Piaskowy dziadek
Lonnie Bradley Holley ma 63 lata i nazywany też bywa The Sand Man – Człowiekiem z Piasku. Urodził się na amerykańskim Południu, w Birmingham w stanie Alabama. Matka oddała go członkini trupy artystów odpustowych, a ta później – przynajmniej tak twierdzi Lonnie – sprzedała właścicielom baru, gdzie spędził czas między 4 a 12 rokiem życia. Sztuką zainteresował się na dobre, gdy dostał zlecenie przygotowania nagrobków dwóch siostrzenic, które zginęły w pożarze. Stworzył je z wykorzystaniem piaskowca (stąd pseudo) wykorzystywanego gdzieś na miejscu do prac hutniczych. Dwa lata później pierwsze jego rzeźby wystawiono w Birmingham Museum of Art, a potem w kolejnych placówkach, zwykle przy okazji wystaw prezentujących sztukę ludową. Wyrósł szybko na artystę o lokalnej sławie, utożsamianym z nieco naiwną, ludową sztuką powstającą na bazie materiałów z recyklingu. Ale po ekspansji lotniska w Birmingham był zmuszony przenieść się – wraz z całym dorobkiem i liczną rodziną – do Harpersville. Pomogły pieniądze z odszkodowania, jakie musiało mu zapłacić lotnisko ze względu na to, że wraz z terenem przejęło i zniszczyło instalacje artystyczne Holleya. Ten doczekał się licznych prezentacji w kraju i za granicą – łącznie z Białym Domem podczas prezydentury Billa Clintona. Reprezentował też amerykańską sztukę w roku 1996 podczas igrzysk olimpijskich w Atlancie. Holley wygląda tak:
Choć zdecydowanie lepiej widać go tutaj.
Co prawda instrumenty muzyczne bywały jeszcze w latach 80. częścią jego instalacji, to jednak zazwyczaj bywały to instrumenty zniszczone – zdewastowane gitary, części saksofonów czy ramiona gramofonowe. Holley zwykł jednak śpiewać podczas pracy, stopniowo też zaczął tę czynność uważać za oczyszczającą – na pomysł nagrań wpadł mniej więcej 10 lat temu, gdy wziął udział w nagraniu śpiewających artystek ludowych z Gee’s Bend w Alabamie. Tworzenie własnej muzyki (dotąd dwie duże płyty: „Just Before Music” i „Keeping a Record of It” wydane przez Dust-to-Digital) przyszło jeszcze później.
Muzycznie nie kojarzy się to prosto. Mamy wielką tradycję artystycznych outsiderów (Sun Ra, Moondog, Jandek, Arthur Russell), w którą wpisuje się dość naturalnie – Holley przypomina nawet ballady Russella interpretacją. Gdyby Suicide grali bez prądu i na wsi zamiast w mieście, ich długie opowieści też mogłyby brzmieć podobnie. „The Wire” nazwał z kolei to, co robi Holley, kosmiczną muzyką gospel. On sam twierdzi, że inspirował się po prostu amerykańską muzyką soul, m.in. nagraniami Steviego Wondera i Marvina Gaya. Proste teksty brzmią tak jakby na bieżąco próbował opowiadać i komentować jakąś historię, zazwyczaj dramatyczną, naznaczoną osobistym piętnem, dotyczącą jakichś tragicznych wydarzeń. „Ziemia jest cmentarzyskiem” – pisze Holley we wkładce swojej pierwszej płyty „Just Before Music”. – „Jest dziś większym cmentarzem niż była kiedykolwiek w historii”.
Jeden z najmocniejszych utworów LH, „The Fifth Child Burning” z pierwszego albumu, opowiada ponurą historię młodocianej ofiary pożaru – dziewczyny otoczonej rzeczami, której jednak rodzice nie potrafili zapewnić należytej opieki. Rzecz powstała w oparciu o prawdziwą historię, a Holley ze sprzętów elektronicznych zniszczonych w czasie pożaru (magnetowid, telewizor itd.) stworzył wcześniej instalację.
Wtyczki tu, wtyczki tam
Wszędzie elektryczność, zbyt duże zużycie energii
Powiedziałem: skończcie ten pęd, przerwijcie wyścig
Piąte dziecko płonie
Mała dziewczynka spalona we własnym pokoju
Zmarła w wyniku uduszenia
Wiecie, jak to jest, gdy wszystko wokół się pali?
