Nie jestem fanem i jestem z tego dumny
O ile muzyka jest z pewnością jedną najlepszych rzeczy na świecie, to kult muzyków jest prawdopodobnie jedną z najgłupszych. Oczywiście muzykę komponują i wykonują muzycy, za co należy ich szanować, zarazem jednak nie szukając w nich życiowej wyroczni, a już tym bardziej wzorca osobowościowego. Słuszność tego poglądu w ciągu 24 godzin uświadomiły mi dwa różne doniesienia. Najpierw te na temat gitarzysty Neurosis Scotta Kelly’ego, który przez lata znęcał się psychicznie, fizycznie, werbalnie i finansowo (cytuję w praktyce jego własne oświadczenie) nad żoną i dziećmi. Później te na temat Wina Butlera, który wykorzystywał swoją pozycję sławnego rockmana, żeby uwodzić o połowę młodsze dziewczęta, które teraz – po latach – niezależnie od siebie opowiedziały o swoich kontaktach z liderem Arcade Fire. Zarzuty stawiane temu drugiemu są teoretycznie słabsze i bardziej charakterystyczne dla dzisiejszej wrażliwości, zgodnie z którą zwracamy baczniejszą uwagę nie tylko na przypadki nadużywania siły, ale także na nadużywanie pozycji związanej ze statusem społecznym czy władzą. Butler zresztą podtrzymuje w swoim oświadczeniu, że seks uprawiany był za obopólną zgodą. Ale linia obrony (którą podtrzymuje Régine Chassagne, broniąca swojego męża współliderka AF) jest zaskakująco podobna: problemy natury psychicznej, ciężkie chwile, własne demony, walka wewnętrzna z tragicznymi wydarzeniami z życia. I nie wróży dobrze rozwojowi obu tych historii, bo – mam nadzieję, że jesteśmy się w stanie zgodzić – prywatne demony usprawiedliwiają wiele, ale z pewnością nie robienie krzywdy innym ludziom.
Oczywiście mój dystans do kultu znanych wykonawców nie wyklucza (niestety) budowania w sobie pewnej mniejszej lub większej sympatii do artystów w zależności od tego, czy podoba mi się to, co robią. I ze względu na to – paradoksalnie – nieco mocniej zabolał mnie przypadek Butlera niż Kelly’ego, zapewne właśnie dlatego, że śledzę zespół od początku, widywałem ich na koncertach, na płyty jednak czekałem. Nic bardziej błędnego. Nie ma sensu dopatrywać się w ludziach, którzy tworzą świetną muzykę – a już szczególnie w dyscyplinie zespołowej, kiedy proces twórczy jest mocno skomplikowany – jakichś supermenów, nie ma nawet sensu dopatrywać się w nich z automatu szczególnie fajnych czy bystrych. Kto wie, czy lepszymi koleżankami i kolegami nie byłyby relatywne beztalencia, których logotypów nikt w zeszytach nie gryzmolił.
Każdy ma w tej dziedzinie swoje doświadczenia, nie chcę uznawać moich za jakieś szczególne, ale byłem w swoim życiu fanem kilkorga wykonawców – mógłbym ich wyliczyć na palcach dwóch rąk. Część z nich okazała się niezbyt fajna, pozostali być może też tacy są, tylko jeszcze o tym nie wiem. Na nagrywających dziś artystów, nawet tych fantastycznych i z dorobkiem, spoglądam trochę jak na bomby zegarowe, którym za chwilę odpali coś w życiorysie, zachowaniu albo w światopoglądzie i będzie z tego jakiś nowy Ariel Pink albo Ryan Adams (swoją drogą: znacie ich tegoroczne płyty?). A tańczyłem jako dziecko do Michaela Jacksona, oglądałem jako nastolatek z fascynacją Polańskiego i już w dorosłym wieku podziwiałem okładkowe sesje magazynów autorstwa Terry’ego Richardsona. Dziś unikam sytuacji z fotkami na insta, autografów praktycznie nie zbieram, mam może ze trzy. Ostatnio się zdecydowałem i zebrałem od Jaimie Branch, a teraz – wiadomo, oddałbym w każdej chwili ten autograf za kolejną płytę czy koncert. Nie mam zresztą tak naprawdę pojęcia, dlaczego zmarła, w ogóle niewiele o niej wiedziałem poza tym, że tworzy niesamowitą muzykę. Z jednym z polskich artystów mam tak, że nawet nie chcę go poznawać osobiście. Miałem parokrotnie taką możliwość, uwielbiam jego muzykę, cień fanowskiego stosunku z dawnych lat pozostaje, ale strasznie się boję, że nawet głupi wywiad dla gazety może sprawić, że stracę szacunek. Taka postawa schładza emocje, więc nie wiem, czy mogę ją polecić, ale w moim wypadku się sprawdza. Trochę jak oglądanie futbolu czy innego sportu tylko dla ładnej gry, bez presji kibicowania tej samej drużynie.
