Dlaczego Lewandowski nie słucha Starej Rzeki

Prezydent Andrzej Duda zrobił coś ważnego dla Polski. Odkrył dla nas ciekawy kawałek rzeczywistości. Kiedy wraz ze swoją świtą i transmisją internetową wparował do szatni polskich piłkarzy, pokazał na żywo i w kolorze (choć u mnie było dość nieostro), jak się bawi najlepsza od lat polska futbolowa drużyna narodowa. I wyszło, że bawi się tak zupełnie zwyczajnie, jak miliony jej kibiców – słuchając i śpiewając disco polo. Zaraz więc pojawił się krzyk, pytania i dyskusje w telewizjach informacyjnych: czy to się godzi, żeby oni, tacy światowi, tacy wybierani i przygotowani za ciężkie miliony, tacy równo wytatuowani i dobrze uczesani (o ile było co czesać), słuchali takiej prymitywnej muzyki, którą cieszą się zwykle ci nieokrzesani i nieprzygotowani, którzy swój kapitał kulturowy oparli na trzech weselach i jednej szkolnej wycieczce do teatru. Czy to się godzi? Tak, odpowiadam, w sumie to nawet naturalne – nie za to tym ludziom płacimy, żeby chodzili na koncerty Starej Rzeki.

Spójrzmy na to, jak się buduje karierę piłkarza. Codzienne treningi kopania, przebywanie w męskim gronie chłopaków, którzy kopią nałogowo i marzą o kopaniu na najwyższym poziomie, zgrupowania w małych ośrodkach – już samo to utrudnia kontakt z kulturą. Muzyki to sobie można posłuchać w nowym sportowym samochodzie, albo w autokarze, w drodze na mecz. Ale nie jakiejś dziwnej muzyki, albo ponurej, smutnej czy dramatycznej, bo to by zasiało zwątpienie w ciele, które ma być utrzymywane w stanie ciągłej witalności, spętałoby nogi gotowe do kopania, a nawet podkopało morale. Ma być tanecznie, w dur*, melodyjnie, prosto i bezrefleksyjnie, bo refleksja to wróg mistrza sportów drużynowych, od którego oczekujemy, że w środy i w soboty będzie posłuszny zaleceniom trenera jak żołnierz na wojnie. Pisałem już kiedyś o tej jednej rymowance z prozy Kuttnera (Lewa, lewa, Lewantyńczyk spolegliwy…), która zniszczyła całą armię. Wyobrażacie sobie Lewego zarażonego wirusem takiej wyliczanki, który zamiast wystartować w odpowiednim momencie do piłki biegnie do niej krokiem w rytmie wiersza?

Popatrzmy też na to, jak się piłkarzowi kształtuje system wartości. Sukces wyznaczają wyniki wydolności, liczba goli, sumy transferów. I określony styl bycia, który kształtuje środowisko, do którego trafiają. Wypada tu na przykład mieć żony lub narzeczone seksowne i eksponujące swoje wdzięki, modelki lub trenerki fitnessu, które stęsknione za swoimi kopiącymi na zgrupowaniach bohaterami wywieszają na Instagramie selfie w niekompletnych strojach. W innych okolicznościach może by to i wywoływało pewne zdziwienie, ale w tej branży wydaje się dość naturalne. Pamiętacie zresztą jakieś przykłady piłkarzy ekscytujących się poetkami? Fascynujących rzeźbiarkami? Studentkami literatury robiącymi doktorat z Prousta? To nie jest świat dla nich, kontakt z melancholią, głębokim smutkiem, przerażeniem albo depresją będącymi często podstawowymi składnikami sztuki, mógłby zasiać w sercach dzielnych naszych futbolistów zwątpienie, przerażenie, doprowadzić do depresji. A ta prędzej już będzie pożywką dla sztuki niż dla piłkarstwa.

Cały potężny system finansowania krajowych lig, reprezentacji krajowych i klubów ze światowej czołówki przekonuje tych ludzi przez lata, że to kultura, ze swoimi konkursami chopinowskimi i przedstawieniami teatralnymi, należy do tych sfer zaniedbanych, gorszych, niedofinansowanych środowisk. Taki obraz sytuacji potwierdzały postawy premierów (z haratającym w gałę Donaldem Tuskiem na czele) i prezydentów (ze słynnymi „armatami w krzakach” Komorowskiego i nieobecnością Dudy na inauguracji Konkursu Chopinowskiego – tu nie wszedł z ekipą do szatni). Fundowana bodaj właśnie przez Prezydenta RP I nagroda we wspomnianym Konkursie Chopinowskim – dla jednego, najlepszego artysty po kilkunastu latach prawdopodobnie równie, albo i bardziej katorżniczych treningów (które z kolei uniemożliwiały np. naukę gry w piłkę) – wynosi 30 tys. euro. Same tylko premie piłkarzy za awans na Euro 2016, do podziału dla reprezentacji, to 10 mln zł. A 30 tys. euro to najlepiej sytuowani gracze zarabiają miesięcznie, i to w naszej krajowej lidze.