Także na płycie numer dwa Holley wciela się w rolę kaznodziei ostrzegającego przed nadmiernym wpływem technologii na nasze życie. Tyle że w nieco mniej dramatycznym tonie, za to na tle muzycznie bardziej różnorodnym – wspierają go tu Bradford Cox (Deerhunter) i Cole Alexander (The Black Lips), młodsi koledzy z okolicy. Okładka znów przedstawia recyklingową rzeźbę zbudowaną ze starego gramofonu autorstwa samego Holleya. Nie jest to już tak świeże odkrycie jak w wypadku pierwszej płyty, ale pochodzi z równie dziwacznego, osobnego świata. Poza tym jest szansa, że nie wszyscy jeszcze słyszeli. On sam pisze, że tworzy tę sztukę, bo wydaje mu się istotna. Dla mnie istotne jest odnotowanie w tym miejscu, że taki człowiek istnieje.
LONNIE HOLLEY „Keeping a Record of It”
Dust-to-Digital 2013
Trzeba posłuchać: „Six Space Shuttles and 144000 Elephants” (koniecznie!), „From the Other Side of the Pulpit”.
Komentarze
O rany, ale nudy. A ten wokal ….prawdziwy dziadek… od orzechów.
Ostatnie dwa są bardzo spoko. Dawno nie było tu takich rzeczy.
*ostatnie dwa wpisy
Wiejski Suicide to rzeczywiście trafne porównanie. Dla mnie rewelacja!
@ Kochan-> chodzi o piaskowego dziadka, a nie od orzechów.
Poza tym , nie od tylko do orzechów.
@Piotr. Ale ja doskonale wiedziałem, co napisałem. Pozwoliłem sobie właśnie na prześmiewczą zabawę pewnymi tytułami, bystrzaku.
Zastanawiam się, na jaką płeć, kolor skóry, wiek wykonawcy i rok nagrania postawiłbym bez lektury opisu.
Aha, to taka prześmiewcza zabawa pewnymi tytułami, wybacz Rafał, nie zajarzyłem, bo ja taki prosty chłopak ze wsi jestem.
dla przeciwagi szanownemu Sandmanowi 😉
graly u nas w ub. tygodniu DEEP VALLY 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=c2OjVFp54po
rock´n´roll – bluesrock
trzy norweskie maszyny
z jednej strony komputerowy carlsen
z drugiej automatyczny breivik
pomiedzy
gra na saksofonie garbarek
@byku
w Norwegii nastal szal szachowy, goraczka szachowa…chyba producenci nie nadazaja z produkcja figur. Moj 9 letni syn Aron od paru lat gra w klubie szachowym i bardzo lubi to zajecie.
Carlsen, mistrz swiata szachowy ma swojej glowie prawie 1500 roznycvh partii szachowych a juz jako parioletni chlopak znal wszystkie flagi norweskich gmin (pare setek)
PS Blaqck Sabbath bykl u nas z wizyta, niestety, Ozzy O. wszystko juz psuje…”dziadzieje” i ten jego belkot nikogo juz nie zachwyca.
a mi jest szkoda ananda, ze tak sie dal rozjechac i nawet jednej partii nie wygral
i to na dodatek w domu; masz racje, nowe nie idzie, tylko biegnie na karbonowych protezach na mount everest i z powrotem, a szerpowie stoja obok i juz kompletnie nie wiedza o co biega…
byk@
szerpowie z iphonami a u stop gory zostawiaja swoje mercedesy 600, takie to czasy
Ale to Anand jest jednym z symboli „nowego” – komputerowo wspomaganych szachów – polecam zresztą pierwszy (i czternasty) cytat:
http://www.chessquotes.com/player-anand
Carlsen z kolei nietypowo dla swojego pokolenia podstaw uczył się z książek, stosunkowo późno zaczął korzystać z ekranu i to głównie ze względu na sieciowe bazy historycznych rozgrywek.
Śledziłem konferencje prasowe po każdej z partii i Anand wprost przyznawał, że po prostu kontynuował błędy, które prześladowały go przez cały sezon.
Mariusz Herma
25 listopada o godz. 19:54
dziekuje za ciekawe uwagi; oczywiscie jesli idzie rozwoj komputeryzacji to niewatpliwie bija indie nie tylko polske, ale i niemcy, czy norwegie, na głowe;
po prostu nas przegonili i nie dziwo przy ich potencjale matematyczno -filozoficznym;
anannd to gwiazda orientu i płakałem kiedy zachodziła…