15 miliardów godzin muzyki – i co z tego wynika

Tytułowych 15 miliardów godzin wysłuchali – albo może lepiej powiedzieć: przestreamowali je (bo kto wie, czy wszyscy bacznie słuchali) – użytkownicy jednego tylko serwisu Spotify. To prawie dwa razy więcej niż w roku ubiegłym. Tak wynika z danych serwisu, które modnie byłoby opisać jako big data. Bo teoretycznie są to dane, które pozwalają lepiej zrozumieć świat. Wynika z nich na przykład, że najbardziej muzycznym dniem 2015 roku (najwięcej wysłuchanych utworów) był 19 czerwca, co tylko o dwa dni rozmija się ze Świętem Muzyki wyznaczonym na 21 czerwca – i co jest jednak raczej ciekawostką niż cenną prawdą. Nie dowiemy się za to z tych wielkich danych, kogo najbardziej lubi słuchać ludzkość. Dlaczego? Przyczyna jest prosta…

Przyczyna ta ma na imię Adele. Co prawda singlowy utwór tej gwiazdy, Hello, był dostępny w Spotify (jest notowany na liście najpopularniejszych piosenek roku na 75 miejscu – tyle że premiera odbyła się 23.10, a udostępnione roczne zestawienie notuje wyniki do 9.11), to jednak albumu 25 brytyjska wokalistka w streamingu w ogóle nie udostępniła, ku rozpaczy niektórych. Pierwsza dziesiątka listy najchętniej słuchanych na Spotify utworów za rok 2015 na całym świecie wygląda więc tak:

1. Major Lazer Lean On (feat. MØ & DJ Snake)
2. OMI Cheerleader Felix Jaehn Remix Radio Edit
3. Mark Ronson Uptown Funk
4. Wiz Khalifa See You Again (feat. Charlie Puth)
5. Ellie Goulding Love Me Like You Do – From „Fifty Shades Of Grey”
6. Ed Sheeran Thinking Out Loud
7. Maroon 5 Sugar
8. Jack Ü, Skrillex, Diplo Where Are Ü Now (with Justin Bieber)
9. Hozier Take Me To Church
10. The Weeknd Can’t Feel My Face

I jeszcze światowe zestawienie najchętniej w tym czasie słuchanych artystów (Adele na miejscu 49):

1. Drake
2. Ed Sheeran
3. The Weeknd
4. Maroon 5
5. Kanye West
6. Calvin Harris
7. One Direction
8. Rihanna
9. Eminem
10. Sam Smith

Co te zestawienia mówią? Ano dwie rzeczy. Mnie prywatnie: że nie jestem najwyraźniej dość czujnym odbiorcą masowej muzyki popularnej. A w kontekście szerszym – że sprawdza się to, co już od dawna sugerowałem. Świat muzyki rozłamuje się coraz wyraźniej na dwa ZUPEŁNIE INNE rynki. Jeśli porównacie zestawienie albumów roku wg brytyjskiej prasy z jednego z ostatnich wpisów, to zauważycie, że nie ma z tym powyższym żadnej części wspólnej. Ba, jeśli przejrzycie albumowe listy bestsellerów, biorąc pod uwagę fizyczne wydawnictwa, to zauważycie, że też niespecjalnie są jakieś wspólne punkty zaczepienia. Serwisy streamingowe to zupełnie oddzielna muzyczna branża. Odbiorcami są ludzie młodsi, o mniejszym muzycznym obyciu i dysponujący słabym sprzętem do odtwarzania muzyki, na którym dobrze brzmią utwory przekompresowane i dynamicznie płaskie jak deska. Tak, wiem, że streaming walczy o hi-fi i że robi to coraz lepiej. Doceniam to oczywiście i jeśli pytacie mnie o rozwój streamingu – jestem za. Ale rynek hi-fi jest w tej chwili zupełnie gdzie indziej. Streaming jest na razie w pierwszej kolejności środowiskiem dla młodych adeptów smartfonowania spod znaku Skrillexa. Przynajmniej powyższe zestawienie singli z grubsza o tym mówi. Zgadzam się więc, że wszystkimi analitykami, którzy mówią, że Adele podpiłowuje gałąź, na której siedzi (bo streaming to coraz lepszy biznes), ale zarazem doskonale rozumiem Adele – w dłuższym okresie nieobecność w streamingu może w jej wypadku wymusić inwestowanie w płyty i dobrze wpłynąć na status artystyczny. Stąd taktyka, żeby przynajmniej opóźniać swoje pojawienie się na Spotify.

Dla zrównoważenia tego rynkowego wstępu dziś dwie płyty o bardzo nierynkowych charakterze – choć obie właściwie mogą trafić do całkiem sporej grupy odbiorców. Przede wszystkim Saagara – hinduski projekt Wacława Zimpla i czwórki muzyków z Indii, który koncertował ostatnio po Polsce (jeszcze jeden występ pojutrze w Katowicach). Pierwsze skojarzenie dla mnie, nieobytego z muzyką Wschodu tak bardzo jak polski klarnecista, to oczywiście formacja Shakti. Podobny nerw w partiach rytmicznych, precyzyjnie zsynchronizowanych z prowadzącymi całość partiami klarnetu i skrzypiec, piękne, w wysokim tempie grane unisona dwojga ostatnich. Ale to tylko powierzchnia. Pod nią mamy realną współpracę polskiego muzyka ze wschodnim składem, którą słychać od pierwszych taktów długiego motywu prowadzącego Gupta Gaamini, gdzie – może nie w równych proporcjach, ale jednak – obie tradycje grania się łączą i dają nową jakość. A przy tym zarówno tu, jak i np. w ozdobionym fantastyczną wokalizą Avega jest w tej muzyce siła przyciągania, popis, błysk, dźwiękowa widowiskowość.

Druga pozycja w najnowszej dyskografii Wacława Zimpla jest chyba nawet ciekawsza, choć wymaga nieco więcej skupienia. To międzynarodowy superkwartet Ziporyn / Zimpel/ Riley / Zemler. Bardzo oryginalny skład: dwóch klarnecistów, perkusista i gitarzysta. I równie interesujący background rozciągnięty pomiędzy minimalizmem a uduchowieniem Wschodu, z utworami o dość precyzyjnej formie, z delikatną przestrzenią na swobodę. Wraca tu na koniec świetny temat Gupta Gaamini Zimpla, ale w jakże innej oprawie, znacznie bardziej tajemniczej, mistycznej niż (paradoksalnie) na hinduskim albumie Saagary, z mocno rozciągniętym wstępem. Poza tym album wypełniają w mniej więcej równych proporcjach utwory wszystkich członków zespołu, co podkreśla tę wypadkową stylistyczną, jaką jest całość, a przy tym dialog tradycji i dialog instrumentalistów. Mnie szczególnie przypadła do gustu pełna energii Melismantra Gyana Rileya (syn Terry’ego), ale i otwierające całość, nieco bardziej powściągliwe utwory Evana Ziporyna mają przyjemny charakter. A cały album pokazuje bardziej czujne granie pełne wzajemnego szacunku niż popisy wielkich nazwisk świata muzyki. Jeśli taki jest klimat w zespole, mam nadzieję, że to nie będzie jednorazowy projekt. Przetrwa, w każdym razie, niezależnie od streamingu. Nawet nie przyszło mi do głowy sprawdzać, czy jest na Spotify.

SAAGARA Saagara, Multikulti 2015, 7/10
ZIPORYN / ZIMPEL / RILEY / ZEMLER Green Light, Multikulti 2015, 8/10