Jak recenzować negatywnie bez hejtu

Doda stała się (samozwańczo) twarzą kampanii przeciw nienawiści, co oznacza, że żarty z obrośniętego bluszczem fortepianu wypada tym razem zostawić na boku. Żadnych osobistych wycieczek i odniesień do procesów sądowych czy ostrych wypowiedzi Dody na różne tematy. Ani słowa o wadzie wymowy, choćby w bardziej klasycznym repertuarze przeszkadzała mocniej. Sytuacja jest zresztą poważna: popularna wokalistka wybrała ulubione piosenki swojej zmarłej babci, w większości polską klasykę, kilka światowych przebojów z XXI wieku i utworów napisanych dla siebie, wykonując je z akompaniamentem fortepianu (który być może nie ucierpiał), orkiestry (jak wyżej) i gitary elektrycznej (full November Rain). Spróbujmy to zrobić tak, by nie skłamać, a zarazem – by wpis nie doczekał się interwencji Agnieszki Holland. Rekomenduję osiem sposobów, zaznaczyłem też garść słów kluczowych, które pozwolą krytykować w możliwie delikatny sposób:

1. Na „ale”
Doda to wciąż solidna wokalistka, która trzyma się tonacji, w większości piosenek także utrzymuje rytm i nadąża z dykcją (z wyjątkiem Stanu pogody, ale tu być może narzuciła sobie zbyt wysokie tempo), ale to już dziś nie wystarczy. To również wciąż wokalistka o dużych ambicjach, sięgających wykonań światowych szlagierów, ale angielski ma taki bardziej z XX wieku niż XXI (co słychać szczególnie w piosence I’m with You Avril Lavigne). Poza tym intencje na pewno były dobre, ale dobór repertuaru, aranżacje i produkcja (przestery na wokalach w Nie mam dokąd wracać) nie pozwoliły na dużo.

2. Na gdybanie
Gdyby tak ułożyć tracklistę tego albumu z samej tylko żelaznej polskiej klasyki lat 60. i 70., całość mogłaby brzmieć bardziej spójnie, a potencjał zostałby zrealizowany w pełniejszy sposób. Nie chodzi o to, że nie wierzę w to, że babcia Dody szczególnie lubiła Wrecking Ball albo Sign of the Times – chociaż to prawda, nie dowierzam – ale te piosenki po prostu nie pasują do dawnych szlagierów Maryli Rodowicz czy Ewy Bem. Chociaż gdybym był na miejscu Dody, postawiłbym zdecydowanie na Rodowicz.

3. Na świętość klasyków
Klasyczny przypadek to oczywiście wspomniany Stan pogody Anny Jurksztowicz. Piosenka, na którą Dodzie i jej współpracownikom nie udało się znaleźć nowej metody, odtworzyli więc z grubsza stylistykę tamtej epoki, co niejako skazuje tę interpretację na wtórność i drugorzędność. Uznałbym to chętnie za wypadek przy pracy, gdyby nie to, że po przesłuchaniu całości i tak miałem największą ochotę wrócić do tej piosenki. W oryginale.

4. Na osobiste przeżycia (prawdziwe!)
Przez sześć lat zarzynałem Krakowski spleen, grając tę piosenkę w garażu z kolegami. Po tym okresie zakończyliśmy wreszcie działalność naszego zespołu, sądząc, że nikt nie robi tego gorzej od nas. Dziś wiem, że to był błąd.

5. Na szacunek
Bez wątpienia recenzowanemu artyście należy się szacunek. Dylemat recenzenta polega na tym, że w pierwszej kolejności szacunek winien okazać swoim czytelnikom, którzy chcą wiedzieć, z czym mają do czynienia.

6. Na kontekst
Towarzystwo ma działanie uśmierzające. To jak z dzieckiem, które przynosi dwójkę z klasówki, ale zaraz zastrzega, że najlepszą oceną było trzy plus. Bez trudu wymienić mogę kilka innych tegorocznych płyt, których, szczerze mówiąc, też nie mógłbym bez zastrzeżeń zarekomendować. W kolejności alfabetycznej: James Holden A Cambodian Spring OST, Border Community, Kwiat Jabłoni Niemożliwe, Agora, Nocny Kochanek Randka w ciemność, Agora, Otsochodzi Miłość, Asfalt, Vatican Shadow Opium Crop Airkstrikes EP, Hospital.

7. Na szczerość
Niestety, nic nie poradzę na to, że każdą z powyższych płyt wolałbym jednak od albumu Dody, gdyby przyszło mi teraz posłuchać ich w całości.

8. Na pocieszenie
Ale za to w ubiegłym roku była jedna gorsza. Poza tym, biorąc pod uwagę ogólną liczbę solowych wydawnictw Dody – to nowe ciągle mieści się w ścisłej czołówce!

DODA Dorota, Agora 2019, 2/10