Oczywiście nie zawsze tak miałem. Jako 11-latek dość bezkrytycznie zapatrzony byłem w mój pierwszy ulubiony zespół muzyczny, czyli krajową grupę Lady Pank. Wprawdzie wiarę w ulubioną i wszechpotężną formację rockową zachwiało nieco pierwsze doświadczenie koncertowe (o którym już wspominałem pięć lat temu), to jednak dopiero słynna historia z Janem Borysewiczem na Dniu Dziecka we Wrocławiu obnażyła pewne zasadnicze mankamenty kultu. A ponieważ przy okazji muzycznie zespół mocno stracił impet (i swojego tekściarza Andrzeja Mogielnickiego), rzecz posłużyła mi jako dzwonek alarmowy. Od tamtej pory coraz bardziej dziwię się sytuacjom, w których dowiaduję się o tym, że ktoś ubóstwia jakiegoś artystę czy artystkę do tego stopnia, że jest w stanie jeździć za nim/nią po Europie, że zbiera już nie tylko płyty, ale i koszulki, autografy, albo – co gorsza – naśladuje go wyglądem albo nawet zachowaniem. Być może z tych samych powodów porzucałem lubianych przez siebie wykonawców, gdy ich fandom zaczynał dynamicznie rosnąć – tak było choćby z Depeche Mode. I być może, próbując sobie skompensować w jakiś sposób własne uczucia z przeszłości i szukając jakiegoś sposobu na zareagowanie na świetną muzykę bez konieczności angażowania się emocjonalnego w podążanie za jej wybitnymi twórcami, przeszedłem na pozycje dość zdystansowanego, może nawet nieco malkontenckiego recenzenta, znalazłem się tu, gdzie jestem, i piszę teraz dla Państwa te słowa.
Do słów dołączam płytę – eskapistyczny zestaw psychodeliczno-popowych piosenek formacji Vinyl Williams. Ze szczególnym wskazaniem dla osób lubiących Tame Impala i Stereolab. A może trochę i dla sierot po Arielu Pinku. Piosenek rozmytych, popowych, futurystycznych, trochę jednak zbyt energicznych na ścieżkę dźwiękową do windy. Ukazała się nagle, choć single zapowiadały od dawna niezłej klasy zestaw – a Beaming, Exopalace i Precious Star pojawiały się na taśmie tygodnia wiele miesięcy temu. Cosmopolis w całości mówi o tych zapowiedziach singlowych coś zgoła innego niż wczorajsza płyta-bohaterka. Właściwie przekłada 1:1 zapowiedź na efekt końcowy. Jestem więc zadowolony z tego albumu. Ale obiecuję, że nigdy nie zostanę fanem zespołu ani Lionela Williamsa, jego lidera.
VINYL WILLIAMS Cosmopolis, Requiem Pour Un Twister 2022
Komentarze
Aż musiałem sprawdzić, co takiego Ariel nawywijał, i nawet jakoś nie jestem zdziwiony (czy to przez tę redneckową stylówkę?).
Zdecydowanie popieram podejście, że 1) twórczość oceniamy w oderwaniu od osoby twórcy, może poza skrajnymi przypadkami aktywnego nazizmu i ludożerstwa i 2) w związku z tym można słuchać, czytać i oglądać sztukę ludzi prywatnie niesympatycznych a nawet odpychających. Jednocześnie można ich nie zapraszać na festiwale, wieczorki autorskie, do telewizji na wywiadzik etc (i tyle cancellingu wystarczy). Takie są bodaj obecnie losy np. Louisa CK, ponoć ostatnio film nakręcił.
@woyt –> Co do Ariela Pinka – oceniać można różnie, ale wmieszał się dość daleko w tłum z tą swoją stylówką: https://www.nme.com/news/music/ariel-pink-capitol-protests-peacefully-support-donald-trump-2851298
Fan-to od fanatic… Idol-historycznie, semantycznie, metodologicznie, od ‚złudzenia’ i pozoru się wywodzi. To nieprzypadkowe, jak sądzę. Pojęcia te i zjawiska przez nie oznaczane zahaczają o masową histerię. Osobiście jestem entuzjastą, wielbicielem Johna McLaughlina, miłośnikiem jego muzyki. Z pozdrowieniami
„Później te na temat Wina Butlera, który wykorzystywał swoją pozycję sławnego rockmana, żeby uwodzić o połowę młodsze dziewczęta, które teraz – po latach – niezależnie od siebie opowiedziały o swoich kontaktach z liderem Arcade Fire.”
