Solo: w domu, przez sen i na Jawie

Talenty w społeczeństwie nie są równo rozłożone. A najlepiej słychać to w nagraniach solo. Tych mieliśmy w ostatnim czasie nieproporcjonalnie dużo. W najbliższych miesiącach będzie raczej więcej, bo warunki są, jakie są. Ale słucham sobie tych trzech poniższych płyt i myślę, że chyba nie wypada się tą dysproporcją przejmować.

Richard Dawson w zestawieniu najlepszych albumów na Polifonii znalazł się w roku 2014, 2017 i 2019. Przewidzieć rok 2020 jako ciąg dalszy prostego ciągu liczbowego to zadanie na osiągalnym poziomie, tym łatwiejsze, że Anglik nie zawodzi. Do pandemii podszedł trochę jak Bill Callahan, przeglądając archiwum i komponując solową płytę z utworów po części nowych, a po części napisanych wcześniej do filmu i spektakli teatralnych. Witają nas dwa nagrania gitarowe, dalej jest niesamowity, śpiewany a cappella Felon (z filmu This Liberty), a wreszcie nieco potężniej zaaranżowany A Very Fine House ze sztuki The GB Project – chwytliwy utwór, który po lekkim liftingu brzmieniowym zrobiłby konkurencję dla grupy Beirut, przez Dawsona zagrany na gitarze i ipadowym programie ThumbJam. Przedziwny jest utwór The Minotaur of Cowhill, który zapowiada się na suitę, tymczasem przez ponad 15 minut oferuje powtarzający się, wciągający niby-orientalny gitarowy groove. Jakość tego wydawnictwa jest – jak na ścinki i domowe nagrania z pandemii – znakomita. Paradoksalnie też, choć nie będzie dużą konkurencją dla dwóch ostatnich, wybitnych płyt Dawsona, może być niezłym zaproszeniem do jego twórczości – różne nurty są tu zasygnalizowane. A nieprawdopodobny talent i twórczy luz autora 2020 znajduje tu wystarczające potwierdzenie.   

RICHARD DAWSON Republic of Geordieland, wyd. własne 2020, 7-8/10

Muzyka Indonezji to niby rzecz spoza moich kompetencji, ale czy jak ktoś sobie urządzi Indonezję w Modlinie, to już można? Efektem takiego przybliżenia tradycji kraju, w którym Antonina Nowacka spędziła kilka miesięcy, jest album wymyślony w jednej z jaskiń Jawy, a zrealizowany z realizacyjną pomocą Rafała Smolińskiego w modlińskiej twierdzy – tak, by się zbliżyć do pogłosów i ech oryginalnego miejsca. Ja tu słyszę raczej podróż pomiędzy europejską tradycją wokalną – religijną i świecką – a tą dalekowschodnią, która jak dla mnie manifestuje się głównie w finałowej, siódmej części. A wcześniej obecna jest głównie poprzez wyobrażenie miejsca, fantazję (tytułowe Lamunan ma oznaczać właśnie to – śnienie na jawie) na temat takiej podróży, z eksploracją ciemnych grot egzotycznej wyspy. Nowackiej wyobraźni nie brak, ta płyta to potwierdza i trudno się od tak snutej opowieści oderwać. Dla porządku dodam, że dwa uzupełniające się – organowe – albumy duetu Mentos Gulgendo Antoniny i jej siostry Bogumiły już w sprzedaży. Ale to już temat na osobną opowieść.  

ANTONINA NOWACKA Lamunan, Mondoj 2020, 8/10 

Side Lenghts to jeden z najładniejszych utworów na Yamahę DX7, jakie słyszałem – a przy tym proste: kilka linii zapętlających się motywów potraktowanych echem, które zaczynają w pewnym momencie żyć własnym życiem. I jeden z dziwniejszych sposobów na wykorzystanie tego instrumentu, o którym producenci popu lat 80. nie pomyśleli. Mr. Speaker to jeszcze odrobina wokalnego dramatyzmu w samplu słyszanym jakby zza ściany, ale w dalszej części płyta Holenderki Grand River, czyli Aimée Portioli, osuwa się w okolice ambientu, ale osuwa się, opada z bardzo wysokiego stanu. A my razem z nią – usypianie przy Blink A Few Times to Clear Your Eyes to niezwykle przyjemna rzecz. Prócz tego pierwszego na płycie nagrania polecałbym jeszcze arpeggiowe Coordinate Redirects Here i dronowe All There Now na koniec. Współczesne społeczeństwo ma obsesję na punkcie szczęścia – mówi sama Portioli w tym ostatnim, trochę się tym samym dystansując do zabiegów każących przepisywać muzykę niczym lekarstwo na sen. A w tle buduje rozedrgany amalgamat brzmień syntetycznych i „żywych” instrumentów – obiecującą zapowiedź kolejnych nagrań.     

GRAND RIVER Blink a Few Times to Clear Your Eyes, Editions Mego 2020, 7/10