10 ważnych płyt, które powstały… w domu

Oczywiście z dzisiejszego punktu widzenia rzecz jest banalna – można mieć w domu studio nagraniowe. Duża część muzyków ma warunki do tego, by w każdej chwili nagrać swoje utwory na własnym komputerze. Ale kto potrafi wykorzystać sytuację tak kreatywnie jak niżej wymienieni (w porządku alfabetycznym) artyści? 

APHEX TWIN Selected Ambient Works 85-92 (1992). Legendarny już pierwszy album długogrający Richarda D. Jamesa (ur. 1971), w świecie muzyki elektronicznej znanego jako Aphex Twin. Już tytułowe daty sugerują, że płyta zawiera nagrania realizowane także przez 14-letniego artystę, który jako nastolatek mieszkał w Kornwalii, zaczynał przerabiać syntezatory i tworzyć własne urządzenia, z pomocą których skompletował materiał na tę płytę – oczywiście we własnej sypialni. Jakość dźwięku nie jest idealna, bo – jak gdzieś sugerował Aphex Twin (nie wiadomo czy mu wierzyć – ma skłonności do tworzenia mitów na własny temat) – kaseta, na której rejestrował część materiału, została zniszczona przez jego kota.   

BON IVER For Emma, Forever Ago (2007). Jeden z najgłośniejszych debiutów XXI wieku nagrywany był przez Justina Vernona przez całą zimę w leśnej chacie należącej do jego ojca, w północnej części stanu Wisconsin. 25-letni wówczas Vernon, po problemach zdrowotnych wyrzucony ze swojej grupy, przeżywał trudny okres, zerwał z dziewczyną, spakował do bagażnika sprzęt nagraniowy i wybrał osamotnienie w geście, który przeszedł do legendy współczesnych sesji nagraniowych. Tyle że to już XXI wiek, zatem narzędzia spakowane do samochodu były całkiem zaawansowane technicznie i obejmowały komputer z programem do edycji muzyki na pokładzie.   

JOHNNY CASH American Recordings (1994). Wielki powrót z niebytu Johnny’ego Casha i początek fantastycznej – choć zarazem pożegnalnej – serii American miał swój początek w nagraniach domowych – 70 piosenkach nagranych w salonie domu producenta Ricka Rubina w Los Angeles. Resztę pod okiem Rubina piosenkarz rejestrował (w najprostszym stylu, akompaniując sobie na gitarze) w swoim domku w Hendersonville w stanie Tennessee. Dwa utwory dograno na żywo w hollywoodzkim klubie The Viper Room. Bohaterowi spodobało się to, że Rubin postawił go przed mikrofonem – jak niegdyś Sam Phillips, założyciel słynnej Sun Records w Memphis w początkach kariery Casha – i kazał śpiewać.      

COCOROSIE La maison de mon rêve (2004). Może nie najważniejsza, ale z pewnością jedna z najbardziej domowych płyt w historii – modelowa dla nagraniowej estetyki lo-fi, w której nie chodzi o to, żeby było idealnie, tylko żeby wyeksponować to, co dalekie od ideału. Jej wyjątkowość polega na tym, że jest nie tyle albumem sypialnianym (jak większość współczesnych domowych płyt), tylko łazienkowym. Siostry Bianca i Sierra Casady zarejestrowały ten album w małym mieszkanku na paryskim Montmartrze, do którego przeniosła się (przy okazji studiów) jedna z nich, a druga przyjechała w odwiedziny. Rodzinny duet gra i nagrywa do dziś.  

DAFT PUNK Homework (1997). Kolejny klasyczny debiut, który zmienił muzykę – tym razem raczej w jej klubowych, tanecznych rejestrach – także powstał w domu. A raczej mieszkaniu Thomasa Bangaltera (od początku współtworzy duet z Guy-Manuelem de Homem-Christo) w południowej części Paryża, o którym nie wiemy wiele – poza tym, że jest raczej niewielkie, a studio, nazwane Daft House, mieściło się tu przez lata w ciasnym pokoju bez okien. To tu w każdym razie powstały przeboje Da Funk i Around The World. House to w tym wypadku gra słów – bo z jednej strony „dom”, z drugiej – nawiązanie do słynnego klubu Warehouse w Chicago, od którego wzięła się nazwa tanecznego gatunku.