I właśnie to „po latach” stanowi problem. Jeżeli doszło do przestępstwa, to należy niezwłocznie powiadomić organa ścigania. Nie może być tak, że ktoś przypomina sobie po roku, trzech albo dwudziestu latach. Nie ulega wątpliwości, że nadużycia seksualne istnieją, szczególnie w tej branży. Ale nie może być tak, że jakaś aktoreczka, która liczyła na lepszą rolę, idzie do łóżka z producentem, a potem narzeka jaki to on był straszny, albo fanka zespołu, która chciała ogrzać się w cieniu sławy i poszła do łóżka z idolem, a po 10 latach stwierdziła, że on ją jednak wykorzystał i z tego tytułu należą się jej jakieś pieniądze. Inny problem polega na tym, że osoba oskarżona uznawana jest za winną zanim jakikolwiek sąd sie wypowie, a następnie cancelowana.
Tymczasem serwis Pitchfork potępia Butlera, a jednocześnie promuje Bowiego i Popa, o których wiadomo, że w czasach swojej świetności utrzymywali erotyczne stosunki z nieletnimi.
W 2006 roku z okazji 250 rocznicy urodzin Mozarta czytałem wywiad z Simonem Rattle, który był akurat dyrygentem Berliner Philharmoniker I od razu mi się przypomniał podczas czytania pana wpisu. Simon Rattle mówił w wywiadzie dlaczego muzykę Mozarta uważa za szczyty ludzkiego geniuszu gdy nagle prowadzący wywiad spytał się co chciałby powiedzieć, czy też o co spytać Mozarta gdyby mógł go spotkać. Wtedy Simon Rattle powiedział kategorycznie że nie dążyłby do tego spotkania ze względu na to jakim nieznośnym człowiekiem był Mozart.
@massimiliano Czyli ogólnie fakt, że osoby mające władzę wykorzystują ją dla swoich erotycznych korzyści jest ok? Dopiero gdyby aktoreczka (w ogóle nie wartościujące określenie, skąd) nie dostała dobrej roli mimo pójścia do łóżka z producencikiem, wtedy jest problem?
@”Inny problem polega na tym, że osoba oskarżona uznawana jest za winną zanim jakikolwiek sąd sie wypowie, a następnie cancelowana”
Nieprawda. Nie chcę tu rozkręcać flejmu, dość ich było i jest naokoło, ale te – głównie prawicowe – płacze o rzekomym „cancellowaniu” odbywają się w bardzo popularnych mediach. Można na tym „wielkim cierpieniu” zrobić niezłą karierę, jak pan Peterson.
@woyt: Umknęło Ci zdanie „Nie ulega wątpliwości, że nadużycia seksualne istnieją, szczególnie w tej branży” z mojego poprzedniego komentarza? Nikt nie mówi, że wykorzystywanie władzy dla swoich celów jest w porządku, nie próbuj ze mną sofizmatów. I dlaczego miałbym nie używać wartościujących określeń? Ty robisz to cały czas, na przykład pisząc o „niezłej karierze pana Petersona”.
Ja nie dyskutuję z przemocą seksualną, bo ona niewątpliwie istnieje i jest to problem – tylko z faktem, że jest swego rodzaju moda na jej podbijanie i jest tego tyle, że już nie wiadomo, co jest prawdą, a co nie. W efekcie trudno rozróżnić, co jest realnym problemem, a co efektem etycznego wzmożenia (woke) przemysłu rozrywkowego. I nie widzę nic zdrożnego w zwracaniu uwagi na to, że jak w przypadku każdej mody ktoś może chcieć robić na tym interes, niszcząc przy okazji reputację niewinnego człowieka. Tym bardziej nie widzę nic złego w wytykaniu hipokryzji, która jednych każe anulować, a innych wynosić na piedestał. Bijący pierwszą żonę i olewający pierwszego syna Lennon, który żył bardzo daleko od ideałów swojej piosenki „Imagine”, ma lotnisko swojego imienia w Liverpoolu na miłość boską!
W tym konkretnym przypadku nie próbuję też bronić winnego, bo nadal nie wiadomo, czy Butler jest winny, natomiast medialny wyrok na niego już zapadł. Bardzo łatwo komuś przyprawić niesprawiedliwą łatkę. Jeżeli Butler okaże się złem wcielonym, niech gnije w więzieniu i będę pierwszym, który to przyzna. Ale to trzeba najpierw udowodnić, a nie wpadać w histerię na podstawie artykułu w Pitchforku i zeznań 4 (słownie: czterech) osób. W prawie też jest domniemanie niewinności, jeśli nie wiesz co to, polecam sprawdzić.
