Porzućcie nadzieję, słuchajcie Ribota

Co robili podczas pandemii nieudolni gitarzyści? Uczyli się gry. Co robili ci średnio zaawansowani? Doskonalili tę sztukę do poziomu, gdy okazało się, że z tysiąca młodych gitarzystów co jeden jest większym wirtuozem. A co mieli w takim razie robić ci najlepsi gitarzyści? Po prostu grali i nagrywali, a w ramach dodatkowych usług dla ludności dopisali do swoich piosenek teksty dłuższe niż Taco Hemingway. Bo tak, jak nikt nie spodziewał się hiszpańskiej inkwizycji i jak nikt się nie spodziewał, że Francuzi dostaną wczoraj baty od Szwajcarów w serii rzutów karnych po 120 minutach w najlepszym razie wyrównanej gry, tak ja nie oczekiwałem od Marca Ribota płyty, na której będzie mnie do tego stopnia zagadywał. Fascynująco, choć niezbyt optymistycznie, skoro sam autor poleca jeden z utworów słowami: To najbardziej depresyjna piosenka, jaką kiedykolwiek napisano. Bardziej nawet niż Treny na śmierć dzieci Mahlera

Czy w takim razie w ogóle po ten zestaw sięgać? Oczywiście. Są tu, wbrew tej przekornej zachęcie, momenty, gdy spod melancholii przeziera jakiś całkiem zgrabny i taneczny groove. Ches Smith i Shazhad Ismaily to sekcja rytmiczna o niebywałej wszechstronności. Wystarczy posłuchać funkowego Bertha the Cool z elektronicznymi interwencjami Smitha, perkusisty tej działającej od lat grupy Ceramic Dog, z którą Ribot pisze repertuar mocniejszy, nieco bardziej rockowy, piosenkowy i upolityczniony. Albo wczuć się w klimat synkopowanego Nickleodeon. Jest w tej muzyce szorstki dowcip, choć lewackie wynurzenia (świadomie to piszę – kto pamięta choćby Songs of Resistance, ten poglądy Ribota zna) lidera będą w pełni zrozumiałe dla co najmniej średnio zaawansowanych znawców teorii muzyki. Piękna, przegadana introdukcja B-Flat Ontology, czyli Ontologia w B (a właściwie w tonacji b-moll, tu proszę nawet nie zaczynać dyskusji konfrontującej polskie H i zachodnie B), to dla mnie jeden z najlepszych utworów roku 2021. I to od momentu, gdy usłyszałem go jako singiel, w wersji granej na żywo, z tekstem czytanym z kartki gdzieś pod Mostem Brooklińskim.       

Dłuższe popisy gitarowe Ribota – nie chce mi się przekonywać nikogo o jego przewagach, gdzieś już wspominałem ostatnio, że to mój top 3 gitarzystów – znajdziemy w drugiej części albumu. W dłuższych formach takich jak The Long Goodbye (gościnnie na saksofonie Darius Jones) i Maple Leaf Rage. Wcześniej mamy zabawę z riffem do złudzenia przypominającym klasyczne Rebel Rebel w utworze Wanna. I odniesienia choćby do pełnej nerwu konwencji Adriana Belew w znakomitym The Activist

Muzyki jest tu dużo. Pomysły się z tych zeszłorocznych sesji wręcz wylewają, słychać, wbrew temu podszytemu intelektualizmem pesymizmowi zwyczajną radość grania, co pozwala mieć olbrzymie oczekiwania wobec zapowiadanego na 22 lipca warszawskiego koncertu grupy w Pardon, To Tu. Ribot traktuje płytę – jak sam pisze – jako „wiadomość w butelce”. Efekt reakcji na pandemiczną rzeczywistość, w której wspomnienie nie będziemy chcieli kiedyś wierzyć, jak w wiele innych wspomnień. Ale dla mnie pozostanie ten album dokumentem tego, co robili wybitni gitarzyści podczas pandemii – po prostu robili swoje, odbierając nadzieję wszystkim innym.  

MARC RIBOT’S CERAMIC DOG Hope, Northern Spy 2021, 8/10