Szadoki forever!

C’etait, il y a très, très, très longtemps… – czyli „działo się to bardzo, bardzo, bardzo dawno temu”. Dokładniej: było to 50 lat temu, bo wtedy – co do dnia, 29 kwietnia – wyemitowany został we francuskiej telewizji pierwszy odcinek serialu Les Shadoks, znanego u nas jako Oto szadoki. Na tydzień przed wybuchem zamieszek studenckich w Paryżu, w środku zimnej wojny i w gorącym okresie wyścigu kosmicznego Francuzi stworzyli kapitalną satyryczną, absurdalną, ale i filozofującą opowiastkę o starciu dwóch ras próbujących podbić Ziemię, gdy jeszcze nic na niej nie było. Wybrali konwencję animowaną, a muzykę zamówili u Roberta Cohena-Solala, dzięki czemu eksperymentalna twórczość elektroniczna ubrana w krótkie formy bardzo krótkich odcinków dostępna była dla wszystkich. Jeśli jeszcze nie widzieliście Szadoków, to albo jesteście okropnie młodzi, albo ktoś ukrywał przed wami coś bardzo dobrego.

Działo się to bardzo, bardzo, bardzo dawno temu. W tych czasach istniało Niebo. Po prawej stronie Nieba była sobie planeta Gibi. Miała kształt kompletnie płaski i gibała się to na jedną, to na drugą stronę. Po lewej stronie Nieba była planeta Szadok. Nie miała szczególnej formy, a właściwie ciągle zmieniała kształt. Pośrodku Nieba była natomiast planeta Ziemia, która się poruszała i najwyraźniej niczego na niej nie było. Na planecie Gibi żyły istoty nazywające się Żibisami. I jeśli zbyt wiele Żibisów przeszło na jedną stronę planety, wychylała się w tę stronę, Żibisy się ślizgały, a niektóre nawet spadały. Sytuacja stanowiła więc pewien problem, szczególnie dla Żibisów. Na planecie Szadok żyły natomiast Szadoki – w dwóch odmianach. Szadoki z nogami do dołu mieszkały na górze planety, a Szadoki z nogami u góry mieszkały na spodzie planety. Ale ponieważ planeta nieustannie zmieniała kształt, niektóre z Szadoków spadały – co stanowiło pewien problem, szczególnie dla Szadoków.

W latach 1968-1974 nakręcono trzy serie tego serialu, a w roku 2000 – czwartą, pod tytułem Szadoki i wielkie nic. W polskim tłumaczeniu zmieniły się też niektóre nazwy własne – Żibisy stały się Gibaskami, co w sumie zgodne z podstawową funkcją ich gibającej się planety. Ta czwarta seria była już nadawana w komercyjnej telewizji dziecięcej Minimax, podczas gdy te starsze – o ile dobrze pamiętam, ale poprawcie mnie koniecznie, jeśli się mylę – emitowała jeszcze TVP za czasów PRL. Lektorem był Piotr Fronczewski. Niektóre żarty mogły być prawdę mówiąc interpretowane jako ośmieszające system władzy, ale uchodziło – co więcej, estetycznie w jakiś sposób zazębiało się z tym, co robili polscy twórcy animacji, choćby Julian Antonisz. Choć oczywiście rzecz wypływała we Francji wprost z tamtejszej tradycji komiksowej (nazwa Shadok w oryginale była na przykład nawiązaniem do postaci Kapitana Haddocka z Tintina, obecnie znanego w Polsce jako Kapitan Baryłka) – choć same postaci Szadoków przypominały kształty z obrazów Paula Klee – no i tamtejszej tradycji muzycznej. Urodzony w Algierii Cohen-Solal, dziś 74-latek, przez lata był członkiem słynnej Groupe de Recherches Musicales (GRM), gdzie m.in. asystował Bernardowi Parmegianiemu, ale też samemu pisał muzykę – głównie o charakterze ilustracyjnym.

O Szadokach piszę dziś także dlatego, że wytwórnia We Release Whatever The Fuck We Want opublikowała przed paroma miesiącami na płycie winylowej (może jeszcze gdzieś to dostaniecie – na szczęście pojawiło się też CD) właśnie ścieżkę dźwiękową z serialu. Imponującą, bo zawierającą wiele fragmentów nieużytych bądź po prostu skróconych na ekranie. A Cohen-Solal miał tu dość spójną, choć paradoksalnie stylistycznie sprzeczną, wizję muzyki, która naprzemiennie wykorzystuje proste, naiwne wręcz utwory grane przez grupę skrzykniętych przez niego instrumentalistów w sformowanym naprędce kameralnym zespole. Ponieważ w roku 1967, nagrywając pierwsze utwory, kompozytor nie miał dostępu ani do wokodera, ani do syntezatora, duża część efektów dźwiękowych to – jak każe je nazwać polska tradycja – dźwięki paszczą. Wykorzystane zostały umiejętności Jeana Cohena-Solala, brata Roberta, który był w filmie „głosem” Szadoków. Mamy tutaj podział na muzykę konkretną jako ilustrację ambitnych, ale głupich poczynań Szadoków, oraz bardziej tradycyjne tematy opisujące muzycznie zorganizowane i skoordynowane działania Żibisów/Gibasków (w oryginale od GB – jasne nawiązanie do Brytyjczyków, a zatem może Szadoki to jednak, autoironicznie, Francuzi?). Już pierwsza dłuższa forma C’était il y a très très très longtemps zaskakuje misternie, na kilku planach układanym kolażowo dźwiękiem, dalej pojawiają się drony, a Guerre musicale to z kolei psychodelia pełną gębą – intuicyjnie szuka się dla niej odniesień krautrockowych, choć nie zapominajmy, że to moment, gdy krautrock dopiero raczkował, a członków Can formowało m.in. uczestnictwo w paryskich rozruchach.

Na dołączonej do longplaya małej, siedmiocalowej płytce mamy jeszcze hit – Arrivée des Shadoks sur terre – utwór bigbitowy, jak byśmy go określili w Polsce, który nawiązuje do działań Pierre’a Henriego na polu muzyki rozrywkowej. Hipisowsko brzmiący rock uzupełniają więc efekty dźwiękowe. Fuite des Shadoks ze strony B to znów psychodelia pełną gębą. Ale podejrzewam, że na tym etapie już i tak nie czytacie wpisu, tylko oglądacie znalezione gdzieś w sieci odcinki serialu Oto Szadoki. Co, nie ukrywam, było jednym z podstawowych zadań tego rocznicowego wpisu. Szczęśliwi ci – dodam tylko – którzy posiadają płytę.

I to by było na tyle.

ROBERT COHEN-SOLAL Les Shadoks, WRWTFWW 2018, 9/10