@massimiliano „W tym konkretnym przypadku nie próbuję też bronić winnego, bo nadal nie wiadomo, czy Butler jest winny, natomiast medialny wyrok na niego już zapadł.”
Widać, że nie przeczytałeś tego artykułu. Są konkretne zapisy rozmów (chaty na Instagramie, SMSy) i widać z nich m.in, że to Butler zaczepił 18-letnią fankę, zaprosił na drinka, dał numer telefonu i zachęcił do kontaktu – po czym zaczął (znowu on!) nieproszony sexting, czyli zwyczajne molestowanie. Co tu jest niejasne? Jaki sąd ma się wypowiedzieć?
@”Jeżeli Butler okaże się złem wcielonym, niech gnije w więzieniu i będę pierwszym, który to przyzna.”
Ależ to się stopniuje – zapewne nie jest złem wcielonym, tylko facetem, który bardzo nieprzyjemnie przekroczył granice przyzwoitego zachowania, kosztem swopich fanek. Tylko tyle i aż tyle.
@woyt: Owszem, przeczytałem. Nie ma tam żadnych zrzutów ekranu z tych chatów i SMSów, tylko transkrypcje tychże. I właśnie ich autentyczność powinien uznać sąd, bo póki co jest słowo vs. słowo. Zresztą Butler przyznał się już do kontaktów seksualnych z tymi osobami, z tym że podkreślił, że odbywały się one za obopólną zgodą. To również jest do rozstrzygnięcia przez sąd, a na pewno nie przez Ciebie. Jeżeli natomiast wierzysz ślepo we wszystko, co przeczytasz, to już nie mój problem.
A swoją drogą, to bardzo wygodnie nie odniosłeś się do tego, co w moim komentarzu było najistotniejsze. Dla rozluźnienia atmosfery – ale i niejako pozostając w temacie – podrzucam link do krótkiego skeczu Billa Burra, który w humorystyczny sposób mówi coś bardzo istotnego w tej kwestii: https://www.youtube.com/watch?v=JtqhIry_bwE
Są tacy muzycy, którzy muzykę komponują, i są tacy, którzy tylko ją wykonują. Tych pierwszych pewnym kultem mogę darzyć, chociaż tylko jako twórców, a nie jako ludzi. Podobnie mogę uwielbiać reżyserów i scenarzystów, ale głupotą jest dla mnie kult aktorów.
Od dawna nie uważam się za czyjegokolwiek „fana”. Miłośnika stylu, talentu itp. – owszem. Fana – nie. Zero idoli, może nawet zero autorytetów.
Taki przykład z tego roku. Lubię zespół Flapjack i szanuję wkład Litzy. Równocześnie nie lubię Litzy, który na koncertach Flapjacka recytuje między utworami zapowiedzi z pamięci, a spontanicznie potrafi chyba tylko wydrzeć się na człowieka pod sceną „Zamknij ten ryj!”.
Właśnie przypominam sobie album Neurosis & Jarboe. Pierwsze dwa utwory wciąż uwielbiam.
https://neurosis.bandcamp.com/album/neurosis-jarboe
@massimiliano „A swoją drogą, to bardzo wygodnie nie odniosłeś się do tego, co w moim komentarzu było najistotniejsze. ”
To prawda, starałem się zignorować tę dość obrzydliwą sugestię z pierwszego komentarza, że osoby, które opowiedziały Pitchforkowi o tym wszystkim, zrobiły to dla pieniędzy: („albo fanka zespołu, która chciała ogrzać się w cieniu sławy i poszła do łóżka z idolem, a po 10 latach stwierdziła, że on ją jednak wykorzystał i z tego tytułu należą się jej jakieś pieniądze.”) Nie znalazłem w tekście Pitchforka żadnych finansowych roszczeń, jedynie potrzebę opowiedzenia o swoich przeżyciach.
@”Nie ma tam żadnych zrzutów ekranu z tych chatów i SMSów, tylko transkrypcje tychże. I właśnie ich autentyczność powinien uznać sąd, bo póki co jest słowo vs. słowo.”
Czyli sugerujesz, że portal oparł się na zfałszowanych dowodach albo i sam je sfałszował? Natomiast opublikowanie zrzutów ekranu byłoby teraz jakimś dowodem na autentyczność? To już jest trolling, nie poważny pogląd. Z mojej strony wystarczy, EOT.
@woyt: Nigdzie nie pisałem, że osoby z artykuły Pitchforka zrobiły to dla pieniędzy, bo w przeciwieństwie do Ciebie nie wiem, jak było naprawdę (to oczywiście ironia, bo Ty także tego nie wiesz). Chodziło o szersze zjawisko, które niewątpliwie ma miejsce podobnie jak rzeczywiste przypadki seksualnego molestowania.
