Niech nie będzie nam wesoło

Sprawdza się to wszystko, co mi z entuzjazmem dopowiadał na temat polskiej sceny elektronicznej Paweł Kulczyński w tekście Głuchnąc od syntezatorów dla Culture.pl. Biorąc pod uwagę tegoroczną polską ofertę z okolic techno – jest tego już chyba na osobny blog. Ilekroć mam zebrać jakąś paczkę wydawnictw i opisać, okazuje się, że albo robi się tych wydawnictw w krótkim czasie jeszcze więcej, albo premiery się przesuwają. W perspektywie kilku tygodni mamy właśnie premierę przesuniętego FOQL – znakomitej (już słuchałem – częściowy odsłuch tutaj – a tu wideozapowiedź) krajowej płyty, która przyjeżdża do nas na winylu z Atlanty, a w nieco dalszej – nową Zamilską, która na razie opublikowała wart odnotowania klip. A że techno w czasach po Tofflerze* zrobiło się już w większości całkiem ponure, mam dziś takie dwa postne przypadki – wahałem się, czy straszyć takim elektronicznym post-wszystko, ale dobrze mi się tego słucha, więc się podzielę.

Duet Dren opublikował debiutancki album Time & Form trzy dni temu. I jeśli piszą o sobie, że założyli formację na bazie wspólnej fascynacji black metalem i jazzem, to jasny znak, że prywatki tym nie obsłużycie. A jeśli jeszcze doczytamy, że pochodzą z Trójmiasta, to wiadomo, że będzie raczej bliżej śmierci niż życia (przy okazji: wystawa Nagrobków w PGS w Sopocie otwiera się już za kilka dni).

Jeśli porzucić stereotypy geograficzne, zostanie nam muzyka: zawiesista, ponura i z basem przenikającym jakieś sześć stóp pod ziemię. Bardzo otwarta stylistycznie i utrzymana w wolnym tempie, ze słabo akcentowaną tkanką perkusyjną, to rytualną (Obscurum), to znów nieco dubową w charakterze – przynajmniej do momentu, gdy zabrzmi będący tu rodzajem punktu orientacyjnego Vermillion, wybuchający nagle junglowym breakbeatem. Ten ostatni jednak – jak wszystko – ukryty jest za gęstą mgłą (to chyba ten metalowy łącznik), która kojarzy mi się tu momentami z efektem, w jaki nasz słuch broni się przed atakiem zbyt natarczywych i intensywnych dźwięków. Czyli słuchamy tego właściwie tak, jakbyśmy byli dzień po imprezie, a być może nawet zupełnie gdzie indziej. Tu mógłbym znów dokonać product placementu Nagrobków, bo perspektywa wydaje się trochę grobowa. Jest to przy tym wszystkim rzecz bardzo spójna, która nawet jako muzyka towarzysząca sprawdzi się nieźle.

DREN Time & Form, Zoharum 2018, 7-8/10

O ile Dren w tym swoim mroku wydaje się w pewien sposób nawet kojący, to Centralia – przedsięwzięcie znanego z Mazutu Pawła Starca – przynosi na kasecie Ghost Report muzykę znacznie mocniej działającą na system nerwowy. Echa sceny industrialnej, ale i zapętlanych kolażowo fraz rodem z początków kariery Reicha (kolażowość mamy też w widowiskowym klipie Short Fuse) autor topi tu stopniowo w zalewie dusznego techno. Widać w tej samej sferze tematycznej (mogliby wspólnie z kolegami z Trójmiasta skomponować ścieżkę dźwiękową do parku tematycznego poświęconego śmierci) interesuje go najbardziej nie tyle nieistnienie, co ten ból tuż przed. Może dlatego do świata duchów, momentami nieco abstrakcyjnego, wkraczamy z realistycznym, opętańczym okrzykiem w startowym The Heat, które wygląda mi na wyraźny znak ostrzegawczy: Nie, nie będzie nam wesoło. Pamiętacie tę czarodziejską pomyłkę z Kajka i Kokosza (Niech nie będzie nam wesoło) – to na pozór głupie skojarzenie oddaje jednak charakter tego, co sobie sami robimy, decydując się na kontakt z takim rodzajem sztuki.

Przy muzyce z Ghost Report dla odmiany nie popracujecie, chyba że przy kopaniu (grobów?). Trudno się nie odnieść do recenzji Jarka Szczęsnego, który na Nowej Muzyce napisał o jednym z utworów, że wrzyna się w mózg z delikatnością tępego noża. W całej dość ponurej kolekcji albumów Positive Regression kaseta Centralii z pewnością nie należy do tych bardziej rozrywkowych i może najbardziej kojarzy się – za sprawą zatopionych tu głosów i melodii (Raciborz, bezbłędnie zresztą lokalizujący ten posępny nastrój) z postapokaliptycznym światem rodem z Fallout. Z drugiej strony, kiedy tak słucham albumów Starca i Drenu, to przychodzą mi do głowy te stopniowe próby wchodzenia metalowców w rejony bruityzmu, dronologii, a na końcu nawet techno. Ta cała krytyka fanów ciężkiego rocka, którzy narzekali, że techno zdechło, niosła w sobie ziarnko prawdy. Ale jako trup estetyka trzyma się zaskakująco dobrze i wydaje się okazem nierzadko atrakcyjniejszym i mniej naznaczonym modą i cyrkiem niż te zmęczone moshingiem, stage divingiem i growlingiem zwłoki ofiar kultury rocka. I tym optymistycznym akcentem…

CENTRALIA Ghost Report, Positive Regression 2019, 7/10

PS Po Tofflerze, bo zmarł.