Cykady z Komedy

Może to nie hip hop czy piłka nożna, ale i w jazzie kobiety-instrumentalistki należą do mniejszości. Znaleźć grupę kobiecą na tej scenie jest zadaniem o poważnym stopniu trudności, ale da się nawet w Polsce wskazać pozytywne przykłady. Znaleźć septet – o, to jest zadanie na miarę czasów. Znam jeden prawie wyłącznie kobiecy i to od razu prezentujący pełnię możliwości sceny. Niestety, nie naszej, tylko londyńskiej. Epka grupy Nérija właśnie ukazała się po raz kolejny, więc korzystam z okazji, bo może kogoś ten przykład zainspiruje do działania.

Teoretycznie rzecz biorąc, w Londynie może być łatwiej o taką inicjatywę nie tylko dlatego, że jest większy, ale też z racji obecnej tu inicjatywy Tomorrow’s Warrriors, dla której jednym z celów działalności jest opieka nad kobietami tworzącymi jazz. Trochę inaczej niż w starym polskim środowisku jazzowym, gdzie owszem, opieka bywa funkcją kluczową – ale dotyczy żon opiekujących się podczas wieloletniej kariery mężami-muzykami. Chwała im za to, bo bez tych żon wiele płyt by nie powstało i jeszcze więcej koncertów nie doszłoby do skutku, ale czas te relacje nieco zmienić.

Nérija (nie mylić z litewską formacją o tej samej nazwie!) to grupa, której dorobek ogranicza się dziś do owej epki z pięcioma utworami, wydanej oryginalnie w roku 2016 po skutecznej zbiórce na Kickstarterze, a dziś wznowionej przez Domino Records na winylu – w nowej, gustownej, czarnej obwolucie. I w nowych czasach, gdy przynajmniej kilka spośród bohaterek tej płyty przyciągnęło uwagę w innych projektach. Oczywista jest pozycja saksofonistki Nubyi Garcii, ale jeśli prześledzić choćby tegoroczne wpisy na Polifonii, łatwo trafić na entuzjastyczne notki o Kokoroko, zespole, w którym gra trębaczka Sheila Maurice-Grey, jedna z kluczowych postaci Nérijy, a wreszcie o puzonistce Rosie Turton (w styczniu opisywałem jej autorski album). Cała płyta – rozpoczynająca się od mocnego Pinkham V, a kończąca na lżejszego kalibru afrokaraibskiej fieście w Valleys, pozostaje dobrą prezentacją każdej z siedmiu instrumentalistek (w pewnym momencie na kontrabasie też pojawia się kobieta – Inga Eichler), przy czym bardzo ważną rolę odgrywa tu jeszcze kompozytorka Pinkham, gitarzystka Shirley Tetteh, która – jak się zdaje – od czasów nagrania tego zestawu oddaliła się od jazzu i jako Nardeydey tworzy muzykę bliższą standardom popowym i rockowym. Nie powiem – słychać to wychodzenie poza konwencje już na tej epce, co dodatkowo potwierdza, że dostajemy na tej czarnej płycie świadectwo czasów i portret rozwijającego się środowiska.

NERIJA Nérija, Domino 2019 (reed. 2016), 7/10

Takie próby rozsadzania konwencji witają nas także na płycie brytyjskiej Cykady – w znakomitych partiach Javiego Péreza, również gitarzysty, który zdominował świetny skądinąd utwór Ophelia’s Message. Drugą przysparzającą większych problemów klasyfikacyjnych postacią w tym składzie może być grający na instrumentach klawiszowych Tilé Gichigi-Lipere, za sprawą którego pojawiają się już nawet skojarzenia z The Comet Is Coming (taki sezon). Zupełnie niepotrzebne – to muzyka zdecydowanie bardziej zniuansowana, choć partie instrumentów dętych – w tym wypadku dwuosobowej sekcji – są mocne, a tematy wyraziste. Łącznikiem (swoją drogą także z Nérija) jest afrobeatowo-jazzowa formacja Ezra Collective, w której gra saksofonista Cykady James Mollison – jedna z kluczowych dla całego środowiska i przypominająca o znaczeniu inspiracji afrykańskich w dzisiejszym jazzowym Londynie.

Nie bez kozery może się też wydawać – od pierwszych taktów Creation – że sekstet z tak ładnie i tak polsko brzmiącą nazwą jak Cykada mógłby być formacją należącą do polskiej sceny. Znakomicie odnalazłby się doskonale gdzieś w przestrzeni między EABS a Algorhythm. A ważne jest to o tyle, że nagrywa dla rosnącej w siłę Astigmatic Records – to już kolejny niepolski element w jej katalogu, dystrybuowanym przez hiphopowy Asfalt. Miejmy nadzieję, że przekona swoich odbiorców do labela i przyciągnie ich także do naszego środowiska (a kolejny album EABS już w przygotowaniu – wyjdzie na początku czerwca). Polacy obecni są tu w znaczących detalach, m.in. w pięknej koncepcji graficznej okładki (Dagna Unico Okrzyńska) i świetnym masteringu (Paweł Bartnik, którego studio masteringowe Heavyweight.pro moim zdaniem wykonuje lepszą robotę niż te najmodniejsze – i zapewne droższe – w Berlinie). Skąd ta nazwa? Nie mam pojęcia, ale jeśli zasób polskich słów używanych przez londyńskiego fana muzyki rozwinie się przy tej okazji ponad 2-3 powszechnie znane wulgaryzmy, będzie to dodatkowa zasługa przedsięwzięcia.

CYKADA Cykada, Astigmatic 2019, 7-8/10