Oto program Unsoundu, czyli Niespodzianka

Jak wielki wpływ na odbiór muzyki mają nasze oczekiwania? – pyta w tym roku festiwal Unsound (11-18.10, jak zwykle w Krakowie). Jako hasło przewodnie wybrał sobie „Niespodziankę”. Programu początkowo w ogóle nie ogłosił, ale karnety sprzedał w 10 minut. Dziś do sprzedaży wchodzą bilety na poszczególne koncerty i są (kontrolowane) przecieki, którymi mogę się podzielić. Wiemy zatem, że będą Matana i Mazurek, na kilka pytań mamy odpowiedź, ale w paru miejscach zagadki i pytania tylko się rozmnożyły. Lektura tego wpisu nie odbierze wam więc wszystkich zaskoczeń. Tym bardziej, że dokument, który trafił w moje ręce, wygląda mniej więcej tak:

IMG_20150816_094431_edit

Rutyna męczy nawet duże gwiazdy mainstreamu. Płyty wydają nagle, bez ostrzeżenia – choćby Dr. Dre w ostatnich tygodniach. Bruce Springsteen zagrał ostatnio niespodziewany koncert w małym barze, Kendrick Lamar na jadącej ciężarówce, U2 w nowojorskim metrze, Thom Yorke dał koncert-niespodziankę na angielskim festiwalu Latitude, a Kanye West nad jeziorem w Erywaniu (co brzmi samo w sobie jak informacja z Radia Erewań). Wątpię, by którykolwiek z tych wykonawców przyjechał na Unsound, ale świadomość, że można oczekiwać wszystkiego, wydaje się na dwa miesiące przed festiwalem dość podniecająca.

Zacznijmy więc od tego, że są nowe miejsca. Na przykład Kościół św. Piotra i Pawła. Ale choć lokalizację znamy (i godziny: 11.00 we wtorek i środę), nie wiemy, co się tu wydarzy. Potwierdzony jest koncert w kopalni soli w Wieliczce (czwartek), ale… nie wiemy, kto zagra. Do programu klubowego dołącza sala o obiecującej (zważywszy na tradycję pierwszego członu) nazwie Brutaż Pain Box (Hotel Forum, z soboty na niedzielę), ale nie znamy żadnego z wykonawców. Imprezy na start i na finał festiwalu odbędą się w miejscu opisywanym jako dawna siedziba WARS-u, ale ze wszystkich wykonawców do wiadomości podano tylko The Black Madonna (house z Chicago). Wiemy, że w Hotelu Forum odbywać się będą sesje medytacyjne z Laraajim, a wcześniej ten artysta poprowadzi jeszcze sesje jogi. I że wróci do programu Synagoga Tempel z koncertem Matany Roberts (środa). Wiadomo wreszcie, że na otwarcie w Nowohuckim Centrum Kultury Lutosławski Piano Duo z Joanną Dudą i Mischą Kozłowskim zagrają utwory Juliusa Eastmana i Tomasza Sikorskiego.

Wiadomo też, że pojawią się Ghédalia Tazartès (poniedziałek), Sax Ruins z Japonii, Rimbaud z Polski, do tego m.in. Surgeon, Holly Herndon, Kuedo, Jacek Sienkiewicz, Andy Stott, RP Boo, Shackleton z Nisennenmondai. W piątek w Kościele św. Katarzyny wystąpi Current 93, w Muzeum Inżynierii – Health. A w sobotę usłyszymy Billa Orcutta, Alessandra Cortiniego i grupę Liturgy. To, co wiemy, układa się już w zasadzie w program ciekawego festiwalu z większą niż dotąd frakcją nieelektronicznych improwizatorów, a to miły kierunek. Tyle że czarnych prostokątów w programie (który w całości można ściągnąć spod linka poniżej) wciąż jest niemało. I fenomen tego niespodziankowego klucza polega na tym, że bardziej intryguje to, czego nie wiemy, niż to, co już wiadomo. Greg Fox (perkusista Liturgy) zagra z różnymi artystami, ale ani publiczność, ani on sam do ostatniej chwili nie dowiedzą się, z kim będzie grał. A my, jak się zdaje, do października nie dowiemy się na temat programu imprezy wiele więcej. Pozostajemy z wiedzą, że może się zdarzyć cokolwiek, że zawartości niektórych koncertów być może do końca nie poznamy – i że być może odbędzie się coś, czego w ogóle w programie nawet ramowo nie uwzględniono, a my być może zostaniemy (i to będzie najtrudniejsze) bez informacji, co to było, to coś, co właśnie słyszeliśmy. Jak niespodzianka, to niespodzianka.

