3 płyty z tygodnia
Najlepszy synthpop z Rosji. Londyński flecista wspólnie z polskim pianistą w dalekim Pakistanie. I rozdzielone koronawirusowym lockdownem artystki z Ameryki nagrywające kolejny studyjny materiał zamiast grać koncerty. Trzy płyty, które szkoda by było pominąć w ostatnim tygodniu. W tym pewnie co najmniej jedna, której pominąć wręcz nie wolno. Pytanie – która z tych trzech to będzie dla was?
KATE NV Room for the Moon, RVNG Intl 2020, 8/10
Na początek jedna z płyt tygodnia. Room for the Moon spełnia wreszcie wszystkie nadzieje pokładane od jakiegoś czasu w pochodzącej z Rosji producentce i wokalistce Kate NV. Nieco krytykowałem ją poprzednio za pewną jednostajność brzmieniową – i pod tym względem Room… pozostaje konsekwentne: dominują perkusyjne brzmienia rodem z lat 80., czasem autorka zdaje się wprost samplować z ówczesnej biblioteki muzycznej – ze świata Jona Hassella, Briana Eno, Davida Byrne’a, grupy Japan, a wreszcie King Crimson (gitary w Sayonara). Jest w jej piosenkach, śpiewanych w trzech językach (rosyjski, angielski, francuski) szczypta nowofalowej wrażliwości, awangardowy sznyt i zarazem popowa lekkość, dobrze to brzmi z partiami wokalnymi w większości śpiewanymi po rosyjsku. No i resztki fascynacji Kate NV japońskim ambientem (a była jeszcze członkinią Moscow Scratch Orchestra, zespołu grającego utwory Corneliusa Cardew). Zostaje też trochę dziecięcej, kreskówkowej wyobraźni, jaką mieliśmy na poprzednich płytach – tu choćby w Ça Commence Par, gdzie Jekaterina Szyłonosowa wypada, jak gdyby chciała stworzyć współczesną, syntezatorową odpowiedź na Piotrusia i Wilka. Ale najlepiej wyszła piosenka Plans – pewna propozycja na roczną playlistę. Niezły jest też radosny finałowy Telefon – album rozwija się znakomicie do samego końca, a elektroniczno-perkusyjnym programowanym liniom parokrotnie świetnie towarzyszą partie saksofonu – w stylu bliskim estetyce europejskiego jazz-rocka, a czasem bardziej free.
Lata po Fizzarum i СоН wreszcie jakaś naprawdę mocna propozycja z kręgu szeroko rozumianej rosyjskiej elektroniki. Wyobrażam sobie i w Polsce tego typu piosenkową płytę pogranicza. A Kate NV dogadałaby się, mam wrażenie, choćby z Julią Marcell. Albo Enchanted Hunters.
TENDERLONIOUS Tender in Lahore, 22a 2020, 7-8/10
Następny album ma polski wątek, o którym wspomnę od razu – gra tu Marek Pędziwiatr z EABS. Dwaj pozostali partnerzy Eda Cawthorne’a, czyli Tenderloniousa (flet, saksofon sopranowy), to członkowie pakistańskiej formacji Jaubi, kapitalnego odkrycia Astigmatic Records. Płyta jest krótka, kilkunastominutowa, i dokumentuje sesje w Lahore – ledwie trzy ragi, w które flet Tenderloniousa jako instrument solowy wpisuje się tak naturalnie, jak gdyby przez całe życie niczego innego nie grywał. Pierwszy, najdłuższy, buduje klimat klasycznej muzyki hinduskiej. W drugim dominują brawurowe partie tabli Kashifa Ali Dhaniego, który w trzecim utworze popisuje się z kolei wokalnie. Zohaib Hassan Khan gra na sarangi, a Marek Pędziwiatr, w dość nietypowej dla siebie roli, każdorazowo buduje elektroniczne drony w tle.
AMIRTHA KIDAMBI & LEA BERTUCCI End of Softness, Astral Spirits 2020, 7-8/10
Tu nie ma żartów. Pierwsza wspólna płyta wokalistki Amirthy Kidambi i saksofonistki Lei Bertucci (która w tym projekcie zajmuje się manipulacją taśmami), wydana siedem miesięcy temu Phase Eclipse, znalazła się na Polifonii na shortliście płyt ubiegłego roku. Ta nowa to przedsięwzięcie, którym obie autorki zastąpiły sobie najwyraźniej granie koncertów – zarejestrowana został podczas pandemicznej izolacji, korespondencyjnie. Ekspresyjny styl wokalny Kidambi, ukształtowany przez fascynację jazzem, muzyką Indii, ale też muzyką współczesną, w tym wydaniu staje się jeszcze bardziej ekspresyjnym nośnikiem skrajnych emocji – od strachu, paniki, przez seksualne uniesienie, po złość, desperację czy nawet obłąkanie. Głos przetwarzany jest tak, że w utworze tytułowym brzmi jak dialog barw męskiej i kobiecej. Nie posłuchacie tej muzyki przy kolacji, ale prawdopodobnie oderwie was od czegokolwiek, co akurat robicie. Mnie w pewnym stopniu zrekompensowała brak koncertu tego duetu w jakimś dobrym klubie muzycznym.
Utwór Epilogue miał zostać usunięty z programu płyty po zakończeniu specjalnej akcji Bandcampa w piątek 5 czerwca. Szkoda by było przegapić na przyszłość taki finał, proponuję więc dodać zarówno Kidambi, jak i Bertucci, a także samą wytwórnię Astral Spirits do obserwowanych, śledzonych czy ulubionych.