Nie napisałem też, że portal oparł się na sfałszowanych dowodach ani tym bardziej, że sam je spreparował. Pisałem natomiast, żebyś nie używał ze mną sofizmatów, co czynisz ponownie, i na dodatek próbujesz nieudolnie manipulować moimi wypowiedziami – to jest dopiero obrzydliwe.
Może więc napiszę wprost, bo widzę, że woke-histeria nie pozwala Ci czytać ze zrozumieniem: uważam, że wszelkim takim doniesieniom należy się przyjrzeć z bliska, a dopiero potem ferować wyroki. Ty natomiast przeczytałeś jeden artykuł, wysłuchałeś strony pokrzywdzonej i wierzysz jej na słowo, automatycznie uznając winę strony oskarżonej. Jeszcze raz podpowiadam hasło: domniemanie niewinności, nawet na wiki jest stosowny artykuł, jeśli nie chce Ci się iść do biblioteki.
Jak dla mnie tego rodzaju doniesienia nie odgrywają większej roli. Jeżeli nie ma oskarżenia ze strony prawnej (a tylko to ma jakiekolwiek znaczenie), więc nie ma sprawy. Niegdyś groupies pchały się stadami do łóżek prominentów i gwiazd i nie było wielkiego krzyku, ale w dobie me too i internetu trzeba z tym cholernie uważać, jeżeli nie chcesz być zlinczowany medialnie i oskubany finansowo . Chyba, że masz kupę siana i jesteś w stanie sprawę uregulować pozasądowo. Przykład :Dylan, Woody Allen, Cliff Richard, Jagger. Harvey Weinstein czy R. Kelly mieli mniej szczęścia i muszą (słusznie) iść do pierdla na długi czas.
Idoli to się ma mając 18-20 lat, których stawiamy na piedestał bogów. Mając lat 40 +okazujesz szacunek i wyrazy uznania w zupełnie inny sposób. Zmieniają się priorytety oraz postrzeganie artystów, którzy okazują się takimi samymi ludźmi jak i my, jedni gorsi pod względem charakteru, inni bardziej ogladzeni i przystępni,Jedyna różnica to to, że zostali obdarzeni talentem i potrafili to wykorzystać.
Panowie massimiliano i woyt po co te złośliwości, zaproponujcie lepiej coś dobrego do posłuchania 🙂 Ja właśnie słucham Miltona Nascimento-Clube da Esquina i jestem w świetnym nastroju.
@chrobakowski: Bardzo proszę: Cucina Povera & Ben Vince i płyta „There I See Everything”, uduchowiony ambient, czy też – jak kto woli – muzyka sakralna dla antyklerykałów.
Dzięki
Spodobał mi się ten Pana wpis, wyraźnie bardziej osobisty i smutny, niż zwyczajna, tj. profesjonalna działalność blogowa. Chciałoby się, żeby piękną muzykę tworzyli równie piękni ludzie, niestety to tak nie działa, plus – czas niekiedy zmienia ludzi bardzo na niekorzyść.
Osobne podziękowania za „historia z Janem Borysewiczem (…) obnażyła (…) mankamenty”. Szczerze się uśmiałem 😀
@rufus „Niegdyś groupies pchały się stadami do łóżek prominentów i gwiazd i nie było wielkiego krzyku, ale w dobie me too i internetu trzeba z tym cholernie uważać, jeżeli nie chcesz być zlinczowany medialnie i oskubany finansowo”
Trzeba uważać drogi panie, bo seks bez jednoznacznego przywolenia jest w rosnącej liczbie krajów uważany za gwałt. Tak tylko przypominam/uświadamiam: już nie tylko Skandynawia , teraz również Hiszpania. Skecz Billa Burra „mówiła nie ale myślała tak!” może nie wystarczyć jako linia obrony.
@chrobakowski „po co te złośliwości” – to nie złośliwości, to ustalenie zupełnie podstawowych zasad rigczu.
@”zaproponujcie lepiej coś dobrego do posłuchania” W tym kontekście to chyba Dire Straits Money for nothing
Now look at them yo-yos, that’s the way you do it
You play the guitar on the MTV
That ain’t workin’, that’s the way you do it
Money for nothin’ and your chicks for free
A z nowości to bardzo dobrze zapowiada się nowa płyta Bitchin Bajas: https://bitchinbajas.bandcamp.com/album/bajascillators
@woyt: Sęk w tym, że Butler utrzymuje, że uprawiał seks z tymi osobami za obopólnym przyzwoleniem. Dopuszczasz sytuację, w której tak faktycznie mogło być, a potem druga strona – z różnych powodów, bo na przykład była rozczarowana pożyciem, albo chciała się odegrać, albo zrobić wokół siebie szum, albo cokolwiek innego – mogła stwierdzić, że to jednak był gwałt? I jaki widzisz sposób na rozwiązywanie tego problemu? Może spisywanie umowy przedwstępnej? „Ja, niżej podpisana XYZ, zgadzam się na dobrowolny stosunek seksualny z obywatelem UVW?”. Bardzo romantyczna wizja!
