Przegląd kadr: Polska (33 1/3)

Przy każdym finale talent show przypominam sobie swoje prywatne twierdzenie dotyczące szans na prawdziwą karierę ludzi, którzy wygrywają w takich konkursach. Według niego ci, którzy mają twardy kręgosłup i nie zechcą się zmienić, nie zrobią kariery, bo rynek prawdopodobnie nie chce ich takimi, jakim są. Natomiast ci, którzy mają miękki kręgosłup i będą się zmieniać na zawołanie, też nie zrobią kariery – bo rynek nie lubi pozerów. Cała reszta i tak zrobiłaby karierę bez względu na występ w telewizji.

PIOTR LISIECKI „Rules Changed Up” (EMI 2011) 5/10
Dzisiejszy przegląd kadr zaczynam od człowieka, który należy do jeszcze innej grupy: na scenie w „Mam talent!” wyglądał na kompletnego artystę z twardym kręgosłupem. A ponieważ nawiązywał do bliskiej mi muzyki z okolic country i folku, złapałem się na tym, że sam trzymałem kciuki i pewnie podpisałbym z nim kontrakt, gdybym mógł.
Płyta potwierdza, że facet ma talent – sam pisze sobie piosenki, może nie na pęczki, nawet zupełnie pojedyncze (w programie płyty własnych utworów nagrał na trochę dłuższą EP-kę), ale dość przebojowe. Problem w tym, że poza przypominanymi za programem z TVN-u piosenkami „Ain’t No Sunshine” i „Jolene” to już jest zupełnie inny człowiek. Wygląda na to, że jeśli gdzieś udawał, to w „MT!”. Zniknął minimalizm, intymność przekazu – któż by się spodziewał, że można go osiągnąć w TV, a potem w studiu przepadnie, mimo tego, że muzycy dookoła naprawdę klasowi i producent (Robert Amirian) bardzo dobrze wybrany. Może stawiam poprzeczkę zbyt wysoko, ale jeśli ktoś szlagier Dolly Parton w telewizji potrafi zaśpiewać na poziomie rzadko spotykanym w Polsce, to w studiu zrobi to co najmniej tak:

Jolene by susannawallumroed

A tak jest tylko tak:

NEO RETROS „Listen To Your Leader” (Sony Music 2011) 6/10
Za to tutaj słychać wyjadacza. Członkowie tego kwartetu doświadczeń muzycznych mają niemało, a mnie materiał na „Listen To Your Leader” – przynajmniej w kontraście do paskudnej okładki – zaskoczył całkiem pozytywnie. Niby postanowiłem sobie kiedyś, że nie będę ufał żadnej płycie, której patronem medialnym jest „Dobre Wnętrze”, ale chyba muszę zmienić opinię. Neo Retros grają muzykę na tyle sympatyczną, że wnętrza chyba też mają chłopaki dobre. Mercury Rev to dość jasny punkt odniesienia, NR pewnie nie obraziliby się też na zestawienie ze Stevenem Wilsonem, choć operują jednak w sferze ścisłego popu. Efekt jest powściągliwy, melodyjny, wyestetyzowany, nawet jeśli mało oryginalny i wpadający czasem w banał albo natarczywe skojarzenia, np. z Radiohead („The Old Lady’s Rosary”, „The Chemical Times”). I to wykalkulowanie w nawiązywaniu do znanych już motywów to jest ten element, w którym słyszę wyjadacza.

SOKÓŁ I MARYSIA STAROSTA „Czysta brudna prawda” (Prosto 2011) 7/10
Pokażcie mi hiphopowego artystę, który nie potrafi sobie spieprzyć klimatu płyty, popisując się twardym językiem, a obok przywalając banałem jak z Paulo Coelho. Sokół umie to zrobić w jednej zwrotce: „Wartości wypisane w sercu miej, nie na koszulkach / Mądrość z duszy czerp, nie tylko z podwórka / Nie bądź pizda, trzeba liznąć trochę życia / Ale do tego lizania się za bardzo nie przyzwyczaj”. Rozumiecie więc, że z trudem odnajduję w polskim hh lirykę naprawdę dla siebie. Z drugiej strony, mało raperów ma takie pokłady autoironii i potrafi tak bardzo mnie rozbroić jak współautor tej płyty. Zacytujmy „Myśl pozytywnie”, bo to majstersztyk. Koterski (ojciec) się chowa:

Wolę więc z tej płyty soulowo-rapowej płyty duetu Sokoła i Marysi Starosty pamiętać te lepsze momenty, wsłuchiwać się w tragikomiczne opowieści Sokoła, ignorując czasem – jak to zwykle w wypadku solidnych i długich płyt hiphopowych – to wszystko, co mi nie pasuje, jakąś edukacyjną puentę adresowaną pewnie bardziej do małolatów. Jestem poza tym wszystkim poruszony klasą producencką tej płyty, estetyką zdjęć, no i tym, że w końcu przyszedł na raperów ten moment ustatkowania, wiatr we włosach zamiast betonu, boso, a nie w airmaxach itd. Wreszcie duże brawa za świetną introdukcję, która od razu chwyta za szczękę i zmusza do tego, żeby materiał wziąć do siebie. Mam nadzieję, że drugi raz nie zaliczę w szczenę za szczerość w recenzji.

ZAKOPOWER „Boso” (Kayax 2011) 7/10
Nie, nie nałykałem się szaleju ani łąckiej śliwowicy. I nie upaliłem przy słuchaniu poprzedniej płyty. Po przesłuchaniu nowego Zakopower dochodzę po prostu do wniosku, że jedyny problem, jaki mam dziś z Zakopower to ogrom tych wszystkich nawiązań do góralszczyzny, które zwyczajnie mi się przejadły – nie mógłby to być zespół tak po prostu, z wokalistą śpiewającym bez tak mocnego eksponowania zakopiańskich naleciałości? No dobra, wiem, że by nie mógł, musiałby zmienić wokalistę – albo przynajmniej manierę temuż – i może jeszcze nazwę. Ale czy ta góralskość nie jest czasem dla inteligenckich muzyków popowych w Polsce (Skaldowie) jedynym sposobem na demonstracyjne zaznaczenie polskości? Przy okazji – skojarzyła mi się dyskusja na temat polskiej tradycji muzycznej, która przetacza się po tekście Borysa Dejnarowicza przez łamy Era Music… tfu, T-Mobile Music. I tak sobie myślę, że Zakopower spełnia wszystkie kryteria naprawdę porządnego odtwarzania różnych wątków starej polskiej tradycji i warto im oddać honor – jeśli powściągać zapędy Mateusza Pospieszalskiego (a tu się to udało), niezwykle zdolnego, ale przy tym zatrważająco ekspansywnego kompozytora i muzyka, potrafią nagrywać kapitalne, wyrafinowane utwory popowe i są jednym z najlepszych koncertowo zespołów w Polsce. To tu jest początek dyskusji o krajową tradycję, a nie gdzieś – z całym szacunkiem, bo sam je uwielbiam – na poboczach rynku muzycznego.