Dlatego Lewandowski nie słucha Starej Rzeki. A nawet jeśli słucha, nie podzieli się tą informacją z kolegami. Bo futbol to również trochę jak więzienie – ci wytrenowani i dobrze opłacani chłopcy nie bardzo mają z niego ucieczkę, a słuchanie jakichś pieśni z lasu albo psychodelicznych gitarowych przesterów, zostałoby błyskawicznie odebrane jako sygnał słabości, w najlepszym razie – złamaniem świętej komitywy twardzieli. Zresztą nawet większość zwykłych Polaków, gdy widzi rodzinę pląsającą przy „Ona tańczy dla mnie” na weselu, będzie się skłonna przyłączyć. Choćby i dla samego aktu zbratania, którego niewiele rodzin dokonuje w rytmie Poloneza As-dur. Poza tym te chłopaki mają więcej do stracenia niż zwykli Polacy. Czy zagraniczna dziewczyna Krychowiaka byłaby wciąż dziewczyną Krychowiaka, gdyby słuchał psychodelicznego folku z Borów Tucholskich? Grają – żeby nie było, że to krytykuję – pięknie. I Lewandowski, i Krychowiak, i jeszcze paru innych. Mówi się nawet, że to artyści w swoim fachu. Nie mam nic przeciwko takiemu określeniu. Ale bycie artystą w jednym fachu często oznacza duży stopień specjalizacji i kompletną ignorancję w innych dziedzinach.

Skoro już opisałem ogrom poświęceń futbolisty, mogę spokojnie przejść do przyjemności, czyli słuchania Zamknęły się oczy ziemi, drugiej i ostatniej (lider zapowiada granie koncertów, ale już bez albumów pod tym szyldem) płyty Kuby Ziołka, czyli Starej Rzeki. Pod pewnymi względami albumu lepszego niż debiut, bo z jednej strony część nagrań powstała jeszcze przed tamtą płytą, kilka pojawiało się już gdzie indziej (W szopie, gdzie były oczy mieliśmy na kasecie wydanej przez Wounded Knife) z drugiej – całość doszlifowana została już po solowych występach Ziołka, do tego na spokojnie, w długim procesie, z większą dbałością o detale.

Na dwóch płytach bydgoski artysta ponownie kreuje psychodeliczno-folkowo-metalowy nastrój przywodzący skojarzenia z mrokiem, lasem, słowiańszczyzną, melancholią i przeszłością. I jak to on, kontruje go cytatem z „Fiaska” Stanisława Lema z ideą śmiałego i odważnego piękna, za którym nie kryje się żaden interes. Jeśli zestawić to z interesami innych dyscyplin, z pewnością tu się żaden interes nie skrywa, mimo że limitowana edycja Oczy ziemi podobno schodzi na pniu w przedsprzedaży. Inna inspiracja (nie zdążyłem o to zapytać podczas audycji w Dwójce przed kilkoma tygodniami), już bardziej estetyczna niż filozoficzna, przyszła jednak zapewne od Józefa Czechowicza:

mgły nad sadami czarnemi
znad łąki mgły
zamknęły się oczy ziemi
powiekami z mgły

Mniej trochę w tym nowym zestawie siarki, miej chmur, a więcej pogody i życia, nawet ten niby posępny dron w Starej rzece brzmi jakoś naturalnie, jak brzęk owadów. Nieco więcej jest skojarzeń z psychodelią w stylu Natural Snow Buildings, całość jest jednak znacznie bardziej różnorodna niż produkcje Francuzów, są tu zresztą prześwity stylu innych projektów Ziołka, choćby T’ien Lai. W gitarowych arpeggiowych miniaturach w rodzaju Melodii Ziołek daje więcej sygnałów przywiązania do klasycznego stylu Johna Faheya. Sygnalizuje też wykorzystanie fragmentów muzyki Pharoah Sandersa i Alberta Aylera, co jednak nie wydaje się pozbawiać swoistości jego autorskiej koncepcji, którą niby nieco ironicznie i na odczepnego, ale jednak dość trafnie nazwał brutalizmem magicznym. Są długie momenty zapatrzenia w punkt, 95-minutowa płyta wymaga nieco czasu bez kopania ani nawet tupania nóżką. Ale w odpowiednim nastroju wciąga amalgamatem kosmicznego odlotu i magicznej tutejszości. Bez taniej mistyki czy ezoteryki, choć oczywiście i z neofolkowcami opisywanymi w poprzednim wpisie Ziołek znalazłby wspólny muzyczny język. Wciąga w sposób dziś wyjątkowy i niepodrabialny, co doceniają za granicą.

Być może Robert Lewandowski słucha więc tej Starej Rzeki po cichu, ale to ani w niczym nie polepsza ani nie pogorsza mojego odbioru wyjątkowej muzyki Kuby Ziołka. Traktuję te zjawiska jako bardzo dalekie od siebie sukcesy dzisiejszej Polski.

STARA RZEKA Zamknęły się oczy ziemi, Instant Classic 2015, 9/10

*Przez twe oczy zielone Akcentu jest akurat w tonacji mollowej, jak ktoś słusznie zauważył na FB. Mogę być głuchy na disco polo, ale nie na tak rzeczowe uwagi 🙂