@Maciej2 –> Bardzo dziękuję
Woyt – no tak, trzeba z tym uważać… Seks bez obopólnej zgody, to również kwestia interpretacji i jest to bardzo płynne pojęcie. Dziś wystarczają poszlaki, podejrzenia, aby zrujnowac czyjąś karierę. Zazwyczaj ze strony kobiet, które mogą wykorzystać aktualną nagonkę na facetów. Przypuśćmy, iż jakiś artysta nie zgodził się, aby jego fanka poszła z nim do łóżka po koncercie, a ta jako wyraz zemsty czy upokorzenia postanawia go oskarżyć. Wystarczy puścić plotkę w medialne tryby i już nabiera nagonka na danego artystę niepohamowanej dynamiki, którą bardzo trudno zatrzymać. Wydaje mi się, powtarzam – jeżeli nie ma prawnego oskarżenia- nie ma sprawy. Dzisiaj prawienie komplementu, czy przyjazny pocałunek w policzek, nic nie sugerujący dotyk może być mylnie zinterpretowany i można popaść w poważne kłopoty. Czy tak to ma wyglądać?
@rufus „Seks bez obopólnej zgody, to również kwestia interpretacji i jest to bardzo płynne pojęcie” Wręcz przeciwnie, to proste, jeśli jest zgoda to nie trzeba niczego interpretować! Sam pomysł, że trzeba dopiero zbadać, czy jedna ze stron miała ochotę na seks/zachowanie okołoseksualne (np. sexting i wysyłanie zdjęć genitaliów) wydaje mi się bardzo niepokojący. Nie wiesz, czy on/ona ma ochotę – spytaj.
@”Dziś wystarczają poszlaki, podejrzenia, aby zrujnowac czyjąś karierę. Zazwyczaj ze strony kobiet, które mogą wykorzystać aktualną nagonkę na facetów.”
Nie ma nagonki na facetów. Po prostu wreszcie, i na razie tylko częściowo, skończyła się bezkarność buców.
@”Dzisiaj prawienie komplementu, czy przyjazny pocałunek w policzek, nic nie sugerujący dotyk może być mylnie zinterpretowany i można popaść w poważne kłopoty. Czy tak to ma wyglądać?”
Owszem, tak ma to wyglądać. Jest takie zdjęcie byłego już gubernatora Nowego Jorku pana Cuomo, na którym spontanicznie ściska nieznaną sobie bliżej pannę młodą, w sposób – jego zdaniem – absolutnie niewinny. Proponuję spojrzeć na to zdjęcie i samemu zdecydować, czy jej się to podoba. Clou: to nie ja decyduję o tym, czy druga osoba ma ochotę na uścisk czy całus. Tak jak najwyraźniej Butler zdecydował za 18-latkę.
@massimiliano „Sęk w tym, że Butler utrzymuje, że uprawiał seks z tymi osobami za obopólnym przyzwoleniem. Dopuszczasz sytuację, w której tak faktycznie mogło być”
Jedna strona twierdzi jedno, druga co innego. Korespondencja – a jej autentyczność nie jest podważana przez pierwszą stronę! a jedynie przez komentatora massimiliano – potwierdza stanowisko strony drugiej. Więc nie wiem o jaki „stan faktyczny” chodzi, dla mnie jest taki, jaki wynika z korespondencji.
Nawiasem mówiąc – domniemanie niewinności obowiązuje w postępowaniu karnym w sprawie konkretnego przestępstwa, nie w przypadku artykułu prasowego przedstawiającego – i to z obu stron – sytuacje, które mogą nawet nie zostać zakwalifikowane jako przestępstwo. Czy ktoś wezwał policję na Pitchforka?
Ok – jak dla mnie temat skończony Przykłady Johnny Deppa oraz Morgan Freemana pokazały dobitnie do czego są zdolne wredne kobiety, które oczywiście zawsze są ofiarami lol. Idol liberalnej lewicy kanadyjski premier i sunny boy oraz ulubieniec lewicowych mediów Justin Trudeau jakoś nie został postawiony na medialnym szafocie i skazany. Również Hunter Biden, synalek – skandalista wywiną się od odpowiedzialności za sex partys z ukraińskimi dziewczynami. Ingerencja tatusia pomogła wyciszyć skandale synalka. Przykładów można naprawdę mnożyć.
