Piosenki po końcu świata

Dla wielu osób życie to głównie oczekiwanie na okazję, żeby sobie przypomnieć jakąś piosenkę. Układanie tematycznych zestawień jest nie najgorszą zabawą. A ostatnio przyszło mi do głowy jedno z potencjalnie najlepszych, jakie można by stworzyć. Szkoda, że nigdy nie będzie okazji, żeby je zaprezentować, bo jeśli okazja przyjdzie, prawdopodobnie nie będzie już żadnych piosenek. Chyba że śpiewane przy ognisku z akompaniamentem zgruchotanego akustyka. Więc zarazem i nie szkoda.  Chodzi mi bowiem o piosenki opowiadające o wojnie lub katastrofie nuklearnej. Oczywiście można potraktować jako pretekst Oppenheimera, ale mnie aż tak mocno nie poruszył. Za to niepozorna, koncertowa płyta Gila Scotta-Herona, która ukazała się w poprzedni piątek, chodzi za mną od tygodnia i nie przestaje wciągać swoją prostą siłą. I o ile mamy różne koncerty do dyspozycji w te wakacje (poza odwołanymi – Fest Festival to skandal, który stawia w złym świetle nie tylko jedną firmę koncertową, ale całą branżę; jeśli nie zostanie rozliczony i przepracowany, ludzie stracą do niej zaufanie), to o takim nie słyszałem.    

Koncert Scotta-Herona odbył się w Bremie w tamtejszym centrum kultury Schauburg 18 kwietnia 1983 r. i został nagrany przez miejscowe radio, rejestracja jest więc znakomitej jakości, a sam materiał – dość dobrze znany w bootlegowej wersji od lat. Niemniej jednak nigdy nie miałem okazję tego posłuchać. Rzecz odbyła się po serii znakomitych solowych albumów artysty (z Reflections i Moving Target), materiał jest więc świeży i również dobrej jakości, ale występ zaczyna się od We Almost Lost Detroit – klasyka nagranego jeszcze w duecie z Brianem Jacksonem. Utwór został napisany z inspiracji książką Johna G. Fullera, która relacjonowała przypadek częściowego stopienia rdzenia reaktora w amerykańskiej elektrowni jądrowej w stanie Michigan w roku 1966. Ukazał się w roku 1977, trafił – jak przypomina w konferansjerce sam artysta – na składankę No Nukes, po czym w marcu 1979… wydarzył się jeszcze poważniejszy wypadek, częściowemu stopieniu uległ tym razem reaktor w elektrowni jądrowej Three Mile Island w Pensylwanii. Najpoważniejszy incydent tego typu w USA. Tym razem prawie straciliśmy Harrisburg, a nie Detroit, ale strach pozostał. 

Nie chcę nawet zaczynać dyskusji o energetyce jądrowej, która przeszła od tamtej pory długą drogę, przy czym inne źródła energii przyniosły zapewne od tamtej pory więcej ofiar niż się spodziewano – ta piosenka mówi o pewnym strachu. I w tej dziedzinie jest utworem niezwykłym, świetnie też oddającym ducha czasów – pozwala zrozumieć mindset z lat 80. Podobnie jak B-Movie, utwór z Reflections, który Scott-Heron wprowadza fantastyczną opowieścią o wyborach prezydenckich, które wygrał Ronald Reagan. Zupełnie zmienia oryginalny tekst znany z płyty – są wątki o transformacji amerykańskiego społeczeństwa z producentów w konsumentów, są odniesienia do makkartyzmu, ale opowieść o Reaganie wydaje się zaskakująco, nieprawdopodobnie aktualna w czasach Donalda Trumpa.

W kategoriach monologów politycznych i społecznych Scott-Heron gdzieś w połowie tego nagrania dystansuje humorem i ostrością satyrycznego spojrzenia nawet Zappę. W kategoriach flow – swojego wokalnego flow i płynności całego koncertu – pozostaje klasą sam dla siebie. Ma świetny zespół (flet, saksofon, trąbka, sekcja itd.), ale w większości momentów w ogóle go nie potrzebuje – wypełnia przestrzeń własnym wokalem, opowieścią lub piękną soulową frazą (posłuchajcie tytułowego Legend In His Own Mind, oryginalnie produkowane przez wspominanego tu ostatnio Malcolma Cecile’a), oraz akompaniamentem Rhodesa. A gdy chce, ma pełną pomoc i wsparcie publiczności. Ten kameralny w istocie koncert to zarazem stand-up i archetyp występu hiphopowego, który pewnie podobnie jak ja chcielibyście zobaczyć, ale nie widzicie, bo raperzy – choćby ci z najlepszym flow na albumach – nie są przygotowani do tak gęstej narracji scenicznej i takiego kontaktu z widownią. Piszę to bez jakiegoś rozżalenia. Każdemu życzyłbym tego, co miał Scott-Heron. Detroit nie straciliśmy wprawdzie, więc nie było okazji układać postapokaliptycznej playlisty, ale jego tak.  

GIL SCOTT-HERON & HIS AMNESIA EXPRESS Legend in His Own Mind, MIG 2023