To nie jest zwykły piątek
Nie jest zwykły i nie będzie, bo to piątek premierowy. Czyli znów wypełniony bardzo ciekawą muzyką, która spływa naraz, w jednym momencie i jest na wyciągnięcie ręki. Co wybrać? Jak zwykle pomocny możę się okazać piątkowy przewodnik płytowy, w którym staram się ostatecznie zepsuć rynek, opisując wszystko. No, może prawie wszystko. Dziś zakład poleca Janelle Monáe, kIRk, Mateusza Franczaka, Dylana Carlsona, Grouper, Williego Nelsona i jeszcze dwa wiadra drobiazgów.
Myśl na dziś: jakość nie zawsze przekłada się na wartość. Moja ulubiona JANELLE MONAE wydała właśnie album Dirty Computer, który zawiera muzykę niebywałej jakości, gdy chodzi o popową produkcję – jeśli słuchacie nowoczesnej muzyki z list przebojów, to powinniście sobie ten album kupić, bo przyda się do testowania nowych głośników w salonach hi-fi. Pod względem brzmieniowym zgadza się tu wszystko – wypełnienie dźwiękiem całego spektrum, miejsce na wokale, a nawet dynamika, relatywnie wysoka jak na dzisiejsze podłe tendencje (tutaj użyteczny – ze względu na rozmaitość rozwiązań – może być utwór Don’t Judge Me). No, może w basie wolałbym mimo wszystko trochę odchudzić – ale to tradycja nowoczesnego R&B i hip hopu. Tyle tylko, że wyśrubowanych oczekiwań co do wartości samych utworów to nie spełnia. W najlepszych momentach – m.in. Make Me Feel, Americans – jest ten album zręcznym i godnie wyprodukowanym hołdem dla Prince’a. Po części dotyczy to mojego ulubionego Screwed, jednego z nielicznych momentów, w których spod panierki wyszlifowanej produkcji prześwieca deklarowany przekaz polityczny (ten z kolei jakby na podzespołach z wczesnej Madonny, ale z przesłaniem rodem z wczesnego Depeche Mode: See, if everything is sex / Except sex, which is power / You know power is just sex / You screw me and I’ll screw you too). Monáe z kilkorgiem gości (m.in. Pharrell Williams i Grimes, oczywiście Brian Wilson w tytułowym intro) przekonuje, że da się połączyć dzisiejsze brzmienie z wrażliwością na melodię rodem z lat 80. Tylko dlaczego to wszystko – w większości – na poziomie kompozytorskim takie drugorzędne? Koronny przykład od razu na wstępie: banalne Crazy, Classic, Life. Oczywiście, atmosferę podgrzeją deklaracje Janelle o jej panseksualizmie (w sumie fajne dla PR-u, bo coming outy homo- i biseksualne w tych czasach prasę ekscytują mniej), tylko co za kilka lat zostanie z tej płyty? Może się jeszcze do niej przekonam, ale na dziś – raczej pył i szum.
Z szumuś powstał w szum się obrócisz – chciałoby się (również, ale z nieco innych powodów) podsumować nowy album kIRk Ich dzikie serca, trawestując przy tym Papcia Chmiela. Wychodzimy tu bowiem z szumu i do szumu wracamy w ukrytym utworze na końcu, już post scriptum całej płyty, która jest concept albumem o jakiejś kosmicznej wyprawie. Dałoby się ten nagrywany w kwartecie (z Antoniną Nowacką, która odgrywa tu jeszcze większą rolę niż na poprzedniej płycie) album jakoś wpisać w ten opisywany przeze mnie niedawno wątek Lemowski, bo przynosi zarówno myśl o śmiałej wyprawie w nieznane, jak i urok starej, nieco już przykurzonej fantastyki. Jest w tym romantyzm (Lądowanie), jest opowiedziane dialogiem trąbki Olgierda Dokalskiego i wokaliz Nowackiej spotkanie z obcymi (Nie jesteśmy tu sami), jest awanturnicza fabuła, z pełną emocji, pulsującą kulminacją (Bez powrotu). Dźwiękowo kIRk ma jakość muzyki ze starych studiów elektronicznych, choć oczywiście te możliwości brzmieniowe, taka głębia basu itd. wtedy byłyby nieosiągalne. Są na tej płycie piękne pogłosy i przedziwne efekty. To już oczywiście zasługa pozostałej dwójki – Pawła Bartnika (elektronika, produkcja) i Filipa Kalinowskiego (gramofony, efekty). Chyba najlepszy kIRk, jedna z najlepszych dotąd polskich płyt roku i jedna z najładniejszych jak na razie tegorocznych okładek.