Czy ktoś pamięta jeszcze wspaniałego artystę, jakim niewątpliwie był Terry Callier?
Mniej znany, zawsze w cieniu wielkich (Curtis Mayfield, Marvin Gaye), a jednak pozostawił po sobie wiele kapitalnych rzeczy jak np koncertowy album,, Alive „…
https://youtu.be/XH76wbFeTBU
Będąc fanem twórczości Elli Fitzgerald nie miałem pojęcia, że to Murzynka. Byłem pewien, że jest różowiutka jak świnka Piggy.
Jak to możliwe? Na mp3 z netu nie było okładek
Wyobraźcie sobie mój szok, jak ją zobaczyłem :-).
@woyt: Zaprzeczasz sam sobie. Skoro nic nie zostało zakwalifikowane jako przestępstwo i może nie zostanie, to po pierwsze skąd wiesz, która strona mówi prawdę, a po drugie – o co tyle hałasu? I jeszcze jedno: uważasz, że nie ma nagonki na facetów? A to: https://www.youtube.com/watch?v=UCYH3O_e9DI? Co to jest?
@rufus swell: Pełna zgoda. Na własne oczy widziałem jakieś bzdurne nagłówki, że świat nienawidzi Amber Heard, bo jest kobietą – a nie dlatego, że jest manipulantką i kłamczuchą. Niestety kolega woyt najwyraźniej uległ tej mainstreamowej histerii i pewne rzeczy po prostu do niego nie docierają.
Chłopaki, widzę, że macie sporo żalu do świata i różnych celebrytów/tek, ale pliiiz, nie zmieniajcie tego zacnego muzycznego bloga w forum dla piwniczaków.
@woyt: Czy „piwniczak” to nie jest przypadkiem określenie wartościujące, które wcześniej tak Cię bulwersowało? A skoro już tak bardzo chcesz bawić się w psychologizowanie rozmówców, to odwdzięczę Ci się tym samym: może jesteś po prostu świętoszkowatym hipokrytą, który zrobiłby dokładnie to samo co Butler i tysiące sławnych, bogatych i potężnych gwiazd rock przed nim, gdybyś nie był po prostu przeciętnym zjadaczem chleba? Bo jeśli chcesz mi powiedzieć, że odwróciłbyś wzrok i powiedział stanowczo „Nie, dziękuję!” gdyby flirtowała z Tobą atrakcyjna 18-latka, to albo jesteś gejem, albo kłamcą.
Jeśli coś wygląda jak kaczka, chodzi jak kaczka i kwacze jak kaczka… to nie trzeba psychologizować.
@woyt: Widzę, że poczucie moralnej i intelektualnej wyższości Cię nie opuszcza, odesłałbym Cię do Szymborskiej i ostatniej zwrotki jej wiersza „Minuta ciszy po Ludwice Wawrzyńskiej”, ale coś mi mówi, że z poezją jest u Ciebie tak samo, jak z logicznym myślenie, merytorycznym dyskutowaniem i odpornością na medialną histerię.
Fajny temat rzucony przez Gospodarza. Wydaje mi się, że dotyczy mnie bezpośrednio, więc pozwólcie, że zabiorę głos.
Za młodziaka patrzyłem bezkrytycznie na niektórych muzyków, bo jak człowiek ma naście lat i jest (nad)wrażliwy na dźwięki to jest raczej normalny i szczery odruch i nie podlega to dyskusji. Niektórzy przyznają się do tego po latach, a inni próbują to ukryć i tyle.
Kwestia wrażliwości na muzykę jest tu kluczowa. Jeśli ktoś tworzy coś, co odczuwamy że totalnie nas wyraża no to z pewnością „musi być fajnym człowiekiem”.
Oczywiście jest to bzdura, ale do tej smutnej prawdy trzeba indywidualnie dojrzeć. Wielu z nich to prostaki i toksyczne osobowości, których normalnie w zakładzie pracy unikalibyśmy jak ognia. Sad but true…
Mam już sporo lat, wiem o wiele więcej niż 30 lat temu, ale prawda jest taka, że gdy tylko przypadkowo znajdę się w towarzystwie muzyka, którego twórczość cenię, to z automatu proszę o wspólne zdjęcie lub podpis. Zbieram i kolekcjonuję wspomnienia, bo kocham muzykę, a ta nie rodzi się z powietrza. Za każdą płytą (jak wspomniał Gospodarz) stoi jednak człowiek. Nigdy nie jeździłem za muzykami po Polsce czy Europie, nie chcę ich poznawać bliżej, bo boję się rozczarowań. Nie upodabniałem się do nich itd. Ale staram się śledzić w wywiadach czy przypadkiem nie mówią jakichś strasznych głupot. Tak tylko dla mojej prywatnej wiedzy.