BILLIE EILISH When We All Fall Asleep, Where Do We Go? (2019). Najmłodsza z opisywanych tu płyt, bestsellerowy debiut Billie Eilish, rejestrowana była nie tylko w domu, ale – co jak na przebojową płytę pop jednak dość nietypowe – w jednym pokoju rodzinnego domu Billie i jej brata Finneasa O’Connella, który całość wyprodukował, w Highland Park pod Los Angeles. O całym procesie nagrań – z mnóstwem przypadkowych domowych pomysłów zamienianych w poważne zabiegi – dość dokładnie opowiedzieli w filmowym wywiadzie dla „Rolling Stone’a”. Album przyniósł obojgu całą serię nagród, w tym Grammy – także w kategorii najlepiej zrealizowanej dźwiękowo płyty z muzyką rozrywkową. Takie czasy. 

NINE INCH NAILS The Downward Spiral (1994). Tutaj ważny jest nie tyle dom jako taki, co konkretny dom – posiadłość przy Cielo Drive w Beverly Hills, ta sama, w której mieszkali Roman Polański z Sharon Tate. Ta, w której bestialskiego morderstwa dokonała w 1969 r. sekta Charlesa Mansona. Album nagrał Trent Reznor niemal w całości w pojedynkę, a miejsce miało współgrać z ponurą tematyką (opowiada historię człowieka, który odbiera sobie życie). Przy okazji zapewniło jeszcze szokującą akcję promocyjną. Warto też dodać, że bez tej płyty cykl albumowy z trzeciej pozycji niniejszego zestawienia nie miałby takiej mocy – jedną z najgłośniejszych piosenek późnych lat Casha był cover utworu Hurt oryginalnie nagranego właśnie w willi Polańskiego.

LOU REED Metal Machine Music (1975). Jedna z najbardziej znienawidzonych płyt w historii rocka, dająca początek historii zupełnie innego nurtu – noise’u. Nagrana została nocami w lofcie Lou Reeda na Manhattanie. Bez pomocy producenta czy choćby inżyniera dźwięku, bo pomysł, żeby – z inspiracji m.in. dronową muzyką LaMonte Younge’a – nagrać brutalne serie sprzężeń na magnetofon szpulowy, nie wymagał zewnętrznej ingerencji. Potrzebna była gitara, wzmacniacze i mikrofony, ustawienia urządzeń autor zresztą opublikował na okładce. A dzięki domowemu charakterowi nagrania powstała najbardziej złośliwa legenda dotycząca tej płyty – że jedyną osobą, która zdołała ją przesłuchać do końca, poza samym autorem, był pracujący nad masteringiem wydawnictwa Bob Ludwig.

THE ROLLING STONES Exile On Main St. (1972). Prawdopodobnie najwyżej notowany na listach płyt wszech czasów spośród wszystkich zebranych tu albumów. Tu domowe nagranie było raczej rodzajem kaprysu. Kiedy jesteś odpowiednio popularny, to studio przyjedzie do ciebie – stąd większość materiału zrealizowana została w wiejskiej posiadłości Micka Jaggera i wielkim, szesnastopokojowym domu, który Keith Richards wynajmował na południu Francji. Te marzenia o artystycznej izolacji można było spełnić dzięki pomysłowi, na który członkowie grupy wpadli już w 1968 r., tworząc coś, co nazwano The Rolling Stones Mobile Studio – pełnoprawny zespół realizacji dźwięku na kółkach. W późniejszym okresie z tego wyrafinowanego narzędzia do domowych nagrań korzystały m.in. Led Zeppelin i The Who. Dziś już nie zamówicie go na telefon – ciężarówka z reżyserką zaparkowała na stałe w National Music Center w kanadyjskim Calgary.  

BRUCE SPRINGSTEEN Nebraska (1982). Jedną ze swoich największych płyt Springsteen nagrał w domu na czterościeżkowym magnetofonie kasetowym Teaca. Miała to być wersja demo czegoś, co rozkwitnie w studyjnych aranżacjach i stanie się bardziej elektryczne w brzmieniu (za sprawą E-Street Band), ale wdzięk i prostota, folkowy charakter Nebraski zdecydował o tym, że ostatecznie, mimo dużych problemów z przygotowaniem technicznym materiału, zdecydowano się na wydanie tych surowych, domowych sesji. Co ciekawe w dobie pandemii, Springsteen zdecydował wtedy nie promować tego albumu trasą koncertową. Dziś by nawet nie mógł, co nie zmienia fakt, że Nebraska i w dzisiejszych warunkach mogłaby powstać.