Nie mamy tego na wideo [podsumowanie tygodnia]
Nie będzie nic o Beyoncé, bo Black Is King – choć niewątpliwie jest jednym z wydarzeń tygodnia – nie ma oficjalnie w Polsce. Ten wizualny album można już pewnie obejrzeć sobie po piracku, albo poczytać sobie, co sądzą krytycy zza oceanu. Nie powiem, żeby mi się jakoś strasznie spieszyło – to nie pierwszy tego typu pomysł Amerykanki i z tą wizualnością mam już pewien problem – taki album-wideoklip nie jest nowością (że przypomnę Blondie sprzed ponad 40 lat), a w wydaniu Beyoncé, chociaż rozbuchany estetycznie, zarazem nie wypracował takiej formuły, by rzecz była ekscytująca na obu poziomach – historii opowiadanej na ekranie i muzyki. Czy pod tym względem łatwo przebić 17-letnie dziś Interstella 5555 Daft Punk? Dajcie już to Disney+ (po wakacjach będzie w większej części Europy, programy można obejrzeć także w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie, Polska jest wciąż ignorowana), żeby sprawdzić, albo nie zawracajmy sobie głowy milionowymi umowami na wyłączność z korporacjami zawieranymi przez muzycznych milionerów.
W poniedziałek pisałem o nowym przedsięwzięciu Williama Basinskiego, czyli duetu Sparkle Division. I ciągle mi się podoba. A to już coś – w czasach takiego nadurodzaju premier przetrwać kilka dni w świadomości słuchacza to już sukces. Zastanawiam się na przykład, jak to będzie z albumem Alanis Morissette, również wydanym w tym tygodniu. Niby niezły, z pewnością lepszy niż poprzedni, ale mój syn zareagował pytaniem: Co to za stara muzyka?, a moja córka stwierdzeniem: Ta pani śpiewa trochę jak Katy Perry. Czy będę jeszcze pamiętać o Such Pretty Forks in the Road, kiedy w końcu w listopadzie przyszłego roku (!) Alanis przyjedzie promować ten materiał do Polski? Mam poważne wątpliwości.
We wtorek pisałem z kolei o nowym albumie Jessy Lanzy. I o tym, mam wrażenie, będę pamiętać przynajmniej do końca roku. Nie przypomni mi o sprawie magazyn „Q”, który ostatecznie zamknął swoją historię pożegnalnym drukowanym wydaniem zbierającym to, co redaktorom wydawało się najciekawsze z 35-letniej historii tytułu.
Tego samego dnia wybuchła bomba związana ze sprawą mostu w Pilichowicach. Ładna skądinąd i stara budowla z początku XX w. miałaby zostać wysadzona dla potrzeb filmu z Tomem Cruisem (kolejna część Mission Impossible), my mielibyśmy do tego dopłacić, a wysadzany most zagrałby w filmie… Szwajcarię. Sprawie towarzyszyła ciekawa linia obrony wiceministra kultury Pawła Lewandowskiego („nie każda stara rzecz jest zabytkiem”), a Ruch Autonomii Śląska postulował nawet w odpowiedzi akcję wysadzenia… ministra Lewandowskiego. Niby nic muzycznego, ale w takich chwilach cieszę się, że nie pisuję o filmie – w muzyce od jakiegoś czasu nie trzeba już niczego niszczyć, żeby nagrać bestsellerową płytę. Chociaż na szczęście doświadczenie ministra Lewandowskiego – o ile pamiętam, próbował też odkupić dla budżetu państwa Polskie Nagrania – pokazuje, że różne jego misje okazują się niemożliwe.
W środę pisałem o płytach Manfreda Festa, grupy Admas i alternatywnych zespołów nowozelandzkich z lat 80. Jak się można spodziewać, wpis nie ściągnął na Polifonię tłumów, ale nie bez znaczenia jest fakt, że sam się przy tym nieźle bawiłem.
Ledwie zdążyłem się wypowiedzieć do tekstu Anny Nicz w Spider’s Web na temat nowego oblicza Taco, ten sam Taco zaskoczył dobrą informacją (zamierza wydać dwie płyty jeszcze tego lata) i niestety gorszym urodzinowym singlem.
W czwartek reagowałem na pewien komentarz. I opisywałem, co lubię w Jarvisie Cockerze przy okazji nowego albumu jego Jarv Is… A później jeszcze dorzuciłem listę premier sierpnia. Długa, ale z pewnością już nieaktualna.
W piątek rozpływałem się nad dobrze zestrojonymi światami Shackletona i Zimpla. Zdążyłem też pogadać z red. Hirkiem Wroną, który na swoją sześćdziesiątkę ściąga dziś na scenę warszawskiej Stodoły różnorodny skład polskich didżejów – od Marka Sierockiego po 600v i Harpera. Wyszedł z tego podkast kulturalny z paroma naprawdę zaskakującymi opowieściami.
I to tyle na dziś, nie będzie płyty, za to obiecuję obszerniejsze podsumowanie miesiąca w kolejnym tygodniu. A jest co podsumowywać, nawet jeśli weźmiemy pod uwagę tylko nieopisywane jeszcze na Polifonii albumy. Przypomnę tylko, że dziś w warszawskim Pogłosie Jozef van Wissem i Artur Rumiński. Także dziś na Liwcem wyjazdowa Fala Off Dźwięku. Jutro Lonker See. W czwartek online pierwsza z serii dyskusji w ramach specjalnego programu Unsoundu. A za tydzień na Starówce warszawskiej EABS. Także coraz trudniej uznać, że nic się nie dzieje.