Ta muzyka najlepiej oddaje nastrój chwili
Wśród wielu rzeczy, które uległy zmianie przez ostatnie tygodnie, znalazło się też kupowanie płyt. Nagle trochę bardziej luksusowe niż parę tygodni temu. Na czas przychodzą w postaci fizycznej głównie te albumy, które wysyłają małe wytwórnie i mniejsi dystrybutorzy, zazwyczaj zatrudniający samych siebie. Niekoniecznie wielkie sklepy, niekoniecznie poczta (którą partia rządząca chciałaby zatrudnić przy wyborach). W związku ze stylem pracy wielkich sklepów wysyłkowych w rodzaju Amazona pojawia się w takiej sytuacji jeszcze więcej wątpliwości. A kurierzy mają i tak sporo roboty z dostarczaniem ważniejszych przesyłek ludziom w izolacji. Do tego dochodzą pytania natury etycznej: czy nie lepiej wesprzeć artystów, kupując na Bandcampie albo bezpośrednio? I pytania natury praktycznej: jak zaoszczędzić, skoro wielu z nas w praktyce straciło w tym czasie pracę? Oczywiście wielu osobom wystarcza streaming – ja z różnych względów poszukuję co najmniej plików. I przy okazji zauważyłem ciekawą dysproporcję cenową.
Chodzi o muzyczną część sklepu Google Play Niby zmarginalizowaną – bo właściciel sprzedaje swoją usługę streamingową – ale ciągle działającą. Można tu kupić w plikach cyfrowych (zwykle niestety tylko mp3, ale sprawdzałem i jak na ten format bardzo dobrej jakości) olbrzymią paletę nagrań, które czasami trudno dostać gdzie indziej (weźmy np. ten staroć Pierre’a Schaeffera z 1957 w wersji mono). Przede wszystkim jednak ceny większości wydawnictw niezależnych są tu nieproporcjonalnie niskie (ok. 18 zł za nowości). Album, o którym dziś kilka słów, czyli The Experience of Repetition as Death Clarice Jensen, można tu nabyć w plikach cyfrowych za 10,99 zł (z podatkiem), podczas gdy w Bandcampie kosztuje 9 dol. (i to jeszcze bez podatku). Różnica (i jeden z powodów, dla których zwykle wybieram BC) jest taka, że ten ostatni sklep daje do dyspozycji pliki bezstratne formatu flac. Boomkat wersję empetrójkową proponuje jednak za 6,99 funtów. Skąd się ta różnica bierze – nie mam pojęcia. Ale warto pamiętać o sklepie Google, choćby jako alternatywie dla streamingu i serwisów pirackich.
O samym albumie bardzo chciałem wspomnieć, bo jeśli co rusz szukamy jakichś metafor obecnej chwili, tutaj dostajemy wyjątkowo trafną i niepokojąco plastyczną. Poczynając od okładki (uśpione osiedle identycznych domków widziane z lotu ptaka), przez tytuł, czyli Doświadczenie powtarzania jako śmierć, aż po czerpiącą z minimalizmu muzykę wykorzystującą głównie brzmienia wiolonczeli i organów. Przy pierwszym słuchaniu, jeszcze nie wgłębiając się daleko w informacje o płycie, odnalazłem w niej nasze doświadczenie monotonii, która w czasach epidemii upodabnia do siebie wszystkie dni tygodnia. Granica między niedzielą a poniedziałkiem jeszcze nigdy chyba nie była dla mnie tak zatarta i tak umowna jak dzisiaj. Okres świąteczny też trudno będzie odpowiednio wyeksponować. Zagrożenie, które obserwujemy, narasta stopniowo, co też w pewnym sensie hipnotyzuje i znieczula – poza oczywiście nagłymi atakami paniki i dłuższymi kolejkami w sklepach po ogłoszeniach o poszerzeniu ograniczeń przemieszczania się. Świat jest bardziej pusty i wygląda jak to rysunkowe osiedle. Naprawdę – nie znalazłem lepszej przenośni świata pandemii w muzyce niż to, co na kolejnej, elegijnej płycie (poprzednią recenzowałem w ubiegłym roku) zaprezentowała świetna amerykańska wiolonczelistka, szefowa artystyczna znanego też w Polsce American Contemporary Music Ensemble. Poprzednio włączałem Jensen do nurtu nowej dronowej muzyki na organy, razem z Kali Malone i Ellen Arkbro. Tutaj program jest – mimo tej założonej monotonii – nieco bardziej różnorodny brzmieniowo. Bywa, że odnosi się wprost np. do Steve’a Reicha (Day Tonight), ale i do tamtej organowej fali (Metastable).
Tak naprawdę jednak Jensen nie nagrała albumu o otaczającym ją świecie, tylko o konkretnym, osobistym przeżyciu związanym z chorobą i umieraniem jej matki. I tak owo Metastable to obraz chorej podłączonej do respiratora i całej szpitalnej aparatury, odmierzającej puls. Tytuł odnosi się do wiersza Adrienne Rich, temat – do przemyśleń Freuda. Całość jest monotonią pożegnania, dla pojedynczej osoby bardziej ostateczną i smutniejszą niż dzisiejsze okoliczności, w których zagrożony jest każdy, ale też każdy ma szanse uniknąć zagrożenia. Tutaj choroba była nieuleczalna, śmierć nieunikniona. Mamy więc jednostkowe doświadczenie, które samo przekłada się na coś bardziej uniwersalnego – najwyraźniej Jensen stworzyła po prostu bardzo przekonujący program. A już Holy Mother to w dziedzinie dronowego minimalizmu prawdziwy majstersztyk. Muzyka zapewne nie dla wszystkich, ale z pewnością o wszystkich.
CLARICE JENSEN The Experience of Repetition as Death, FatCat/130107 2020, 8/10
Komentarze
The Orb – Abolition Of The Royal Familia – można, niezobowiązujący i niewymagający misz-masz. Swoisty przekrój przez dotychczasową twórczość.
Nine Inch Nails – Ghosts VI: Locusts – ostatecznie można, ale może to przez słońce za oknem
Kandace Springs – The Woman Who Raised Me – warto, może nieodkrywcze, ale wykonane świetnie i jak się tego słucha (no chyba, że to przez słońce :))