W wypadku MATEUSZA FRANCZAKA też chwaliłem okładkę – o ile pamiętam – dwa lata temu, przy okazji poprzedniej solowej płyty. Nowa nosi tytuł Night-night i jest delikatniejszą, nocną rzeczywiście wersją jeszcze oszczędnego, ale już operującego całkiem szeroką gamą brzmieniową piosenkowego post-rocka, choć właściwie znajdzie się tu i miejsce dla bardziej klasycznego myślenia o gitarowym brzmieniu (Defy). A nawet dla subtelnie odtworzonego klimatu solistycznej wersji grunge’u (All About, znany już od paru miesięcy jeden z mocniejszych punktów na płycie). Solistycznej, bo Franczak, znany z Daktari i HOW HOW, jak tu zwykle samowystarczalny, gra na większości instrumentów, pozostawiając pojedyncze bardzo ciekawym gościom, co jest pewną nowością w stosunku do poprzedniego albumu. Są tu więc Hubert Zemler, Patryk Zakrocki, Paweł Szamburski i Adam Podniesiński. Najciekawiej wypada senny i tajemniczy duet z Zakrockim (mbira, altówka) w Revealing. Autor tego eklektycznie przyjemnego materiału – zapewne przynajmniej częściowo wyimprowizowanego, jeśli nie zarzucił stosowanej na pierwszej płycie metody – część nagrań uzupełnia o luźne, impresyjne partie wokalne. A całość pozostaje na poziomie poprzedniej płyty.
Przejście do solowej płyty, którą już po raz kolejny proponuje DYLAN CARLSON, czyli Conquistador, odbędzie się miękko, przez moment możecie nawet nie zauważyć. Sale tylko przez moment. Bo sam album to oczywista oczywistość dla miłośników lidera Earth, który jak wiadomo riffów gitarowych nie marnuje, powtarzając je do znudzenia albo wpadnięcia w stan psychodeliczny, nawet bez wspomagaczy. Testem będzie trwający 13 minut utwór tytułowy na początek. Jeśli się wam nie spodoba, trzeba to sobie darować – drugiego tak transowego numeru do końca płyty już nie będzie, choć atmosfera spaghetti westernu i psychodelicznego bluesa już z nami pozostanie. Troszkę mnie to już zaczynało nużyć, gdy sobie uświadomiłem, jak dużo bym dał za taki soundtrack do nowego sezonu Westworld – zamiast bazującej na w kółko mielonych podobnych trikach, trochę jednak plastikowej muzyki Ramina Djawadiego (znanego wcześniej z Gry o tron – problem ten sam), która w miarę słuchania staje się nie do zniesienia – wolę te w kółko mielone stylowe riffy Carlsona. Myśl o wyobrażonym westernie i inspiracja prozą Cormaca McCarthy’ego są tak czytelnie i intensywnie wtłoczone w każdą minutę tej muzyki, że coraz bardziej ponurą historię o buncie robotów w western-landzie oglądałoby się lepiej. Na okładce żona Carlsona, Holly (gra też na perkusji), a w drużynie jeszcze grająca na slide guitar i gitarze barytonowej Emma Ruth Rundle, więc nawet pod względem silnie zaznaczonej obecności kobiet wytrzymałoby to mroki Westworldu.
