Nieodróżnialne od magii

Arthur C. Clarke napisał kiedyś, że każda wystarczająco zaawansowana technologia jest nieodróżnialna od magii. To zdanie – wielokrotnie cytowane jako jedno z praw sformułowanych przez tego autora sf – odnoszono zwykle do rozwoju cywilizacji, kontaktów z kosmitami itd. Nie przypominam sobie, żeby używano go w stosunku do muzyki, chociaż jest uzależniona od technologii od dłuższego czasu, i to na różne sposoby. A Nicolás Jaar jak mało kto potrafi z tej najbardziej zaawansowanej technologii korzystać. Szybko, intuicyjnie, bez wahania i gubienia się w meandrach instrukcji obsługi. Po to, żeby budować dźwiękowe światy, w których łatwo się zgubić, ale bez tęsknoty za mapą. Jego Telas – trzecia już płyta w tym roku po rewelacyjnym albumie pod szyldem Against All Logic i niezłym Cenizas – to czysta immersja, czysty eskapizm, najbardziej śmiały krok w nieznane w karierze Amerykanina.      

Na wydanym pod koniec marca Cenizas znalazłem kilka wspaniałych momentów, ale podobnie jak wiele z tych płyt Jaara uznawanych za główny nurt jego działań (poprzednie: Sirens i Space Is Only Noise) była dla mnie tyleż fenomenalna, co do pewnego stopnia niekompletna. Godzinna, podzielona na cztery części płyta Telas jest tak uwolniona z ram formy, tak obca, że aż fascynująca. Jeśli David Bowie napisał na temat takiego doświadczenia piosenkę Space Oddity, to cały album Jaara jest przedłużeniem jednego tylko zdania z tekstu: And I’m floating in a most peculiar way. To podzielony na cztery części dźwiękowy trip, trochę psychodeliczna sekwencja 2001 – Odysei kosmicznej (wg Clarke’a skądinąd), kiedy próbujemy poukładać sobie jakoś napływające impulsy, rozpoznać wzory, motywy i melodie – których jak zwykle u Jaara nie brakuje. 

Odbiciem tego zdania Clarke’a jest tu dla mnie niemożliwość rozstrzygnięcia, czy jakiś dźwięk ma źródło sztuczne czy prawdziwe. Na Telas pojawiają się różne fizyczne, tradycyjne instrumenty, ale sposób, w jaki są wykorzystane, powoduje, że opisy w stylu muzyka elektroniczna tracą sens. Chyba że mówimy o muzyce elektronicznej w jej pierwotnej, eksperymentalnej wersji. To bardziej rozrywkowe – bo album jest zarazem niezwykle przystępny, rzadko operuje zgrzytliwymi, odstręczającymi barwami – przedłużenie tradycji muzyki konkretnej.

Te partie tradycyjnych instrumentów, głównie perkusyjnych, wprowadzają już w pierwszym utworze – Telahora – wątki rytualne. Czyli dalej: na progu magii. Instrumenty mutują i są przestrajane w locie, tracą szybko swój fizyczny charakter, przeobrażają się w syntetyczne barwy. Najbardziej rozpoznawalnym instrumentem  w tym zestawie jest klarnet. Kiedy w Telahumo pojawia się mutująca partia tego instrumentu (drugą mamy na samym początku płyty), zdecydowanie brakuje mi Wacława Zimpla – ich wizje tworzenia muzyki gdzieś w tym punkcie się zazębiają. I mam wrażenie, że Jaar byłby nawet lepszym dla Polaka partnerem w tworzeniu muzyki niż James Holden. Choć ten ostatni wydaje się bardziej otwarty na pracę zespołową, a wizja pierwszego jest dość indywidualistyczna.   

Problem z twórczością Nicolása Jaara wydaje mi się taki, że ma on niezwykle bogatą wyobraźnię i – paradoksalnie – najlepiej wypada w sytuacjach, gdy powstrzymuje go jakiś hamulec konwencji. Stąd pewnie tak wielki sukces Against All Logic, gdzie swój talent musi wtłoczyć w ramy skonwencjonalizowanego house’u. Telas jest jednak tak brawurowym wyjściem w stronę ekspresji tego bogactwa, że kupuję ten album bez dalszych wątpliwości, chociaż raz schodzi w ambientowe, innym razem wynurzając się jako działanie domagające się uwagi, odnalezienia jakiegoś porządku w atakujących słuchacza dźwiękowych ornamentach.

Właśnie. Strona www towarzysząca tej płycie – pikselowa odyseja inspirowana jakimiś ornamentami rodem z dawnych cywilizacji Ameryki Południowej – tylko przypomina o tym cytowanym na wstępie twierdzeniu na temat związków magii i technologii. I wizualizuje błądzenie i odnajdywanie się charakterystyczne dla tego zestawu. Ale lepiej się z Jaarem zgubić niż z kim innym odnaleźć.  

NICOLAS JAAR Telas, Other People 2020, 8-9/10