K-pop rządzi, a Polska stawia fizyczny opór

Zacznę od tego, że gdyby ktoś chciał zobaczyć wpływ K-popu w statystykach, to w dorocznym raporcie IFPI* o stanie rynku muzycznego (za 2018 r.) – opublikowanym wczoraj – znajdzie go w kilku miejscach. Boys band BTS wprowadził dwie płyty (!) do ścisłej czołówki globalnych bestsellerów roku, znalazł się na drugim miejscu (po Drake’u) na liście najchętniej słuchanych artystów, a sama Korea Południowa wywindowana została już rok temu na szóste miejsce wśród najważniejszych dla światowej sprzedaży krajów – i dziś obroniła tę pozycję przed Chinami, w których eksperci IFPI widzieli przed rokiem wielką nadzieję na przyszłość swojego biznesu. Jeśli spojrzymy na listę bestsellerowych albumów, zobaczymy w gruncie rzeczy sumę streamowanych piosenek (wyniki największych hitów przelicza się umownie na wynik sprzedaży albumu), płyta jako pewna kompozycja utworów z punktu widzenia listy sprzedaży jest więc prawie martwa. Ta lista (poza BTS w czołówce zawierająca dwa soundtracki – Króla rozrywki i Narodzin gwiazdy) niewiele wam powie o słuchaniu płyty jako całości. Dlaczego tak się dzieje?

Przede wszystkim – ze względu na rosnące znaczenie streamingu w dużych globalnych danych – wartość tego, co nam światowy show biznes muzyczny sprzedaje, wzrosła o 9,7 proc. (najwyższy wzrost od 21 lat) głównie za sprawą płatnego streamingu, który przyniósł wpływy większe o prawie 33 proc. niż rok wcześniej i jest dziś podstawowym źródłem zarobku dla wytwórni płytowych. Spada tylko fizycznym nośnikom – ten segment leci w dół o ok. 10 proc. Ale są kraje, gdzie fizyczny format ciągle jest ważną częścią całego interesu – w tym Polska. Wylądowaliśmy na półce niegdyś oznaczającej swoisty segment deluxe, wśród krajów, gdzie fizyczne formaty trzymają się nieźle, razem z Japonią i Niemcami. Ja tam bym się specjalnie z tego powodu nie smucił, tym bardziej, że spora część czytelników Polifonii zapewne jakąś muzykę na nośnikach kupuje, a winylom rośnie kolejny rok z rzędu – tym razem o 6 proc. Więc w tej raczej przygnębiającej rubryczce ze sprzedażą fizyczną mamy swój może nie najgorszy udział. Jak to bywało wielokrotnie, podążamy raczej w ariergardzie i stawiamy opór.

Korea Południowa ma jeszcze jedno dokonanie na koncie – u nich biznes muzyczny rośnie w wyjątkowo wysokim tempie: 17,9 proc. rok do roku (w Europie rośnie najwolniej). To świetna wiadomość dla fanów K-popu, bo teraz regionalni i lokalni szefowie wielkich koncernów, którzy dostaną na biurka raport IFPI z poranną kawą, zaczną podejmować decyzje, kierując się optymistyczną myślą, żeby było trochę bardziej po koreańsku. Może to ich zaprowadzić w ciekawe rejony, tym bardziej, że komentujący wyniki menedżerowie mówią o bardziej agresywnych inwestycjach w mechanizmy, które bezpośrednio wspomagają artystów. Spodziewajmy się więc wariantu dalekowschodniego w innym znaczeniu – inwestowania w nabijaczy popularności sprawiających, że na wejściu artysta będzie przez algorytmy serwisów streamingowych kochany bardziej niż przez własną matkę. Hasło mówiące o tym, że im bardziej cię chcą, tym bardziej cię będą chcieli, sprawdza się prawie zawsze – przynajmniej w perspektywie jednego sezonu. Hasło sztuka nie pojawia się raporcie ani razu, a hasło innowacja łączy się z nim tylko z formami dystrybucji. Mechanizmy dystrybucji otrzepują pracę wytwórni z resztek magicznego myślenia kategoriami nowatorstwa czy budowy zaplecza fanowskiego. Będzie więc ciekawie, kiedy cyfrowa winda marketingowa się rozpędzi, a jeszcze ciekawiej, kiedy nagle – co pewnie nieuniknione – wyhamuje. Tu odsyłam do sygnalizowanego przeze mnie hasła suchy stream czy raczej – jak ktoś mi zwrócił uwagę suchy strumień. Sądząc po znaczeniu statystyki, wygląda na to, że biznes będzie dla artystów w najbliższym czasie nieco bardziej bezwzględny.

Cały raport znajdziecie tutaj. Wycięte przeze mnie fragmenty oczywiście pochodzą z tego dokumentu. Poniżej jeszcze kilka przydatnych danych, a o zeszłorocznym raporcie (tak dla porównania) pisałem tutaj.

*International Federation of the Phonographic Industry