Kontrola dokumentów online (i roboty!)

Widziałem festiwal przyszłości, na którym jest więcej grających niż słuchających. Oczywiście to tylko drobne, subiektywne wrażenie – w filmie dokumentalnym Foo Fighters. Symfonia tysiąca chodzi o coś innego. We włoskiej miejscowości Cesena pewien szalony fan Foo Fighters zbiera grupę 1000 muzyków – wokalistów, gitarzystów, basistów i perkusistów – żeby wspólnie wykonać Learn to Fly. I stworzyć największy zespół rockowy świata. W Polsce, gdzie co roku na wrocławskim rynku spotyka się w ramach Thanks Jimi Festival i bicia rekordu Guinnessa ponad 7 tys. samych gitarzystów, nie robi to może aż takiego wrażenia, ale przyznaję: Włosi grają na tym tle zaskakująco równo, a dokument – choć pewnie nie najważniejszy – pełen jest pozytywnych emocji. I można go obejrzeć online. Bo obiecałem wrócić do Millennium Docs Against Gravity na początku dostępnych już w całej Polsce, zdalnych pokazów. Zanim o płycie, to jeszcze parę słów o dokumentach. Choć najlepszego z nich – i w ogóle jednego z lepszych dokumentów, jakie widziałem – w programie online nie zobaczycie.  

To oczywiście Summer of Soul w reżyserii Questlove’a, debiutującego w tej roli, ale perfekcyjnego – prowadzi ten montaż scen z festiwalu na Harlemie w 1969 r., „czarnego Woodstocku”, jak dobrą partię perkusyjną. Muzyka prawie nie milknie, gadające głowy nie zakłócają rytmu, a odnalezione po latach taśmy sprzed 50 lat niosą materiał znakomitej jakości – zaczyna się od 19-letniego Steviego Wondera w roli trzęsienia ziemi, a potem napięcie tylko rośnie. Nie będę nikomu psuł odbioru, zdradzając resztę, bo film trafił do dystrybucji Disneya i pozostaje mieć nadzieję, że w jakiejś postaci zostanie polskiej publiczności pokazany. Kto nie widział na festiwalu, popełnił duży błąd. Ale jakiś czas temu ostrzegałem.    

Co do programu online: będzie nagrodzona Nosem Chopina (brałem udział w pracach jury) Ucieczka na srebrny glob Kuby Mikurdy – wspaniały film o Żuławskim i naszym micie nieukończonej superprodukcji SF. Może nie o muzyce, ale ścieżka dźwiękowa, łącząca zgrabnie tematy Andrzeja Korzyńskiego i utwory skomponowane specjalnie przez Stefana Wesołowskiego, odgrywa ważną rolę. Jest Wszechświat Milesa Davisa – kolejny dokument o sławnym trębaczu, trochę jednak przenoszący środek ciężkości na innego bohatera, Wallace’a Roneya, zmarłego przed rokiem ucznia Davisa. Dla fanów jazzu i obu tych muzyków. No i Symfonia hałasu – rewolucja Matthew Herberta, film zgrabnie opowiadający o samplingu, wariackich pomysłach tytułowego bohatera, którego dorobek dobrze i klarownie opowiada. To film dla wszystkich. Podobnie Tiny Tim. król jednego dnia – idealny temat na dokument, bo rzecz jest historią ekscentrycznego amerykańskiego wokalisty, właściwie dziwaka i outsidera, który miał na przełomie lat 60. i 70. epizod popularności tak wielkiej, że właściwie wszyscy powinniśmy o nim słyszeć. Wzruszająca historia wzlotu i upadku, jak to bywa w wypadku wielkiej sławy.

Nie wolno oczywiście przegapić Zappy – filmu, który otwiera prywatne archiwum głównego bohatera i o którym pisałem szerzej w „Polityce”, więc nie będę się już powtarzał. Warto też zwrócić uwagę na Cały ten dźwięk, czyli budowaną ze splecionych losów kilkorga bohaterów – muzyków, słuchaczy, twórców nagrań terenowych – opowieść o fascynacji dźwiękiem na różnych poziomach. Zapowiada się świetnie – tym bardziej że jest świetnie zrealizowany właśnie na poziomie dźwiękowym – potem brnie niebezpiecznie w teorię spiskową o Goebbelsie, który miał doprowadzić do zmiany stroju A z 432 na 440 Hz na zgubę ludzkości. I to jest wątek nieznośny, choć na szczęście złagodzony pod koniec. Trochę zawód, ale coś z tego zostaje i obejrzeć w wersji online można – najlepiej na słuchawkach. Zupełnie spoza tej kategorii – warto dać szansę Dziedzictwu Erwina Olafa i Paryskim kaligramom (choćby usypiały tempem na początku). Choć tak, zdaję sobie sprawę z tego, że trzeba by robota, żeby obejrzeć wszystko, co interesujące z ponad setki dostępnych w ten sposób filmów. 

Ukazała się wczoraj płyta właśnie o robotach. Notki – napisane, próby – odbyte, materiał – nagrany – czytamy w notkach (napisanych, mogę potwierdzić) na okładce. A cały zestaw 11 nowych utworów tria William’s Things, które było tu opisywane raz i drugi, po Blake’u (człowiek przeciwko samemu sobie) i Thoreau (człowiek przeciw naturze) wziął sobie na celownik właśnie nasze starcie z robotami. Ale nie zmieniło to całkiem brzmienia grupy.  William’s Things to wciąż być może jedyny na świecie zespół new romantic z aranżacjami na klarnet kontrabasowy (Michał Górczyński) i pianino (Tomasz Wiracki). Oczywiście o noworomantyczności – bardzo luźno pojmowanej – decydują partie wokalne Seana Palmera, znakomite zresztą, poczynając od tytułowego The Robots Are Coming, który wychodzi, zgodnie z tradycją, od tekstu literackiego – wiersza Kyle’a Dargana. Co wskazuje na to, że z anglosaską poezją (Dargan to 40-latek, profesor literatury z Waszyngtonu) są na bieżąco, a nie tylko historycznie. I jego tekst pojawiać się będzie we fragmentach także dalej, sprawnie rozłożony na części (jakże aktualne They await counterintelligence / transmissions from our laptops w drugim, chyba moim ulubionym You’ve Heard), uzupełniony w drugiej części słowami bardzo tajemniczego M. Vincenta Van Mechelena. 

W muzyce z nowego albumu jest więcej miarowości, rytmika bywa rzeczywiście dość mechaniczna, a ekspresja bardzo teatralna, uzyskująca znakomity efekt w połączeniu z mechanicznym brzmieniem klarnetu w Ronnie We Take. To nie twarda SF, w żadnym razie. Bardziej już umowne, uderzające staroświecką konwencją Lemowskie bajki robotów – rzecz spokojnie mogłaby się wpisać w coraz szerszą muzyczną oprawę stulecia urodzin naszego fantasty (ciekawa byłaby konfrontacja z rocznicowym RGG, które opisuję w papierowej „Polityce”) – niż rozmowa z kinem hollywoodzkim czy tym bardziej nurtami zrobotyzowanej muzyki elektronicznej. Potwierdza ten zamiar fakt, że zamiast spodziewanych maszyn perkusyjnych czy syntezatorów mamy tu jakieś dźwięki silników (małych zabawkowych robotów?) w tle. Wychodzi na to, że też bardziej dokument niż fikcja. A – i jako przedsięwzięcie muzyczne tworzone z pewną bardzo konsekwentną myślą, jest chyba William’s Things niezłym tematem na dokument.        

WILLIAM’S THINGS The Robots Are Coming, Multikulti Project 2021, 7-8/10