LISTOPAD 2013: Znani nieznani

Mały apel do wydawców płyt (różnych). Listopad to nie tylko dla Polaków niebezpieczna pora, ale również zły moment na masowe wydawanie płyt, które odkładaliście przez cały rok, by potem wypuścić w masie w ciągu dwóch, trzech tygodni. Choćby dlatego, że jest to również zła pora dla wydawców prasy, a dziennikarze – do których coraz bardziej należę, skoro inne zajęcia oddalają się z każdym rokiem – nie mają ani czasu na przesłuchanie wszystkich wychodzących wtedy płyt, ani świeżości, ani wreszcie łamów do wykorzystania. Dlatego generalnie przestawcie premiery na styczeń. Wyjdzie na to samo, bo w końcu recenzje ukażą się i tak po Nowym Roku.

BOKKA „Bokka”
Nextpop 2013
Trzeba posłuchać: „Town of Strangers” oczywiście.
Jak tu cokolwiek napisać, żeby nikomu nie popsuć przyjemności? Zespół Bokka – autorzy chyba najlepszego tegorocznego wydawnictwa w skromnym, ale świetnym katalogu Nextpopu – chcą bowiem być trochę jak The Knife/Fever Ray (tu skojarzenia muzyczne występują), a trochę jak Goat (tu bez innych skojarzeń), czyli zachować anonimowość, w tym wypadku pełną. Wydawca Bokki nie zdradza, kim są. A są dość znanymi postaciami polskiej sceny – jeden z nich nawet postacią w tym roku kluczową dla krajowej muzyki pop. Wiem już, o kogo chodzi, ale gdzieżbym tam chciał psuć komukolwiek przyjemność zdobycia tej wiedzy samemu. Mała podpowiedź: nazwa zespołu jest znacząca i pomaga zagadkę rozwikłać. Moim zdaniem tworzenie tej aury tajemniczości nie jest zresztą przesadnie dużo warte w tym wypadku – efekt usłyszenia postaci znanych dotąd z nieco innej konwencji w takim elektroniczno-skandynawskim repertuarze ma walor sensacji sam w sobie. Powiedziałbym nawet, że mój podziw dla Bokki jest nawet większy, odkąd wiem, kto zacz. No ale wcześniejsze złe trafienia (obstawiałem Igora Czerniawskiego i członków Tres.B) – bezcenne.

DETROIT „Horizons”
Barclay 2013
Trzeba posłuchać: „Horizons”.
O kolejnej pozycji można by pewnie napisać długi oddzielny tekst, bo to długo oczekiwana płyta-powrót Bertranda Cantata po wyroku za spowodowanie śmierci Marie Trintignant, po rozpadzie jego grupy Noir Desir i samobójstwie jego byłej żony Krisztiny Rady. O tym ostatnim jakoś nie mogę myśleć spokojnie – miałem bowiem okazję poznać Rady osobiście, gdy przyjeżdżała do Polski przy okazji jakichś wspólnych projektów kulturalnych, i wiem, jak bardzo pomagała Cantatowi po wydarzeniach w Wilnie. Trudno mi się więc słucha płyty – muzycznie niezłej, rockowej, dość mrocznej, nagranej z Pascalem Humbertem, drugą chyba tak znaną w świecie postacią francuskiego rocka (16 Horsepower, Wovenhand itd.), ale tekstowo może odrobinę pretensjonalnej, poetyckiej. A może to tylko złudzenie, na które wpływ miały oczekiwania i kontekst? W każdym razie pisania ani oceny to nie ułatwia. Z drugiej strony – co powiedzieć w tym kontekście o świetnej tegorocznej płycie „Man & Myth” Roya Harpera, jednym z najciekawszych ostatnio powrotów na scenę, w świetle procesu o pedofilię?

