Rzeczpospolita Duńska
Przy okazji ostatniej dyskusji okołotelewizyjnej – na której powody spuśćmy tu jednak zasłonę milczenia – mój kolega po fachu rzucił na Facebooku komentarz, że muzyki Pospieszalskich nie lubi. Pakietowanie rodzinne to coś, co nam się przydarza. Zwykle jednak wtedy, gdy tracimy zdrowy rozsądek. Bo nawet jeśli ktoś nie akceptuje sposobu myślenia całej rodzinnej generacji (a tu pewne podobieństwa występowały, choć i tu bym zbytnio nie generalizował), to przychodzi kolejne pokolenie i zmiata te stereotypy. W tym wypadku szczególnie warto się wsłuchać w album sekstetu Franciszka Pospieszalskiego, syna Jana i – podobnie jak on – kontrabasisty. O pokolenie świeższego i bardzo szeroko patrzącego na muzykę, a może po prostu: ogromnie zdolnego, także jako kompozytor. 1st Level to płyta krótka, mocna i dobitnie potwierdzająca (po raz kolejny – proszę wspomnieć moją recenzję Pimpono Ensemble), że nowa kapitalna polska generacja jazzowa narodziła nam się w państwie duńskim.
Rzecz miała miejsce – żeby już być idealnie precyzyjnym – w Rytmisk Musikkonservatorium, gdzie trafiła, o ile mi dobrze wiadomo, cała szóstka członków sekstetu założonego przez Franciszka Pospieszalskiego. Wietrzenie głów – tradycyjne w wypadku konfrontacji naszych wewnętrznych hierarchii z tymi zagranicznymi – miało więc charakter zbiorowy. Wzięli w nim udział Jędrzej Łagodziński (saksofon tenorowy) i Szymon Gąsiorek (perkusja) znani ze wspomnianego Pimpono, do tego Grzegorz Tarwid (fortepian, pianino elektr.) i Albert Karch (perkusja) znani z tria z Wojtkiem Jachną. A wreszcie Kuba Więcek (saksofon altowy) znany z serii Polish Jazz. Być może chodziło po prostu o niedomagania edukacji muzycznej w Polsce w tej dziedzinie? Jeśli nawet nie o to chodziło, to coś takiego wyszło w efekcie, bo słychać tu, że członkowie sekstetu dużo się w Kopenhadze nauczyli. Potężną – po skandynawsku grającą – sekcję rytmiczną konfrontują z dość finezyjnymi i lekkimi partiami fortepianu czy pianina elektrycznego. Wymykają się ze skandynawskiej formuły mocnego grania, prąc w kierunku ludowych zawijasów (gościnnie grający Szczepan jest przy okazji trębaczem Tęgich Chłopów). A najlepsi są, gdy pianino elektryczne mija się w funkcji głównego głosu z saksofonami. Świetni w nowej aranżacji Tańców połowieckich Borodina – ten Borodin nabiera barw Moondoga. Rewelacyjni w swobodnej kompozycji Cis-dur z pasażami swingowymi i błyskotliwymi partiami solowymi (Tarwid!). Właściwie ten jeden utwór wystarcza za wizytówkę sekstetu. Co do gry Kuby Więcka w tym utworze, jestem podbudowany tym, że to, czego mi brakowało na solowej płycie, znalazłem tutaj, właśnie w tym poszerzonym składzie, z nawiązką.
1st Level wydaje się określeniem swobodnej pozycji tej grupy muzyków, którzy potrafią iść właściwie w każdym jazzowym kierunku. Jak to bywa u Polaków, ładnie nawiązują do muzyki filmowej (Krzyk mógłby przejść w utwór Korzyńskiego, choć podąża w stronę bardziej frenetyczną, ekspresyjną niż impresyjną i zachowawczą – bardziej impresyjna będzie w kolejnym na płycie Duetion), ale czują też rocka i – co rzadkie, a dla mnie zawsze bardzo ważne – potrafią się wpisać także w ekscentryczne, nie do końca wyeksploatowane pomysły jazz-rockowej sceny europejskiej czy nawet francuskiego nurtu zeuhl. W Spirali nienawiści słyszę właśnie ślad tamtej estetyki (post-Magma czy post-Sammla), gdy sekstet Pospieszalskiego łączy dosadność dolnych rejestrów z fantazją w górze skali. Te 36 minut niby pozostawia niedosyt, ale puentuje się świetnie. Chodzi mi tu o 11 listopada, utwór, który – choć nie wiem, jaka tu była idea – ma w sobie i coś paradnego, i niepokojącego, refleksyjnego, nawet całkiem burzliwego, ale na koniec, w ostatniej ekspozycji tematu, zwycięża najwyraźniej podszyta niepewnością radość i zabawa. Tego by w Danii pewnie w ogóle nie zrozumieli. Ale emitowany w polskiej telewizji, utwór ten zrobiłby nam wszystkim lepiej niż kolejne rozmowy o charakterze pakietującym.
FRANCISZEK POSPIESZALSKI SEXTET 1st Level, For Tune 2017, 8/10
Komentarze
Bartku, naprawdę oceniasz tak wysoko tę muzykę zapodaną w linku? Przecież takie granie nie przedstawia żadnych, poważniejszych wartości. Setki, jeśli nie tysiące uprawiają podobny brandzel jazzowy. To jacy wykonawcy jazzowi oraz ich dzieła zasługują na ocenę „5”, nie wspominając o niższych? Chyba nie kierujesz się zasadą, że jeśli ktoś gra jazz, to obligatoryjnie należy mu się wysoka ocena?
@Rafał KOCHAN –> Oczywiście zawsze można powiedzieć, że przesłuchałem tę płytę trzy czy cztery razy za dużo, ale naprawdę mi się to podoba. A dostaję i słucham (już bardziej pobieżnie) tylu płyt z – jak to nazywasz – brandzlem jazzowym, że jestem na to uczulony. Choć oczywiście każdy gdzie indziej ma granicę odporności na taki brandzel. Zapewniam Cię jednak, że coś na niższe noty by się znalazło, tylko miejsca szkoda. 🙂
Bartek, nie lękaj się! Nie bądź politycznie / koleżeńsko poprawny. Ja, na ten przykład, z dużo większym zaciekawieniem poczytam o przekraczaniu granic odporności w twoim przypadku… Podejrzewam, że nie tylko ja tak mam, by czerpać przyjemność z czytania naprawdę krytycznych tekstów…