Kuriozum w Krakowie

Festiwal Unsound doczekał się kolejnej edycji, a przy okazji Ryszard Nowak doczekał się następcy. Jak to z następcami bywa, trochę mniej zorientowanego w temacie, ale za to znacznie śmielszego w wydawaniu wyroków. Bloger Krzysztof Osiejuk wydał otóż wyrok zaoczny w sprawie Davida Tibeta i jego Current 93, a przy okazji zawyrokował w sprawie całej imprezy: zdiagnozował satanizm. Ujawnił – jak sam pisze – zamiar sprofanowania dwóch krakowskich kościołów i jeszcze (kaplicy w) kopalni soli w Wieliczce podczas festiwalu Unsound. Wprawdzie na wniosek organizatorów jego wpis redakcja Salonu24 usunęła jako niosący potencjalne zniesławienie, ale w kolejnym grozi, że na ewentualnym procesie organizatorów popryska wodą święconą i zaczną skwierczeć. Problem w tym, że krakowska kuria hołduje najwyraźniej podobnie naiwnej wizji szatana i postanowiła się przed tą wizją bronić. Zamiast święconej wody uciekła się jednak do prewencji. Mimo otwartej deklaracji David Tibeta, że jest chrześcijaninem (aż się zdziwiłem, że się na taką deklarację w tej kuriozalnej sytuacji zdobył) kuria poprosiła kościół św. Katarzyny o odwołanie przewidzianego na 16 października koncertu. Organizatorzy szukają nowego miejsca.

Tibet, który interesuje się w pierwszej kolejności mistycyzmem chrześcijańskim, niewiele by pewnie zrozumiał z gestu praktycznego świeckiego chrześcijanina, który mu na procesie próbuje wygarnąć z kropidła. Tym bardziej, że bywał wcześniej w kościele św. Katarzyny na festiwalowych koncertach i z tego, co wiem, samemu wskazał miejsce. Wydarzyła się przez lata w tej świątyni rzecz wyjątkowa – mimo wielu napięć, spowodowanych głównie emitowaniem posępnych dźwięków o dużym natężeniu (a czasem i te wystarczą niektórym, żeby sobie zwizualizować szatana), kościół na krakowskim Kazimierzu stał się miejscem jednych z najlepszych festiwalowych koncertów i, że zaryzykuję, zrobił miejscowej kurii niezły PR. Z pewnością lepszy niż piarowiec zbliżających się Światowych Dni Młodzieży. Naprawdę ważnych – jak Tibet – artystów z całego świata inspirował, a dla imprezy był właściwie miejscem symbolicznym – o tyle, że wyznaczał epokę, gdy stała się realnie jedną z najbardziej cenionych w swojej dziedzinie imprez muzycznych w Polsce. Owszem, spodziewałem się, że w końcu ktoś może przekroczyć cienką granicę tolerancji kościelnej, ale z całą pewnością nie byłby to Tibet. Prawdę mówiąc, umieszczenie neofolkowego Current 93 w murach gotyckiej świątyni wydawało mi się najbardziej naturalnym pomysłem Unsoundu na to wnętrze w całej historii koncertów w kościele św. Katarzyny. Ja rozumiem, że dla pana Osiejuka zmiana miejsca koncertu to powód do dumy, ale dla Krakowa to dość przykry fakt, a dla miejscowej kurii – powód do wstydu.

Trudno przekonać ludzi owładniętych obsesją odnajdywania szatana, więc zadedykuję im najnowszą płytę francuskiej grupy J.C. Satàn. Szczyt perfidii z kraju zepsucia na pierwszy rzut oka, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę teksty w rodzaju King of Death / King of Shining / For you these Songs / For you this Fight w znakomitym Satan II. No i jeśli uwzględnimy fakt, że ta grupa z Bordeaux gra muzykę o charakterze tradycyjnie klasyfikującym ją do bycia lubianą przez fanów klasycznego i psychodelicznego rocka. Bo całe to epatowanie szatanem jest u Francuzów elementem zgrywy – nabijania się z tropicieli „czystego zła”. A ich krótkie, skoncentrowane, pełne przesterów i garażowe piosenki, choć pełne dramatyzmu, pomimo wielu nawiązań do jakiejś boskiej/szatańskiej walki w tekstach, nie przekierowują nas zupełnie do skojarzeń z satanizmem. Dlaczego? Bo tymi skojarzeniami rządzi stereotyp pewnego nastroju, mroku i koncentracji, a tych u J.C. Satàn nie znajdziemy. Prędzej już w neofolku czy metalu. I tu jest, że tak powiem, pies (albo kot może?) pogrzebany. Tropiciele zła wcielonego z trudem je zauważają na płytach z klasycznym rockiem i o ile wytykają Tibetowi fascynację Crowleyem, to o dziwo nie apelują o wstrzymanie dystrybucji albumów Led Zeppelin. A tu dostaną elementy stylu 13th Floor Elevators, a nawet wczesnego Pink Floyd!

Francuscy J.C. Satàn wydali już cztery albumy, brzmieniowo są grupą dojrzałą, świetnie wpisującą się w mocną psychodeliczną falę ostatnich kilku lat, w falę bardzo sprawnych nawiązań do przeszłości u takich artystów jak choćby Ty Segall czy WAND oraz filmów dla dzieci w rodzaju Pory na przygodę. W niewielu momentach na płycie udaje im się osiągnąć taką intensywność jak w otwierającym ją wspomnianym Satan II, ale dynamiką operują nieźle, wchodząc co i rusz na metalowy poziom ekspresji (I Could Have Died), ale potrafią też zbudować klasycznie brzmiący numer w stylu Curved Air albo High Tide w postaci Waiting for You (podobnie rasowo brzmi Don’t Talk Hard zatrącający o formułę wczesnego hard rocka). Nawet jeśli nie jest to arcydzieło na miarę czołówki rocznych zestawień, to warto poznać Francuzów, choćby i poprzez Bandcamp, co chwilowo – wobec chwilowego braku tras koncertowych po polskich kościołach – okaże się najłatwiejsze. Za to może jakiś bloger z Salonu24 narobi im dodatkowej bezpłatnej reklamy jak C93?

Niemało neopsychodelii, włącznie z piosenką grupy J.C. Satàn i fragmentami płyty Starej Rzeki (o której niebawem) już tej nocy w Trójce w HCH. Można protestować.

J.C. SATAN J.C. Satàn, Born Bad 2015, 7/10