ANNA KALUZA, ARTUR MAJEWSKI, RAFAŁ MAZUR, KUBA SUCHAR „Tone Hunting”
Clean Feed 2013
Trzeba posłuchać: Wszystkie tracki.
Płyty tego polsko-niemieckiego kwartetu (możemy z dumą postawić sobie znaczek przy debiucie Polaków w prestiżowych barwach Clean Feed – gdybyż tylko kojarzyła się w Polsce choć w połowie tak szeroko jak nudziarka Mariza) można słuchać godzinami bez zmęczenia. Nie dlatego, że taka łatwa, tylko dlatego, że ta swobodna improwizacja z wymiennymi solowymi popisami szybkiego i zwinnego saksofonu Kaluzy oraz trąbki/kornetu Majewskiego po prostu nie nudzi się z założenia. Album z fajną okładką nominowanego do Paszportu Polityki Olafa Brzeskiego (znów polski akcent) jest bowiem śmiałą wyprawą w nieznane, a nie powrotem do domu. Nie oczekujcie łatwych tematów, ani nawet gęstych, pełnych melodycznej i rytmicznej dyscypliny utworów Mikrokolektywu. Za to prostej, dziecięcej reakcji „Co robisz? Słucham!” (autentyk zanotowany w rodzinie) – już jak najbardziej. Bo słuchanie tej płyty pochłania w zupełności. Błyskotliwy debiut, choć wyżej mimo wszystko notowałbym tegoroczną płytę Mikrokolektywu. Zresztą trębacz Artur Majewski momentami kradnie tu show i nie chce oddać.

ARTUR MAĆKOWIAK „Before the Angels Play Their Trumpets”
Wet Music 2013
Trzeba posłuchać: „My Arms Are Traveling with My Heart”.
Tu z kolei trąbek nie ma, za to mnóstwo gitary. No i zaskoczenie byłoby może i pełne, gdyby nie recenzowana tu dwa lata temu płyta „Pot One Tea”. Czy dobrze wróżąca „Take Away”, solówka znanego z Something Like Elvis i Potty Umbrella gitarzysty Artura Maćkowiaka. Kolejna już – „Before…” – to płyta, na której jego instrument nigdy nie będzie brzmiał nudno – od eksperymentalnych peregrynacji („New Silence”), przez liczne zapętlenia, po surfowe motywy z „My Arms Are Taveling with My Heart” – Maćkowiak ma totalne panowanie nad materią i jedyną przeciągniętą rzeczą na jego płycie bywają tytuły utworów. A jedyną szarą i bezbarwną jest minimalistyczna okładka.

JUANA MOLINA „Wed 21”
Crammed Discs 2013
Trzeba posłuchać: „Sin Guia, No”.
Z kolejną wykonawczynią, argentyńską wokalistką z telewizyjną aktorską karierą za sobą i bardzo ciekawą kartą kariery muzycznej, jest jeden problem: największe wrażenie zawsze robi pierwsza płyta, której słuchacie. Bo to tak jakby Katarzyna Cichopek – dajmy na to – nagrała album z nieoczywistym, marzycielskim popem, harmonicznie „udziwnioną”, pełną niepokoju, a jednocześnie śpiewaną cudnie oryginalnym, pełnym piasku głosem. I za sprawą elektronicznego wkładu określono by ją – w wypadku Moliny chyba niezbyt sprawiedliwie – tutejszą Beth Orton. Słowem: wszystko razem z gruntu niemożliwe, zbyt fajne, by mogło być prawdziwe, ale statystyka się zlitowała i wydarzyło się w Argentynie. Molina nie wydawała nowej płyty przez pięć lat, co jest jak na nią okresem dość długim, ale w tym czasie współpracowała przy dość głośnym projekcie „Congotronics”. I coś z tego słychać w warstwie rytmicznej „Wed 21”, choć mimo wszystko – nawet jeśli album bije oryginalnością większość dzisiejszych popowych produkcji, mnie tu brakuje nowego. Bo miałem już tę jedną ulubioną płytę Moliny, nawet całkiem dawno temu.