Unsound 2015 – program – materiały organizatorów

Ale oczekiwania nie znikają przecież nawet wtedy, gdy już się dowiemy, co zagra. W niedzielę w Muzeum Inżynierii wystąpi wspomniany Rob Mazurek, ale zagra z kimś jeszcze. Z kim? Tego już nie wiemy. Podobnie jak nie wiemy, jaki repertuar zaprezentuje Mazurek, bo możliwości jest co niemiara. Miejsce sugeruje występ w jakimś większym składzie, lecz do profilu Unsoundu doskonale pasowałyby na przykład ostatnie solowe elektroniczne prace artysty. Czy w ogóle nie zabierze kornetu na krakowski występ? Kogo z jego przyjaciół zobaczymy na scenie?

Wydaje mi się, że bardzo dużo z tego, co w ostatnich latach zrobił Rob Mazurek – a jest to karta wybitna, choć czasem trudno klasyka widzieć w byle jak ubranym i niezbyt przystojnym, a w dodatku jakoś dziwnie prostolinijnym facecie w średnim wieku – to właśnie gra na nosie oczekiwaniom. Po latach 90. mógł z zaprzyjaźnionymi muzykami Mazurek tłuc postrocki do końca świata i jeden dzień dłużej, mógł grać davisowski funk, czekając, aż zacznie go doceniać „Downbeat” i dostanie Grammy, nie opowiedział się jednak twardo po żadnej ze stron, nagrywał po kilka płyt rocznie z różnymi składami, odkrywał scenę brazylijską, nie tyle odtwarzał, co kontynuował dorobek Sun Ra, a wreszcie tworzył muzykę elektroakustyczną.

Do tego ostatniego wątku – kiedyś sygnalizowanego choćby albumem dla Mego Sweet and Vicious Like Frankenstein – wraca na kasecie Vortice of the Faun wydanej przez Astral Spirits. Całość trwa prawie 80 minut i nawet dla zagorzałych fanów artysty może się okazać trudna w odbiorze, momentami wręcz demonstracyjnie odstręczająca. Ale warto tego posłuchać dla kilku fenomenalnych momentów i zabawy generatorami czy efektami (charakterystyczne dla studiów eksperymentalnych manipulowanie czasem pętli opóźniających), które Mazurek trenuje z energią 18-latka. W Hallucination’s Faun Agressive Tiger’s Strong buduje posępną noise’ową narrację na zniekształconych syntetycznych brzmieniach, podobnie w Storm Tiger Takes Mountain Spawn. W Arc in Light of Faun Tiger Born wykorzystuje do tego samplowane dźwięki instrumentów smyczkowych (ten utwór powstał we współpracy ze skrzypkiem Thomasem Rohrerem, którego możecie pamiętać z płyty Return the Tides). W kilku krótkich formach usłyszymy abstrakcyjne pomysły rodem z nagrań Autechre, chociaż parosekundowe miniatury chwilami odnoszą się do muzyki spod znaku clicks+cuts, wydają się bliższe techno. Vortice of the Faun przenosi go w rejony, z których bliżej do Valeria Tricoliego niż do Chicago Underground. Większość materiału z tego albumu to jednak tworzona dość tradycyjnymi, by nie rzec: siermiężnymi środkami muzyka eksperymentalna. Nie jest to bynajmniej efekt uboczny zakupu nowego laptopa.

Jeśli ktoś uważał, że zawartość płyty jest zaskakująca, a ostatnie projekty orkiestrowe Mazurka – radykalne, natychmiast zmieni zdanie. Taka już siła niespodzianki.

Na reaktywowanych właśnie po wakacyjnej przerwie Trzaskach opisuję jednocześnie duży, trzypłytowy koncert Roba Mazurka z Exploding Star Orchestra, który teoretycznie oznacza dużo mniejszą zmianę obrazu muzyki RM, ale jak wszystko, co robi ten człowiek od lat – mimo wszystko wciąż zaskakuje. Być może więc klucz do tegorocznej edycji Unsoundu dzierży właśnie Mazurek, a może niespodzianka to tak naprawdę najdalej jak się da posunięty, organizacyjny odpowiednik improwizacji?

ROB MAZUREK Vortice of the Faun, Astral Spirits 2015, 7/10