Niemęski układ scalony

Niespecjalnie lubię patrzeć na sceny muzyczne przez pryzmat płci, ale jestem też zadeklarowanym fanem niemęskiego grania, cokolwiek mogłoby to pojęcie oznaczać*. Poza tym w tej jednej dziedzinie jest to naprawdę mocno historycznie uwarunkowane. Pionierki elektronicznej muzyki eksperymentalnej mają piękną kartę: Delia Derbyshire, Daphne Oram, Wendy Carlos, Suzanne Ciani, Eliane Radigue… To jak z kobietami na politechnicznym wydziale elektroniki – gdzie chwilę miałem okazję studiować – są w totalnej mniejszości, słabo widoczne, a zarazem stanowią grupę mocno wyróżniającą się, jeśli nie najlepszą. Dlatego pewnie dobrym pomysłem jest platforma wzajemnego wsparcia twórców niemęskiej muzyki elektronicznej, która skupiona jest głównie wokół polskich producentek i nosi znamienną – bo wziętą od wizjonerskiego systemu Oramics opracowanego przez Daphne Oram. I z tego samego powodu zwracam uwagę na pewną konsekwencję w działaniach Natalii Zamilskiej, od której dziś zacznę.

ZAMILSKA Uncovered, Untuned 2019, 7/10
Zamilska wprawdzie wzięła udział w produktowym wydarzeniu muzycznym o selekcjonującej płciowo (czego, jak już wspomniałem, nie lubię) nazwie Męskie Granie, ale chyba jednak wyrównała rzecz wizerunkowo dużą konsekwencją, z jaką dobiera sobie współpracowniczki. A od czasów Undone (tu opisywałem) sprzed trzech lat był i remiks dla Nosowskiej, i niezła produkcja dla Pauliny Przybysz, i wreszcie praca z Karoliną Rec, czyli Resiną. Przede wszystkim jednak zabezpiecza ją przed krytyką styl – mocny, intensywny, z pulsacją wagi ciężkiej, i z basem, który wydaje się czasem przestrojony o oktawę w dół. Broni ją także zdecydowanie w pracy producenckiej. Nowy album Uncovered jest niezbyt długi, składa się z cyklu dość zwięzłych utworów stworzonych pewnym gestem i szytych ściegiem, który – mimo zmian – będzie dla fanów rozpoznawalny, bo te mocniejsze fragmenty uzupełniają lub przetykają nawiązania o charakterze bardziej egzotycznym – choćby jakiś rodzaj ngoni (?) w Dolls.

Kariery, jaką w tej niewdzięcznej dziedzinie zrobiła Zamilska, nie sposób nie zauważyć. Utwór Quarrel, o którym kiedyś wspominałem z podziwem, że ma ponad 40 tys. wyświetleń na YouTube, dziś ma ich ćwierć miliona. Ukazujące się w piątek (na razie zamiast odsłuchu całości wklejam singlowy Hollow) Uncovered to płyta bardziej różnorodna niż poprzedniczki, kładąca akcent na melodeklamowane partie wokalne (z drugim głosem Karoliny Rec, a raz Justyny Wasilewskiej). Instrumentalnie bardziej zniuansowana, beaty może równie mocne, ale brzmienia już jakby mniej szorstkie (pewnym zaskoczeniem może być twórca miksu, chyba nieco zapomniany już w klubowych kręgach Yaro), a w całości – wizja zmiany, a może i pewnego rozdroża. Kierunek sugeruje być może końcowy utwór Done – jeśli to lufcik w stronę nowoczesnej wizji czegoś, co jest już bardziej gotyckim popem niż techno, to byłaby to zupełnie inna bajka, ale ciekaw jestem dalszego ciągu.

