Zmarł ojciec chrzestny techno

Wśród wielu muzycznych śmierci, do jakich doszło w tym roku, ta była – teoretycznie – chyba najmniej muzyczna. Ale jednak dotknęła postaci z muzyką związanej niezwykle mocno, choć teoretycznie. Wybrzmi więc całkiem szeroko i w tym świecie. W ostatnią środę ogłoszono mianowicie, że zmarł Alvin Toffler, futurolog, autor m.in. bestsellerowych książek Szok przyszłości i Trzecia Fala. Ci, którzy nie załapali się na czasy popularności Tofflera, mogą się dziś dziwić: Dlaczego tytuł Future Shock wziął sobie cztery lata temu za hasło główne krakowski Unsound? Dlaczego Jacek Sienkiewicz na facebookowym profilu cytował w środę słowa Tofflera o konieczności powstrzymania niektórych technologicznych zmian? Wszystko zapewne jest skutkiem talentu Tofflera do wskazywania i nazywania zmian. To dzięki nim stał się de facto ideologiem gatunku teoretycznie pozbawionego ideologii.

Future_shockNurt techno w muzyce narodził się w Detroit, mieście zbudowanym i zrujnowanym przez rewolucję przemysłową. A przy tym ważnym muzycznie – przydomek miasta samochodów zaowocował pod koniec lat 50. powstaniem tu wytwórni Motown. W latach 70. klimat w mieście był bardziej ponury. Bardzo mocno zmieniał się charakter centrum miasta, gdy jego biali, lepiej sytuowani mieszkańcy masowo wyprowadzali się na nowo wybudowane przedmieścia. Takie jak Belleville, gdzie mieszkała rodzina Juana Atkinsa, który interesował się instrumentarium elektronicznym i literaturą SF. Na książkę Tofflera Szok przyszłości trafił wtedy właśnie dlatego, że wyglądała niczym kolejna powieść science fiction i opowiadała o przyszłości. Ta i kolejna książka Tofflera Trzecia fala okazały się lekturami, które odmieniły jego życie. Większości ludzi słowo technika kojarzy się z hałaśliwymi maszynami, zadymionymi fabrykami i hutami. Prawdopodobnie klasycznym przykładem techniki pozostaje wciąż jeszcze produkcja taśmowa, zapoczątkowana przez Henry’ego Forda pół wieku temu – pisał futurolog, ostrzegając, że ten punkt widzenia umrze w ciągu najbliższych lat, a my staniemy przed szybko nadchodzącą nową erą. I nie mylił się. Dziś z techniką kojarzy się komputer, wiedza bliska tajemnej, miniaturyzacja, szybkość, informacja… – to jedna sprawa. Ale zupełnie inna to fakt, że książka ta musiała być tym bardziej przemawiająca dla kogoś, kto mieszkał trzy dekady temu w Detroit, w sercu przemysłowego imperium Forda.

Berry Gordy zbudował brzmienie Motown na tych samych zasadach, na jakich powstał system taśmy produkcyjnej w zakładach Forda – wspominał wiele lat później Atkins. – Dziś ich fabryki nie działają w ten sposób. Do produkcji samochodów używają robotów i komputerów. Chyba jestem bardziej zainteresowany robotami Forda niż muzyką Gordy’ego”. Z Trzeciej Fali podchwycił kilka pomocnych pojęć – w tym „techno buntownicy” („techno-rebels”), od którego wziął termin „techno”, określenie szybko rosnącej populacji ludzi, którzy nie uważają technologii za coś prowadzącego do alienacji czy przytłaczającego – „agentów Trzeciej Fali”, jak ich opisał Toffler. Czyli fali postindustrialnej rewolucji informacyjnej, która przyjdzie po falach agrarnej i przemysłowej. Właściwie na tym etapie muzyka techno już istniała – przynajmniej jako koncepcja zainspirowana odejściem od dorobku rewolucji przemysłowej (czyli drugiej fali) – choć na pierwsze nagrania trzeba było jeszcze kilka lat poczekać. Muzyka techno miała też, zdaniem Atkinsa, odnowić miasto, do którego zawita wkrótce owa Trzecia Fala. Muzyka miała pełnić funkcję agenta zmian, wyprzedzać je, przepowiadać. Gdy przyszło do nagrań duetu Cybotron, który Atkins współtworzył, dalej wykorzystywał pojęcia z Tofflera („cybotron”), gdy przyszło do założenia wytwórni, Atkins – znów za Tofflerem – nazwał ją Metroplex. Pisarstwo Amerykanina – choć zarzuca mu się dziś pewne niekonsekwencje – pełne było takich atrakcyjnych pojęć. Derrick May, kolejny z praojców nurtu, powtarzał za Tofflerem, że do odpowiedniego wejścia w świat przyszłości konieczna jest edukacja – i że właśnie nurt techno miał być takim przygotowaniem.