Na niespełna 25-minutowym minialbumie GROUPER Grid of Points ten wspomniany już szum jest zupełnie dosłowny – a może raczej przydźwięk. Ustawiłem Liz Harris na drugim biegunie dzisiejszego wpisu, bo ten sposób patrzenia na piosenkę, lo-fi z ducha na jednym, rozkręconym pogłosie, z jednym pianinem (por. Ruins) i nieoczyszczonym głosem, to w praktyce antyteza ścieżki Janelle Monae. Songi dla romantycznych białasów, w atmosferze wczesnego 4AD (This Mortal Coil), tyle że wykreowanej w warunkach bardziej kameralnych, domowych, z emocjonalnością tak wyeksponowaną, zbudowanej ze składników tak kruchych, że aż przykro podnosić rękę do góry i mówić, że to już było, skoro takie ładne i ciągle lepsze niż choćby niedawne Mount Eerie, mimo melancholii takie ożywcze i mimo naprawdę jednostajnego charakteru mogłoby tak grać w nieskończoność. Nie chce się tego wyłączać i trudno otrząsnąć z onirycznego nastroju.
Ożywczo na tle całego asortymentu brzmi płyta najstarszego z dzisiejszych gości Polifonii. WILLIE NELSON za dwa dni skończy 85 lat, jest chodzącą reklamą country i marihuany, a jego nowy album prawdę mówiąc deklasuje dzisiejszą ofertę pod kątem poczucia humoru. Tradycyjnej, wchodzącej w rejony bluesa, a nawet swingu, nie posuwającej się w stronę festyniarstwa muzyce towarzyszą mistrzowskie teksty. Mamy w nich i spojrzenie na wiekowe dylematy (I don’t want to be the last man standing / On the second thought – maybe I do, a dwa utwory dalej moje ulubione But bad breath it’s better than bo breath at all – Nieświeży oddech lepszy jest niż żaden), i opowieści o pożyciu dwojga ludzi w skali makro (It’s just me and you and we’re definitely outnumbered w Me and You). Są płyty, które wzbudzają niepewność po pięciu odsłuchach, tu mamy klasyk po jednym.
Do odpoczynku jeszcze ślicznie wydana (sądząc po zdjęciach) płyta z Time Released Sound & Time Sensitive Materials, czyli ást firmowany przez FALLEN. Nazwa przedsięwzięcia raczej kojarzy się z metalem, ale tu mamy organiczny ambient w pogoni za tym, by oddać tytułową miłość, opisać pierwszy okres wspólnego mieszkania dwojga ludzi. Tytułowe ást to z islandzkiego – miło wiedzieć, że kiedy nasi artyści szukają na Islandii mroków, ktoś tam szuka inspiracji do opisania jasnych i tak uniwersalnych uczuć. Ciekawe, choć żadnych miejsc na ciele nie urywa, właściwie nawet nie próbuje. Gdyby natomiast ktoś poszukiwał czegoś naprawdę egzotycznego, to tylko kompilacja z eksperymentalną muzyką z Wietnamu Emergence przygotowana przez label Flaming Pines odpowiedzialny wcześniej m.in. za świetną składankę irańską. Jakkolwiek jednak interesująco to brzmi na piśmie – bo płyta zbiera wykonawców tworzących w ostatnich dekadach – to najlepsze, co tu można usłyszeć, to drugorzędny ambient z niuansami wskazującymi na Daleki Wschód oraz opary po minimalizmie. Raczej dla najbardziej wytrwałych poszukiwaczy lokalnych wynalazków.
Premierowy piątek na naprawdę dobrym jak na leniwą, przedmajówkową atmosferę poziomie. Tyle że inni nie mają długiej majówki, co łatwo sobie uświadomić, zaglądając do premier szykowanych na 4 maja. Gdy my będziemy grillować kaszankę, świat będzie w rozgrzanej atmosferze czekać na poważne propozycje muzyczne, które – mam nadzieję – nie okażą się kaszaną.
