16 butelek wina dziennie (18+)

Straszny upał dziś i zauważyłem, że ludzie odpływają od tematu. Więc i ja sobie pozwolę odpłynąć. Otóż przed wizytą Ringo Starra w Warszawie piszę tekst, o którym za dużo nie chcę mówić, bo wtedy w środę w „Polityce” wszystkim się wyda przedwczorajszy. Ale chciałem w nim opowiedzieć historyjkę o tym, jak to perkusista Beatlesów – w chwili najsilniejszego uzależnienia od alkoholu – zamknął się w pokoju hotelowym, gdzie pił 16 butelek wina dziennie. Niektóre źródła (oczywiście o tabloidowym, jak to z legendami rockowymi bywa, charakterze) mówiły o tym, że towarzyszyła mu żona, ale bez względu na wszystko kilkanaście butelek wina dziennie to rzecz na pewno z pogranicza ludzkiej wytrzymałości. Historia miała ilustrować rockową wolę przetrwania, więc byłaby na miejscu.

Redakcję mamy tu sprawną i czujną, więc tekst wrócił do mnie z pytaniem o tych 16 butelek – jeden z kolegów podliczył, że to zwyczajnie niemożliwe. Za chwilę dokonaliśmy w innym gronie obliczeń sprawdzających i uznaliśmy, że jeśli nawet możliwe, to oznacza balansowanie na krawędzi nagłego zgonu. Nawet w naszym rejonie geograficznym, nie mówiąc już o tym, co na zachód od nas (tradycyjnie uważamy w Polsce, że kultura nadużywania alkoholu ma w Europie raczej wektor zwrócony ze wschodu na zachód). Zadzwoniłem do eksperta, przejrzałem dostępne biografie i nie znalazłem dość twardego potwierdzenia, żeby iść w zaparte i narażać na podobne obliczenia tysiące czytelników. I tu nastąpiłby finał całej sprawy, gdyby nie to. Wyobraźcie sobie, że wśród wielu szaleńczych pomysłów artystów audiowizualnych znalazło się miejsce dla powtórki z głupiego (i legendarnego) wyczynu RS. Oto niejaki David Yonge (nie wiem, czy to jakiś Ringo Starr sztuk wizualnych, czy bardziej płotka) postanowił zamknąć się na tydzień i rzeczywiście wypić codziennie 16 butelek, w dodatku pozwalając jeszcze na to, żeby przez godzinę dziennie odwiedzała go publiczność. Słabo?

Mocna jest też z pewnością wzmiankowana już na tym blogu płyta Africa Hitech. Weteran electro Mark Pritchard (Jedi Knights, ambientowy Global Communication, ostatnio trochę rozczarowujące Harmonic 313) łączy tu siły ze Stevenem Spacekiem (Spacek), więc obiecywałem sobie mnóstwo. I sporo dostałem, choć fakt, że najciekawsze jak dla mnie momenty to „Out In The Streets” z samplem wokalnym z albumu dancehallowca Ini Kamoze oraz „Light The Way” z cytatem z utworu San Ra Arkestra, daje do myślenia. Przydałoby się ciut więcej narracji na tej płycie zdominowanej przez fantastyczne, potężne basy i łączącej w miły dla ucha sposób nową dubstepową wrażliwość z tym, co się w elektronice robiło w latach 90. Nogę wprawi tow ruch nawet w 30-stopniowym upale, ale abstrakt muzyczny, przyjemny jako tło (marcinchleb piszący tu o słuchaniu przy pracy miał rację!), sprawia, że jeśli uwolnimy myśli, z pewnością pobiegną ku jakiejś najbliższej ciekawostkowej treści lub zaprzątną je obliczenia, ileż to człowiek musi wypić, żeby ostatecznie sobie zaszkodzić.

Od jutra ochłodzenie, więc jest szansa na głębsze tematy jeszcze w tym tygodniu.

AFRICA HITECH „93 Million Miles”
Warp 2011
7/10
Trzeba posłuchać:
„Light The Way”, zresztą tej nocy w HCH można będzie posłuchać.

Light The Way by Warp Records