Czy nagrody tak po prostu się należą?

Ogłosiliśmy właśnie w „Polityce” nominacje do Paszportów. W kategorii Muzyka popularna: Jan Emil Młynarski, Dawid Podsiadło, Krzysztof Zalewski. Gratulacje dla nominowanych, dzięki dla jurorów (11 osób w tej kategorii, 72 osoby łącznie) i dla partnerów kategorii (w tym wypadku: Katowice, miasto muzyki UNESCO). Jak zwykle jednak pojawiło się sporo pytań i wątpliwości, na które chciałbym łącznie odpowiedzieć. Choćby kwestia A gdzie Mazut?, która zmaterializowała się tym razem w postaci pytań A gdzie Lemiszewski? albo A gdzie Resina?, z pytaniami pomocniczymi typu: A gdzie kobiety? Odpowiedź jest prosta: bo tak zagłosowali jurorzy, rekrutujący się ze świata i opowiadający o świecie, w którym nie ma wciąż idealnego balansu genderowego (stąd zachwianie na rzecz mężczyzn w Muzyce popularnej i na rzecz kobiet w ogólnej liczbie nominacji), a często przedkładający argument artystyczny ponad budowanie równowagi społecznej i równych szans w kulturze. Co więcej, ten perfidnie nieidealny świat zewnętrzny nie uznaje też obligu słuchania Resiny czy Lemiszewskiego, a już tym bardziej doceniania ich działań, stąd pewnie część jurorów – w wypadku tygla, jakim jest muzyka popularna, reprezentujących skrajnie różne poddziedziny – może nawet dobrze nie znać ich twórczości. Za to dobrze znać artystów, o których fani tej dwójki nie mają bladego pojęcia. Sam eksperymentuję ze słuchaniem wszystkiego jak leci i przyznaję: nie wychodzi. Przede wszystkim jednak chciałbym zaznaczyć, że…

…Polifonia i Paszporty „Polityki” to dwa zupełnie odrębne byty. Inny punkt wyjścia, inny proces, inna dyscyplina. W drugim przypadku zespołowa, a w tym pierwszym – indywidualna. Dlatego nie ma i nigdy nie będzie żadnych nagród Polifonii, byłyby to bowiem najgorsze nagrody świata. Inne w poniedziałek, inne w piątek. Niezbalansowane płciowo, wiekowo i etnicznie. Bo fakt, ze cokolwiek udaje się nam w życiu jednoznacznie zbalansować (np. mieć i córkę, i syna) jest przypadkiem w wielkim chaosie indywidualnych losów.

Po pierwsze, nie wiedziałbym, komu takie indywidualne nagrody przyznać – nie potrafiłbym się zdecydować, wybrać wśród tak wielu znakomitych polskich muzyków. Ostatnio rozmawiałem z menedżerem jednego z nich o tym, że młodzi polscy jazzmani są tak dobrzy, że trzeba ich jak najszybciej eksportować, bo na polskim rynku się uduszą. Poza tym trudno znoszę konieczny w nagrodach parametr nominowanych, ale nienagrodzonych. Dlatego w wersji indywidualnej wolę roczne listy ulubionych wydawnictw. A Paszporty najbardziej lubię (prywatnie) na etapie ogłaszania nominacji.

Po drugie, możliwości promocyjne, jakie może zaoferować Polifonia, wyczerpują się na codziennym funkcjonowaniu tego bloga. Żeby szarpnąć mocniej, trzeba przeskoczyć w sferę działań zespołowych. Właśnie takich jak Paszporty. A promocja to główny sens nagród.

Po trzecie, nie chciałbym jako komentator indywidualny dostawać serii pytań o to, gdzie się podział ten czy tamten artysta. Po takiej nagrodzie z Polifonii zrobiłaby się na chwilę Monofonia. I po co to komu?

Po czwarte, nagrody wymagają nakładów finansowych, a indywidualnie nie bardzo miałbym ochotę prosić kogoś o wsparcie. A sam coś tam bym wysupłał, ale wspominałem wyżej o dzieciach i to był przykład własny.

Sens nagrody polega na tym, że nikomu się nie należy. Należy się zapłata za wykonaną pracę, brawa się należą za dobry koncert, wyrazy szacunku za dzieło życia i jeszcze należy się uwaga ciekawym przedsięwzięciom. Ale nagroda jest dodatkiem, za pomocą którego jakaś grupa ludzi chce wskazać – w danym momencie – konkretną osobę jako wyjątkową. I tyle. Dlatego śmieszą mnie teksty śledcze na temat tego, że Nobla powinien dostać Herbert, a nie Miłosz, bo to zmieniłoby oblicze tej ziemi i wyrównało jakieś rachunki krzywd albo zapewniło równowagę we Wszechświecie. Nie. Nie od tego są i nie taka jest idea trofeów tego typu. Bardzo wiele osób ZASŁUGUJE na nagrodę, nikomu się ona nie NALEŻY. Dokładnie z tych samych powodów, dla których słowa byłej premier w stosunku do swoich ministrów były nie na miejscu.

Czy to znaczy, że nie ma sensu przyznawać cokolwiek? Do tego bym się nie posunął. Przeciwnie – niech będzie nagród jak najwięcej, niech konkurują ze sobą o miano tych bardziej prestiżowych, niech się kręci cały kołowrót nagród choćby po to, by prasa pisała, a w telewizji mówili. Niech się na nie publiczność nie zgadza, niech się obraża, niech je nawet wyśmiewa (byle dowcipnie). Bo nagroda – przy wszystkich zastrzeżeniach, jakie możemy do niej mieć – jeszcze nikomu nic złego nie zrobiła. Poza może wybiciem wody sodowej w niektórych przypadkach. Choć podejrzewam, że jak ma uderzyć, to wcześniej czy później i tak uderzy. Nawet najrozsądniejszy system nagród tego nie powstrzyma.

Tutaj możecie sobie obejrzeć wszystkich artystów nominowanych do Paszportów „Polityki” we wszystkich siedmiu kategoriach.

Wykorzystałem rysunek Mirosława Grynia, który co roku pracuje – jak portretujący artystów Leszek Zych i wiele wspaniałych osób, których z braku miejsca nie wymienię – na konto tej nagrody. Dyscyplina zespołowa, jak już wspominałem.