Teraz już będziemy się rozumieć?

Powinienem w tym miejscu napisać coś o Tylerze, the Creatorze, ale może wystarczy, że zwrócę uwagę na to, jak ciekawie brzmi jego pseudonim w miejscowniku. Powinienem napisać coś o upałach, ale te upały mi na to nie pozwalają. Albo przynajmniej o więzionej w kurateli Britney Spears, ale już pisałem. Każdy z tych tematów klikałby się zapewne lepiej niż historia o gwatemalskiej wiolonczelistce. Rzecz w tym, że żaden z tych tematów – włącznie z przyjemnym nowym Tylerem – nie brzmi poważnie przy albumie Será que ahora podremos entendernos?, który wydała w piątek Mabe Fratti. W zbitej czołówce albumów tygodnia ten wyróżnia się w sposób tak jasny i oczywisty, że nie można od tego nie zacząć nowego tygodnia. Jasne, Hiatus Kaiyote zrobi wam świetną atmosferę, Eli Keszler pobudzi wyobraźnię, Marc Ribot ostro podrażni polityczne emocje, ale w tej płycie można się zatopić. 

Fratti ma 29 lat, debiutowała solo dwa lata temu, działa też m.in. w zespole Amor Muere. Pochodzi z Gwatemali, ale mieszka w Meksyku, a nowy – drugi już – album nagrała podczas pandemii w zamienionej w przestrzeń kulturalną starej fabryce La Orduña w regionie Veracruz. Mówiła o tym, że znalazła się we właściwym miejscu, we właściwym czasie i z właściwymi ludźmi. W tym amerykańską improwizatorką i perkusistką Claire Rousay, która mniej więcej w tym samym czasie nagrała najlepszą bodaj płytę w swoim dorobku, A Softer Focus. Na płycie Será que ahora podremos entendernos? (Czy teraz już będziemy się potrafili zrozumieć?) słychać tę szczególną przestrzeń. Słychać też czas poświęcony na pracę nad płytą, która nie przynosi słabszych momentów. I bardziej wrażliwość na dźwięk niż wirtuozerię  – Fratti uczyła się gry na wiolonczeli przez kilka lat, a wcześniej próbowała swych sił jako saksofonistka. Owszem, w Un Día Cualquiera mamy sporo wiolonczelowych popisów, ale w duchu wolnej improwizacji, autorka ogromną uwagę przywiązuje do w pierwszej kolejności do celebrowania brzmienia amplifikowanego instrumentu, uzupełnianego barwami elektronicznymi, choć utwory ubiera zarazem w piosenkowe ramy i śpiewa. 

Zacząłem słuchać Será… z pewną ekscytacją, że słyszę nową Juanę Molinę. Kończyłem jednak w zupełnie innym punkcie, mając przekonanie, że z kimkolwiek byśmy ją zestawiali – czy to z Arthurem Russellem (jej wytwórnia Unheard Of Hope zaczęła publikację serii coverów Russella, Fratti gra w nich na wiolonczeli), czy z Julią Holter, albo z Colleen, bo i takie porównania się pojawiają – nie wyczerpie to tematu. Utwór Nadie Sabe, bardzo w stylu Moliny, okazuje się odosobnionym przykładem. Zupełnie inaczej gra tu monotonia Mil Formas de Decirlo, subtelny sonoryzm Inicio vínculo Final, a jeszcze inaczej – urzekająca, delikatna wokalistyka na tle zapętlanych, archaicznie brzmiących smyczkowych fraz w Aire. Tak mogłaby brzmieć Laura Cannell nagrywająca dla wytwórni 4AD. Taki zbrudzony liryzm, hipnotyzujący i wydłużający chwilę to niewątpliwie cecha mocno wyróżniająca tę artystkę. Mabe Fratti jest ewidentnie niezwykle osłuchana i świadoma. Wszystko wydaje się wynikiem eksperymentów, ale zarazem brzmi pewnie i ta pewność udziela się słuchaczowi. I o ile trudno mi jednoznacznie całość nazwać, to bez trudu przychodzi mi jej docenić. Tak zresztą podchodziłbym do tytułu płyty: to rzecz, którą łatwo zachwyci się publiczność podchodząca do tego materiału z zupełnie innymi oczekiwaniami. Posłuchajcie i sprawdźcie, czy teraz już będziemy się rozumieć. 

Dodatkowo zauważyłem, że końcówka płyty Mabe Fratti miksuje się idealnie z początkiem albumu Eliego Keszlera, można więc w kręgu muzyki silnie immersyjnej i eskapistycznej zostać na dłużej. 

MABE FRATTI Será que ahora podremos entendernos?, Unheard of Hope 2021, 8-9/10