Z biegiem lat na wszystko patrzę z coraz większym dystansem, choć cały czas lubię przypadkowe spotkania po koncercie lub na ulicy. Nie kwalifikuję podpisu na płycie jako „kultu artysty”. To tylko podpis na płycie. Będąc już dorosłą osobą można go otrzymać i jednocześnie trzeźwo patrzeć na całą tę „artystyczną ferajnę”. Przyglądać się temu trochę „z boku”. Ja tak robię. I mam sporo podpisów i parę fajnych fotek z muzykami. Nie wstydzę się tego. Póki co nie trafiłem na medialne „zgniłe jabłko” (choć bomby zegarowe tykają…).
Uważam, że WSZYSTKIE przypadki przestępstw udowodnione i potwierdzone w sądzie powinny zakończyć się osadzeniem delikwenta w więzieniu i kropka. Nie ma znaczenia czy jesteś murarzem, piekarzem, czy grałeś np. w The Beatles czy The Rolling Stones (to tylko wymyślone przykłady).
Pojęcie „kultu artysty” jest dość szerokie i nie do końca sprecyzowane. Jeśli po koncercie kupię sobie płytę muzyka (daję mu swoje pieniądze!), ale nie poproszę go o autograf to już jestem fanem, czy dopiero jak przybiję mu „piątkę”, poproszę o podpis i powiem, że koncert był świetny?
Gdyby ta ogólnoświatowa artystyczna „bomba zegarowa” wybuchła i obnażyła to i owo to pewnie z połowa grajków z całego świata już wylądowałaby w kiciu, a my – wielbiciele MUZYKI – połowę swoich domowych dyskografii dawno wywalilibyśmy do śmieci.
Przerażająca wizja, prawda?
PS1 Lubię pokazać temu czy innemu znajomemu wspólne zdjęcie ze śliczną Marissą Nadler, puszczając jednocześnie wspaniały numer „Lemon Queen” i wykrzyknąć „Posłuchaj, to właśnie ta dziewczyna śpiewa!” 🙂
PS2 Na rozładowanie powagi sytuacji dodam, że płyty podpisane przez muzyków lepiej się sprzedają. Trochę się tym zajmuję, więc uwierzcie mi na słowo 😉
@ SzyJa, „gdy tylko przypadkowo znajdę się w towarzystwie muzyka, którego twórczość cenię, to z automatu proszę o wspólne zdjęcie lub podpis”
Aż tu nagle zjawia się jakiś Paul McCartney, który twierdzi, że nie lubi pozować do fotek ani dawać autografów, bo z fanem woli pogadać. ;P
Sam wolę wziąć autograf i uścisnąć dłoń, a i tak dopiero wtedy, gdy muzyk ma na to czas. Mam kolegę, który uważa, że po koncercie po prostu wypada z muzykiem chwilę pogadać, ale ja nie po to chodzę na koncerty. Raz na kilka lat zdarza mi się krótka pogawędka na tematy czysto muzyczne, o sprawach technicznych, nigdy o światopoglądzie. Najczęściej zaczepiam muzyka tylko po to, żeby spytać, co to za nietypowy instrument, na którym grał. Nie chce mi się jednak znowu trafić na takiego, który od razu zaproponuje wódkę albo zacznie wymieniać nazwy leków, które bierze.
Przypomniała mi się wokalistka, za którą nie przepadam jako za człowiekiem. Lubię koncerty Closterkeller, ale wolałbym, żeby Anja Orthodox ograniczyła się do śpiewania, bo od jej komentarzy między utworami miewam ochotę opuścić widownię.
@SzyJa: Miałem dziesiątki autografów artystów, najczęściej w książeczkach/na okładkach płyt; po latach doszedłem do wniosku, że nie jest mi to do niczego potrzebne i wszystko sprzedałem, nawet podpisy Bowiego i Popa. To są tylko ludzie, często bardzo skrzywieni. A często po prostu naiwni lub zwyczajnie głupi i zakłamani, szczególnie w kwestiach politycznych.
@Krasnal Adamu: Tak z ciekawości, co mówi Anja O. na koncertach?
@massimiliano: W sumie zgadzam się z Tobą. Pewnie w końcu też pozbędę się moich. Wiadomo, że z wiekiem człowiek przestaje się „jarać” takimi rzeczami
@Krasnal Adamu: No właśnie. Co takiego Anja mówi na koncertach między piosenkami?