2020, 7-8/10