Już nie nieletni, jeszcze nie letni

Chciałem jakoś zgrabnie przełożyć rymowaną myśl, którą niesie ta płyta – o pułapce dorastania. I tak płyta leci już kolejny raz, ciągle nie potrafię, a mam przy tym rosnące przeświadczenie, że próbować warto. Może Doświadczenie to złudzenie? Stare lata w tarapatach Albo Wiek stateczny – niebezpieczny? Jeśli chcielibyście pomóc, to najpierw wypada posłuchać. A słuchać jest czego. Pimpono Ensemble, których płytę podrzucił mi kolega z redakcji, to nonet z Kopenhagi, którego członkowie – mieszany skład duńsko-polsko-norweski – technikę i dojrzałość (już zdobyte) łączą ze świeżością (jeszcze zachowaną). A także otwartością i sporą dyscypliną grania.

Konwencja tej muzyki jest niecodzienna, bo punkowe erupcje mocno podbitego w dolnych rejestrach (trzy kontrabasy, tuba i jeszcze barytonowy saksofon) brzmienia tworzą potworną siłę, kontrolowaną jednak świetnie i przecinaną chóralnymi okrzykami. Skandowaniem krótkich tekstów. Do góry – w zakresie częstotliwości – podciągają to saksofony i trąbka, a także gitara elektryczna wyprowadzająca całość sfuzzowanymi akordami ostatecznie już z kolein jazzu. Zarazem wszyscy potrafią grać piano, powstrzymać w ryzach siłę uderzeniową, snują więc tę swoją młodzieńczą narrację bez pośpiechu i napięcie budują stopniowo, czasem zamrażając cały utwór w w delikatnych poszukiwaniach odpowiedniej barwy.

Autorem kompozycji (i chyba liderem, co za tym idzie) jest perkusista Szymon Gąsiorek. Już pierwszy utwór Don’t Grow Up zafunduje wam, poza młodzieńczym przesłaniem (Don’t Grow Up / It’s a Trap! – to właśnie to okazało się takie trudne do przełożenia) kilka naprawdę fantastycznych, wciągających momentów dla fanów różnych estetyk: jazzu, post rocka (gra słów we Free Birds on Post Rocks to trochę o tym) czy nawet metalu. A jak się później dowiemy, swingować ci muzycy też potrafią. To w ogóle stylistyka bardzo otwarta, raczej włączająca niż wykluczająca. Wpadająca w granie free tylko momentami, melodyjna.

W I Love My Mother mamy dodatek elektroniki Jonatana Uranesa, kiedy indziej pojawia się dodatkowo alt Macieja Kądzieli lub gitara Rasmusa Oppenhagena Krogha. W świetnym Little Believers mamy przez moment motyw rytmiczny nieco kojarzący się z dysponującym podobną siłą ognia zespołem Jaga Jazzist (pojawi się jeszcze nieuniknione skojarzenie w partii tuby pod koniec Free Birds…), ale Pimpono to formacja dużo niżej osadzona brzmieniowo. Oczywiście od skandynawskich porównań całkiem uciec się nie da. Cały modus operandi jest wybitnie skandynawski, ale bardzo dużo wnoszą Polacy (Jędrzej Łagodziński na barytonie, Franciszek Pospieszalski na kontrabasie i wspomniany już Gąsiorek), którzy stanowią tu trzon składu. Są nawet polskie frazy w wśród tych króciutkich tekstów: Dziś upiję się wodą / Upalę powietrzem!. Gdyby więc całość nazywała się Fire! Orchestra, to polska frakcja mogłaby się nawet odłączyć jako trio. I owszem, odłączają się – jako The Love And Beauty Seekers nagrali i wydali właśnie nieco mniej równy, ale mający rewelacyjne momenty album Żar. Ale to już materiał na zupełnie osobną opowieść. W każdym razie Fire! mają konkurencję w postaci ognistej kopenhaskiej orkiestry. Posłuchajcie i polubcie, póki młodzi. Bo jak dla mnie swoją współpracą w Pimpono Ensemble dowodzą, że osiągnęli szybko ten stan idealnego balansu muzyków już pewnych siebie, którzy jeszcze nie wpadli w rutyniarstwo. To jak? Już poważni, wciąż odważni? A może Już nie nieletni, jeszcze nie letni?

Fragment płyty (inny niż te wklejone) w najbliższym wydaniu HCH już za kilkanaście godzin.


PIMPONO ENSEMBLE Hope Love Peace Faith
, Love & Beauty Music 2016, 8/10