Motel Transylvania

Z kolejnymi płytami Polpo Motel jest jak z opowieściami o trzech świnkach albo trzecim synu. Pierwsza nie wstrząsnęła, druga poruszyła, trzecia zmiata. Po pierwsze – brzmieniem, które już na poprzednim Cadavre Exquis wyróżniało się mięsistością. Pisałem o tym zresztą na Polifonii. Nowa, Cadillac Hearse, powinna sprawić, by ten mocno niedowartościowany duet doczekał się właściwego docenienia. Mimo że style, z których została zszyta, nie ułatwiają kontaktu w pierwszej chwili.

Olga Mysłowska jest postacią charakterystyczną na polskiej scenie muzycznej. Pamiętamy ją choćby z niedawnej kooperacji z Raphaelem Rogińskim (płyta z pieśniami Purcella) – łączenie muzyki dawnej z bluesem to jej pole działania. W Polpo Motel czuje pod tym względem – mam wrażenie – nieco swobodniej. Wybrzmieć tu może w konwencji, która do tych dwóch tropów dodaje nieco gotyckiej estetyki, potraktowanej nieco bardziej brutalnie, z charkotem lekko przesterowanych barw syntezatorów, które w monotonnych, agresywnych, ale dość minimalistycznych aranżacjach Daniela Pigońskiego (także Der Father, Bye Bye Butterfly – zwróćmy uwagę na to, że łącznie to zbiór najciekawszych głosów rodzimej sceny alternatywnej) kojarzą się już nie tyle z Soft Cell, co już raczej z Suicide. Fuck kindness! – powtarza w tytułowym utworze Mysłowska i rzeczywiście, w tym anturażu jest już bardziej Diamandą Galas niż Alison Moyet. Pomaga brzmienie finalne całej płyty, które udało się wykreować także dzięki pomocy Sebastiana Witkowskiego. Ten ostatni (był też na płycie z Purcellem) staje się niniejszym w tym duecie osobą numer trzy.

Najlepiej te wszystkie trzy wątki (łączone ze stosownym przymrużeniem oka, które sugeruje choćby ten cadillac-karawan rodem z Sześciu stóp pod ziemią na okładce – w locie, jak kosmiczna tesla Elona Muska) splatają się w finałowym Brainmelt, dlatego należy albumu Polpo Motel wysłuchać do końca, nawet jeśli ktoś ma alergię krzyżową na gotyk i blues. To już jest Meisterwerk – trudno w obrębie tej stylistyki inaczej nazwać utwór, który to coraz lepiej rozumiejące się duo proponuje na finał i na wypuszczenie powietrza. W momencie, kiedy nie muszą się spinać na single, na coś łatwego i szybkiego w odbiorze, na melodię wpadającą w ucho. I mogą zamiast tego zaproponować długi ogon płyty, kameralny utwór na głos i zepsuty układ elektroniczny, rozpraszający się na poziomie sustain (jesteśmy w krainie syntezatorów) w brudnych szumach Casio – tak strzelam – co zdaje się trwać w przybliżeniu nieskończoność. I z króciutkim motywem, który już na długo zostanie w głowie. Liczę na to, że natychmiast po zakończeniu sesji Polpo zaczęło kolejną na poziomie, na który weszli w tym finale.

Jacek Świąder rozmawiał kiedyś z Mysłowską o marzeniach muzyków – np. wizji pozowania z MicroKorgiem pod pachą na okładce „The Wire” albo przynajmniej jakiegoś „Goth Weekly”. I ten obrazek w kontekście Cadillac Hearse powraca. Wprawdzie bohaterowie „The Wire” ostatnio jakby mnie charyzmatyczni, to jednak gdyby ktoś chciał wydać „Goth Weekly” z Polpo Motel na okładce – kupuję w ciemno.

POLPO MOTEL Cadillac Hearse, Lado ABC 2018, 8/10