Taylor Swift: sytuacja po pierwszej dobie

O, wielka popowa wokalistko, która otwierasz nam oczy na nowe muzyczne terytoria. Bez ciebie nigdy nie trafilibyśmy na braci Dessnerów, członków nagrodzonej Grammy grupy The National działającej od 20 lat. Ani na wspaniałego wokalistę Justina Vernona (Bon Iver), nagrodzonego dwiema nagrodami Grammy, działającego od 14 lat, czy wreszcie Jacka Antonoffa, producenta uhonorowanego czterema Grammy, a za zeszły rok nominowanego trzykrotnie dzięki pracy z Laną Del Rey, której nowatorskie, futurystyczne podejście do piosenki sprowadził także do twojego repertuaru, wracając do współpracy z tobą. Płyta Folklore jest dzięki nim jeszcze bardziej (a) finezyjna, (b) pełna rozmachu, (c) przestrzenna. Krótki czas, który upłynął pomiędzy jej ogłoszeniem a wydaniem, sprawił, że wielu krytyków i fanów usiadło jednocześnie do kontemplacji tego dzieła, a ich fale mózgowe zostały w ten sposób zsynchronizowane, co doprowadziło do szybkiego znalezienia wspólnego klucza i wniosku: mamy oto do czynienia z arcydziełem. A – i to tyle, teraz będzie już nieironicznie. Generalny wniosek płynący z pierwszej doby odsłuchów nowej płyty Taylor Swift jest bliski właśnie hasłu „arcydzieło”. W czym jest trochę prawdy i bardzo dużo pośpiechu.  

Nagłe „zrzuty” płyt bardzo znanych wykonawców obarczone są dużym ryzykiem braku dystansu. Nawet ta notka jest nim obarczona – tym bardziej że (jak już wiadomo z zeszłorocznej recenzji płyty Lover) jestem pełen sympatii do rozwijającej się z płyty na płytę piosenkarki. Album uderza niebywałą melodyjnością i mimo pewnych oczywistych odniesień do ostatniego, powłóczystego i nieco zaskakującego materiału Del Rey (komu nie wystarczy singlowy Cardigan, powinien sięgnąć po Mad Woman) – Swift zdaje się tu przejmować od starszej koleżanki bardzo dużo, nawet brzydkie wyrazy – trzeba przyznać, że większość utworów wpada w ucho, świetnie znosząc kolejne odsłuchy. Trzeba też przyznać, że są tu także goście nieco bardziej niespodziewani – jak Clarice Jensen, wiolonczelistka, autorka chwalonej przeze mnie w kwietniu, bardzo przygnębiającej, ale pięknej płyty solowej. A ci, którzy wydają się oczywistością, wykorzystani zostali znakomicie – ballada Exile z Vernonem (śpiewającym tu nie tylko charakterystycznym falsetem) to jeden z najlepszych popowych duetów ostatnich lat, no i z całą pewnością najlepsza od wielu lat piosenka z udziałem Bon Iver, którego charakterystyczny styl stał się z czasem dla zapraszających go muzyków bardziej bagażem niż atutem.

Jeśli coś wydaje odgłosy charakterystyczne dla przebojowej, dobrze wykalkulowanej i skazanej na sukces płyty pop, prawdopodobnie nią jest. I nie jest zarazem płytą wyznaczającą jakiekolwiek nowe standardy, kontrowersyjną – a w szczególności czymś tak przełomowym, by fani protestowali. Szersza akustyczna przestrzeń i większa swoboda partii instrumentalnych robi muzyce Taylor Swift dobrze, co słychać już w Cardigan. Choć w zgrabne teksty piosenek wdziera się lekka monotonia – nawet jeśli przyjmiemy, że miłosne rozstania i wspomnienia dawnych związków są esencją popowej liryki, to dostajemy tu ekstrakt z esencji. Pewna monotonia i jednorodność znaczy też cały ten album od strony muzycznej – folkująca ballada popowego pogranicza jest formułą wyświechtaną do tego stopnia, że nawet przy najwyższym kompozytorskim kunszcie obcowanie z nią w roku 2020 musi boleć i pachnieć lekką konfekcją. Choć nie mam najmniejszych wątpliwości, że z kilkoma z moich ulubionych fragmentów z tej płyty – jak Mirrorball, Illicit Affairs czy Betty – spotkamy się jako z utworami singlowymi i wtedy słuchać się ich będzie zupełnie inaczej, bez takich obciążeń godzinnego materiału o podobnej, chwilami już lekko nużącej dynamice.

Nie jest to jeszcze tak mocny artystyczny gest, na jaki zasłużyła pracowitością i talentem Swift, ale krok w dobrym kierunku. I warto tej płyty słuchać – byle nie zasłoniła nam wszystkich innych premier, jakie się ukazują, a wiemy, że w czasach streamingu zwycięzca bierze jeszcze więcej niż zwykł brać – i wczuwają się w to media, próbując do cna wykorzystać wspólny temat. Stąd te przesadzone, w mojej opinii, pierwsze głosy.    

TAYLOR SWIFT Folklore, Republic 2020, 7/10