Ocenić mogę dziś to, co parokrotnie przesłuchałem, a zatem:
DYLAN CARLSON Conquistador, Sargent House 2018, 7/10
MATEUSZ FRANCZAK Night-night, Too Many Fireworks 2018, 7/10
GROUPER Grid of Points, Kranky 2018, 8/10
KIRK Ich dzikie serca, Fundacja Kaisera Söze 2018, 8/10
JANELLE MONAE Dirty Computer, Bad Boy 2018, 6-7/10
WILLIE NELSON Last Man Standing, Sony Legacy 2018, 8/10 (najprawdopodobniej)
Ten element piątkowego przewodnika dodaję po kilku prośbach/pytaniach. Okazało się, że do części płyt nie wracam, więc niech już tak będzie.
Ukazały się w tym tygodniu:
Afrojax Nikt nie słucha tekstów, Wytwórnia Krajowa CD, DL
[28.04] Antonio Sanches Buli Povo!, Analog Africa RSD
Aquaserge Déjà-Vous?, Crammed Discs
Blossoms Cool Like You, Virgin EMI
Chromeo Head Over Heels, Last Gang
Dr Dog Critical Equation, We Buy Gold/Thirty Tigers
Dylan Carlson Conquistador, Sargent House
Elysia Crampton Elysia Crampton, Break World CD, DL, LP
[22.04] Fallen ást, Time Released Sound & Time Sensitive Materials
Father Murphy Rising: A Requiem for Father Murphy, Avanti
Foreigner With the 21st Century Symphony Orchestra & Chorus, Ear Music
Grouper Grid of Points, Kranky
Irek Wojtczak Play It Again, Fundacja Słuchaj
Jacek Skubikowski Jedyny hotel w mieście, GAD 2CD
Janelle Monáe Dirty Computer, Bad Boy
[28.04] Kali V8T Ganja, Mafia Label
[26.04] kIRk Ich dzikie serca, Fundacja Kasiera Soze
Krzysztof Zgraja Laokoon (Polish Jazz vol. 64), Polskie Nagrania reed.
[22.04] Lil Ugly Mane Thing S Thatare Stuff, Lil Ugly Mane
Marc Ribot’s Ceramic Dog YRU Still Here?, Northern Spy
Mateusz Franczak Night-night, Too Many Fireworks
Matt Karmil Will, Smalltown Supersound DL, LP
Michał Urbaniak Constellation In Concert (Polish Jazz vol. 36), Polskie Nagrania reed.
Mike McGinnis Singular Awakening, Sunnyside
Neil Young Roxy – Tonight’s The Night Live, Reprise arch.
No Trend You Deserve Your Life, Digital Regress/Antena Krzyku
Norberto Lobo Estrela, Three:four
[28.04] Paul White Rejuvenate
RGG/Samuel Blaser/Verneri Pohjola City of Gardens, Fundacja Słuchaj
Roxa Aleja marzeń. Antologia 1984-1986, GAD CD
Sami Swoi The Locust (Polish Jazz vol. 67), Polskie Nagrania reed.
Sepultura Arise (expanded), Rhino 2LP
Tadeusz Nalepa Śmierć dziecioroba / Justyna, GAD CD
The 1975 Music for Cars, Interscope
The Andrzej Trzaskowski Sextet Seant (Polish Jazz vol. 11), Polskie Nagrania reed.
Twin Shadow Caer, Reprise
[21.04] VA Pointless Geometry – Aimless, Pointless Mixtape, Pointless Geometry MC, DL
[21.04] Veda Sound: Tyciński / Zabrodzki Walim – Jaipur Express, Lado ABC LP, DL
[25.04] VA Emergence. Compilation of experimental music from Vietnam, Flaming Pines
We Are Scientists Megaplex, 100%
Willie Nelson Last Man Standing, Sony Legacy
Wiz Khalifa Rolling Papers 2, Rostrum
Wojciech Kamiński Open Piano (Polish Jazz vol. 66), Polskie Nagrania reed.
Zbigniew Namysłowski The Q Open (Polish Jazz vol. 74), Polskie Nagrania reed.
data wydania = 27.04, chyba że zaznaczono inaczej