Reakcji na Future Shock Tofflera w muzyce było więcej. Swoją piosenkę nagrał (wcześniej – niedługo po premierze książki) Curtis Mayfield. 10 lat później Herbie Hancock nagrał cały album zatytułowany Future Shock, zdekonstruowany niedawno przez polski duet LXMP.

Śmierć Tofflera niemal zbiegła się w czasie z premierą nowego albumu wspomnianego już Jacka Sienkiewicza Hideland. Płyty nagranej po okresie dla naszej czołowej postaci sceny elektronicznej bardzo intensywnym, ale też bardzo różnorodnym. I o ile Drifting – najpełniejsze z jego opublikowanych ostatnio wydawnictw, które entuzjastycznie przyjmowałem na Polifonii – było w całej tej różnorodności monolitem, to Hideland wydaje się zbierać różne wątki: te taneczne, minimalistyczne, ale też te eksperymentalne, wynikające z zainteresowań awangardą. To płyta, która nie tyle stopniowo hipnotyzuje, jak poprzedniczka, co raczej każe wejść bez dłuższych wstępów w sam środek dość skomplikowanego pulsującego środowiska dźwiękowego, warsztatu producenta, który cofnął się o krok, by pokazać nie tyle nowy styl, co paletę możliwości. Fascynujący Desert Plan mógłby się znaleźć na Drifting, pewnie i Gone dobrze by brzmiał na tamtym albumie, ale już tytułowy Hideland wydaje się swobodniejszym spojrzeniem na techno, jak gdyby wtórnie zapętlone, będącego nie tyle wizją muzycznej przyszłości, co materiałem do dalszych eksperymentów. Jest to album nieco bardziej frustrujący w odbiorze niż Drifting, ale zarazem bardzo interesujący, inspirujący i proponujący wiele różnych dróg wyjścia. Bardziej okres transformacji niż krajobraz po niej. Ilustruje to dobrze dostępny w wersji CD utwór Summer 2016, który – choć zszyty z brzmień dobrze znanych odbiorcom muzyki z Detroit z lat 80., a rytmicznie odnoszący do brytyjskiej fali lat 90. – wydaje się kompletnie wymykać jakiejkolwiek klasyfikacji.

Nieco wcześniej, już w maju, nakładem Recognition ukazał się – także bardzo otwarty, jeśli chodzi o stylistykę – album La Mer Michała Wolskiego z różnymi wizjami morza, które sugerują kolejne tytuły. Tematyki marynistycznej w techno było już niemało – i nie należy na nią patrzeć jak na egzotykę. Rzecz ma fundamentalne znaczenie dla nurtu (!) bazującego na brzmieniu. Z reguły takie „zanurzenie” daje szansę zejść głębiej z perkusją i wprowadzić miękką, dubową pulsację. Bo jeśli nie pamiętacie z lekcji fizyki, jak inaczej rozchodzą się dźwięki w wodzie, to pewnie chociaż zdarzyło wam się zanurzyć wodę w wannie lub w basenie i zauważyć, że woda ma w dziedzinie rozchodzenia się dźwięku zupełnie inną charakterystykę niż powietrze.

I jeszcze jeden detal, na który muszę zwrócić uwagę: grafiki okładkowe La Mer i Hideland, których autorem jest ta sama osoba – Bartosz Zaskórski, znany również z projektów okładek Wsi i Alamedy 5, ale też jako muzyk. Estetyka tych rysunków kojarzy mi się z francuskim komiksem okresu nowej fali (lata 70.) – we Francji była to epoka, analogicznie do tego, co uchwyciła popularność Tofflera, wyjątkowej ekscytacji przyszłością. Do znudzenia ostatnio przypominamy w muzycznej żurnalistyce, że wizje przyszłości z dawnych czasów nas intrygują. Techno pozostanie jedną z tych najbardziej wyrazistych sfer i nie przestanie fascynować. Choć może coraz bardziej jako kryjówka przed tym, co jest – jak w tytule płyty Sienkiewicza – niż przepowiednia tego, co będzie.

JACEK SIENKIEWICZ Hideland, Recognition 2016, 7/10