Pokolenie Taconafide

Poniższy utwór odsłuchano na Spotify w ciągu jednej doby 318 361 razy. Łącznie do dziś ponad milion. Takie życie. Podczas gdy czytacie ten krótki akapit (w średnim tempie, bez pośpiechu, powiedzmy że na poziomie podstawówki), Tamagotchi duetu Taconafide – czyli Taco Hemingway i Quebonafide – zaczyna słuchać jakieś 70 kolejnych osób. Oto magia rekordów, magia bardzo dużych cyfr, którą testują w Polsce akurat oni. Nie bez powodu. I nie bez powodu Taconafide sprzedadzą za chwilę wspólnie bardzo duże sale koncertowe. Te zwykle – jak to słusznie zauważył Jarek Szubrycht – wyprzedawane dla kombatanckiej publiczności przez starszej daty artystów z zagranicy. Taco i Quebo testują bowiem bardzo młodego odbiorcę.

Taconafide odważyli się zrobić muzykę nie dla 20-latków, nie dla 17-latków, tylko dla 13-latków. Wiem coś o tym, znam paru wiernych odbiorców twórczości obu tych raperów w wieku głęboko szkolnym. Czuję, co chce mi powiedzieć beat – bezwzględnie wciągający i całkowicie otwarty, przejrzysty, prosty, niezakorzeniony jakoś szczególnie mocno w hiphopowej tradycji. Bo po co zakotwiczać, jeśli ambicje przekraczają granice gatunku. To trochę jak z Gorillaz – po co próbować komuś odbić jego słuchaczy, skoro można stworzyć własną, dość familijną grupę docelową (to do niej adresowany jest w dużej mierze program tegorocznego Open’era – to wiem już od własnych dzieci, zresztą dawno postulowałem wprowadzenie na ten festiwal biletów rodzinnych). Nic w tym zdrożnego – zapowiadany na kwiecień album SOMA 0,5 mg, z góry zagrażający rekordom zarówno streamingowym, jak i tym wynikającym z fizycznej sprzedaży – zapowiada się właśnie jako kamień węgielny pod nową generację słuchaczy, powiedzmy: Pokolenie Taconafide.

W Tamagotchi jest mowa o pokoleniu Tamagotchi, czyli dzisiejszych dwudziestoparolatkach, którzy japoński wynalazek pamiętają. Takich skojarzeń odnoszących się do dzieciństwa późnych lat 90. jest więcej: w drugim udostępnionym utworze Art-B mamy (poza tytułową aferą) Tworzę historię tak jak „Komiks Gigant” i Nigdy nie byłem na imprezie techno. Ale z drugiej strony: Mój plan złożony tak jak Bionicle jest. I to jest hasło nostalgicznej wspólnoty ludzi nie przed trzydziestką, tylko już raczej przed dwudziestką. Podobnie jak Potrzebuję opieki jak Furby (znów w Tamagotchi), a potem Gdy robiłem hajs oglądałeś Disney Channel (w Polsce kanał dostępny od połowy poprzedniej dekady). Wreszcie Robiliśmy biznes jak czytałeś Kajko i Kokosz – to już skojarzenie ponadpokoleniowe, ale też może mrugnięcie okiem w kierunku młodszego pokolenia. Tego, które pewnie w wieku 13 lat przeżywa pierwszy atak sentymentu za czasami, gdy mieli lat 7. A ważne, że – jak większość odniesień w tych dwóch pierwszych dostępnych utworach – odnosi się to do wspólnoty niewinnej zabawy, do wspólnoty dzieciaków, bardziej nastolatków niż młodzieży w wieku studenckim. Pomagają skojarzenia EDM-owe i nierzucanie mięsem. Nie przeszkadzają delikatne odwołania do używek, a o tym, co to jest DM, wiedzą lepiej dzieciaki niż ich rodzice. Ci ostatni pewnie dalej uważają, że chodzi o Depeche Mode.

Taconafide w polskim Spotify – w przeddzień wielkiego testu tego serwisu, jakim będzie wejście na giełdę, być może niezbyt miłe w skutkach dla całego rynku – pobili rekord Eda Sheerana. Nie bez kozery. Twórcy muzyki dla młodszej młodzieży (których wolę do Sheerana, żeby nie było wątpliwości) zrzucili ze szczytu innego artystę dobrze rozumianego przez podobną publiczność. A streaming pod tym względem piekielnie mocno przewartościowuje scenę muzyczną pokoleniowo. Kiedy ostatnio Beatlesi byli na czele zestawienia? Albo Queen? Nie mówiąc już o Genesis czy Dire Straits. I kto by miał to wiedzieć, jeśli nie Taco, który wszedł z dystrybucją cyfrową jak mało który z artystów – wychodząc z założenia, że pierwszą porcję trzeba dać gratis, bo jeśli ktoś chce wciągnąć nastolatki do słuchania, musi mieć świadomość, że nie zainwestują dużych pieniędzy w zakup płyt (nie chcę tu snuć porównań). I prawdopodobnie to dane ze Spotify czy Tidala najmocniej opisują sukces w tej właśnie grupie.

Nie obchodzi mnie dziennikarz ani anturaż – rapuje Quebonafide w Art-B. Słusznie, to nie te zasięgi, by taki dziennikarz mógł cokolwiek zmienić. Zresztą nie mam najmniejszych ambicji w tym kierunku, choć nie lubię autotune’a w rapie i miałbym zastrzeżenia. Po co? Trzynastolatki zawsze miały jakąś swoją muzykę na pierwsze gesty fanowskiego zaangażowania i pierwsze koncerty w życiu. Moja generacja miała Lady Pank – przynajmniej do momentu obnażenia się Borysewicza na koncercie na Dzień Dziecka. Młodsi o kilka lat mieli Papa Dance. Po drodze milion Bieberów i Sheeranów. Trzeba się spieszyć. W Disneyu i Lego już wiedzą, jak monetyzować marki w tym świecie i zachodni następcy Gorillaz będą pewnie występować pod szyldem Lego czy Disneya. Ja bym się starał na miejscu tych koncernów wykupić sloty promocyjne w linijkach Taconafide. A tym ostatnim życzę, żeby Disneya nie było stać na lokowanie u nich produktu. Krzyżyk na drogę. Może się okazać, że wymyślone przez dziennikarzy Pokolenie JP2 było fikcją w większym stopniu niż Pokolenie Taconafide.