MILENA GLOWACKA Radiance, FALK 2019, 6-7/10
Zupełnie inna, delikatniejsza, momentami bardzo minimalistyczna, z lekką domieszką psychodelii – taka jest wydana w Islandii kaseta producentki techno Mileny Glowackiej (pozostaje mi taki zapis z okładki, bez polskich znaków, choć artystka wcześniej działała w Polsce jako Milena Kriegs). Ucho zaczepiają najszybciej Radiance oraz umieszczone na składance magazynu „The Wire” Try Out On You ze strony A (po usłyszeniu tego zamówiłem ten album) oraz mroczny Youth Club ze strony B. Tu ważne są jednak nie mrok czy efekt lekkiego rozmazania, ale płynność. Do płyty warszawianki mieszkającej aktualnie w Rejkiawiku (czyli zasadniczo rejkiawiczanki) i wydawanej przez miejscowy label o nazwie FALK – co rozwija się jako Fuck Art Let’s Kill – chce się wracać. Wielki ten materiał nie jest, poza znakomitymi nagraniami przynosi kilka przeciętnych, ale cieszy i dobrze spełnia rolę soundtracku do życia.

FOQL Dumpster Diving Know​-​How, CGI 2019, 7-8/10
I jeszcze jedna płyta, do której opisania już się nawet przymierzałem i którą sygnalizowałem na Polifonii, ale wydana została z parotygodniowym opóźnieniem, dopiero tuż przed majówką. To nowy materiał Justyny Banaszczyk występującej jako FOQL, a znanej dotąd choćby z katalogu warszawskiej wytwórni Pointless Geometry. Dumpster Diving Know-How to wydawnictwo eksportowe, opatrzony piękną okładkową grafiką Bartosza Zaskórskiego winyl, który trafia do nas z Atlanty i który trzeba sprawdzić choćby i w cyfrowej wersji.

Owszem, jest w tej muzyce w paru momentach trochę ciężkiej plemienności, którą znamy także z nagrań Zamilskiej, jest i mrok – ale bardziej w znaczeniu poszukiwań w mniej doświetlonych zaułkach sceny tanecznej. Kwaśne brzmienia rozstrajających się układów scalonych (The Most Complex Thing z Eleną Sizovą z Białorusi), kaskady rytmiczne, a do tego trochę ładnej, przestrzennej dźwiękowej geometrii (Take A Deep Breath & Dive Into The Bin to nawet jakaś matematyczna liryka). Jest trochę zniekształceń i szumów, czy bardziej może – kurzu i brudu sygnalizowanych już w tytule, ale też niezwykle dużo ukrytej pod nimi muzycznej wyobraźni (So Share A Lot, Please). Poza tym to przecież dokładnie to, co przez ostatnie lata charakterystyczne było dla niemęskiego grania z okolic techno w Polsce. Czyli bliskość klubowej przestrzeni do sceny eksperymentalnej i DIY (w tej samej przestrzeni operowała w swoim czasie Zamilska, ciągle działa w niej Wilhelm Bras), sygnalizowana w znacznej mierze również przez kolektyw/platformę Oramics, której Justyna Banaszczyk jest współtwórczynią (polecam ten wywiad, a tutaj więcej). Dziś trudno znaleźć lepszą wizytówkę żywotności i wyjątkowości polskiej sceny układów scalonych.

*I tu wpadłem oczywiście we własną pułapkę, bo choć się człowiek odcina od stereotypu heteronormatywnej, twardzielskiej kultury, to okazuje się, że robi to w androcentryczny sposób i wywoła odpowiedź. Kolektyw Oramics takiej wizji androcentrycznego języka się przeciwstawia i do słowa niemęski żywi wstręt. Działa – jak się dowiedziałem – na zasadzie addytywnej, a nie na zasadzie opozycji (w zeszłym roku drukowali koszulki z napisem Pro-women is not anti-men – jak się dowiaduję). I co ja mam zrobić? Muszę się zgodzić i udzielić sobie auto-ostrzeżenia z wpisem do dzienniczka. Ale cóż, nie od dziś potrzeba kręcenia beki z piwnej imprezy zwycięża u mnie nad zdrowym rozsądkiem.