6 nowych płyt, których trzeba posłuchać w tym tygodniu

Różne można mieć zarzuty do tego typu zestawień: że autor nie przesłuchał wszystkiego, co wychodzi (bo to niemożliwe), że różni się podejściem od słuchającego (bo to naturalne), że wreszcie uparcie foruje swoje typy (bo to ludzkie). Nie można jednak temu zestawieniu zarzucić, że wąsko spogląda na tygodniowe premiery. Od mambo, bluesa, gospel i folku idzie do zbrudzonego przesterowaną elektroniką popu i muzyki postklubowej oraz tej rodem ze studiów eksperymentalnych. Od E do Y w kolejności alfabetycznej albumy, które już teraz mogę polecić do odsłuchu w weekend.

ERIC BACHMANN No Recover, Merge
Dlaczego? Bo pod kiczowatą okładką kryje się płyta dla każdego – z pogranicza dwóch gatunków-paradoksów, czyli alt-country i slow-core. Bo rzecz łączy tradycyjne spojrzenie na muzykę folkową i country z klimatycznymi wejściami elektroniki, gitarę łączy z syntezatorem, wykorzystuje możliwości studia nagraniowego. Bo artystę dość znanego z drugiego szeregu folkującej Ameryki (kiedyś Saddle Creek, teraz Merge, grupy Archers of Loaf i Crooked Fingers) przenosi na pierwszy plan. A w partiach wokalnych mamy tu małą zapowiedź tego, co za tydzień dostaniemy na płycie Low. No i wreszcie dlatego, że ci lekko rozczarowani ostatnimi poczynaniami Iron and Wine też mogą tu znaleźć przystań, może nie na miesiące, ale na dobrych kilka godzin.
Na początek Jaded Lover, Shady Drifter, Dead and Gone

RÓŻNI WYKONAWCY Zamaan Ya Sukkar زمان يا سكر, Radio Martiko
Dlaczego? Bo macie w tym gotowego czarnego konia w dyskusji o premierach tygodnia w dowolnym gronie. A do tego jeszcze muzykę, która jednych zaskoczy, a innych zauroczy. Z dotarciem do wszystkich, bo miłosne i taneczne przeboje z Egiptu lat 60. są melodyjne, wciągające rytmiką mambo, cza cza albo twistu, często z latynoskim zacięciem, misternie grane w jazzowym stylu. Ale jest i drugie dno całej tej zabawy – Zamaan Ya Sukkar każe po raz kolejny przedefiniować hasło „exotica”, a na kraje afrykańskie raz jeszcze spojrzeć z zupełnie innej perspektywy – w tym wypadku jako na przejaw tego, że kiedyś rzeczywiście BYŁO lepiej, że kawał rodzimej kultury wysadziły z siodła kolejne przemiany polityczne i społeczne. I tak cała ta płyta bawiąc – uczy, a ucząc – bawi. Wzrusza i porusza.
Na początek Fatouma (Salim El Baroudi), Asmar Ya Sukkar (Al Thoulathy Al Mareh), Ahallefak Washkeek Lellah (Soad Mohamed)

SPIRITUALIZED And Nothing Hurt, Bella Union
Dlaczego? Bo to może być ostatni album w dorobku grupy J. Spacemana/Jasona Pierce’a. A przy okazji jest to kolejna udana, a przy tym świetnie wyprodukowana jego płyta. Resztę powodów można znaleźć we wczorajszej blogowej notce.
Na początek On the Sunshine, The Morning After i Let’s Dance, ale nie ma tu słabych utworów

THOMAS ANKERSMIT Homage to Dick Raaijmakers, Shelter Press
Dlaczego? Bo to płyta z drugim dnem. Szczególnie dla miłośników eksperymentalnej elektroniki rzecz jest nie do ominięcia – Thomas Ankersmit składa hołd zmarłemu przed pięcioma laty holenderskiemu mistrzowi Dickowi Raaijmakersowi, na swoim syntezatorze analogowym Serge próbując odtworzyć klimat muzyki konkretnej na taśmę, generatory i sprzężenia tworzonej w latach 60. Wyszło to idealnie. Brzmienie Serge’a jest dość surowe i ostre, ale skala możliwości olbrzymia, a sposób, w jaki Ankersmit tworzy w tym pojedynczym, 34-minutowym utworze masywne ściany dźwięku, wykorzystuje psychoakustyczne fenomeny (Ankersmit podąża za marzeniem swojego rodaka, by tworzyć brzmienia „holofoniczne”, swego rodzaju iluzje przestrzenne) – imponujący. Szedłbym za radą artysty, by słuchać tego na głośnikach, choć z góry ostrzegam, że ze względu na charakter nagrania może być konieczne wygonienie domowników – a być może także zwierząt domowych – na spacer.
Na początek To jeden utwór, bardzo rozbudowany, z kilkoma kulminacjami po drodze.

WILHELM BRAS Living Truthfully Under Imaginary Circumstances, Attitudes
Dlaczego? Pochwałę tej elektronicznej płyty z klubowego pogranicza i prosto z domowego warsztatu DIY wygłosiłem już kilka wpisów wcześniej, rzucając ją na szerokie tło psychodelicznych kreskówek i starej sf, poprzestanę więc na tym, że tego polskiego artystę po prostu trzeba znać.
Na początek Waist Deep in Dead Canarians

YVES TUMOR Safe In the Hands of Love, Warp
Dlaczego? Bo to najlepsza pozycja w dorobku autora, który zbierał świetne noty za styl, a tutaj wypełnił tę psychodeliczno-industrialno-surrealistyczną, udziwnioną stylistykę naprawdę mocną treścią – na Safe In the Hands of Love są kompozycje, emocje, ciekawi goście, którzy robią różnicę, za ciężką kurtyną przesterowanych elektronicznych dźwięków kryją się rzeczy zaskakująco lekkie: tu lekko pijana breakbeatowa kompozycja, tam odrobina gotyckiego soulu. Choć z drugiej strony – wszystko jest zabrudzone i rozmazane, ostrości brzmieniowej nie nabierze to w żadnym momencie. Na razie w streamingu, kupić na nośniku można to będzie za dwa tygodnie.
Na początek Lifetime, Licking and Orchid, Recognize the Enemy