Przedstawienie Hancocka we wsi Głucha Dolna

30 lat temu ukazała się płyta „Future Shock” Herbiego Hancocka, która to i owo zrewolucjonizowała, prezentując skrecze, fuzję jazzu z ulicznym żywiołem hip-hopu i electro. Hancock współpracował tu z Billem Laswellem i jeszcze ze specem od programowania automatów perkusyjnych. Michaelem Beinhornem. Ale jednocześnie po latach płyta okazała się na planie kompozycji dość nudna i bezbarwna. Właściwie kończy się wraz z końcem singlowego przeboju „Rockit”, gdzie wynalazków mamy cały gąszcz, a struktura jest dopracowana. Było więc co ulepszać i miło, że zrobiono to w Polsce.

Alvin Toffler w oryginalnej (bestsellerowej, podobnie jak płyta Hancocka) książce „Szok przyszłości” pisał po wizjonersku o przyspieszającym świecie. Oczywiście wiele z jego tez brzmi dziś co najwyżej zabawnie, ale to ogólne spojrzenie na konieczność kondensacji przekazu się broni. I w tym sensie LXMP – polski duet w składzie Macio Moretti (perkusja, syntezatory) i Piotr Zabrodzki (bas, syntezatory) – poszło z duchem Tofflera. Przygotowując swoją wersję płyty „Future Shock” na owacyjnie przyjęty koncert na krakowskim Unsoundzie w roku 2011, po pierwsze wycisnęli z niego ekstrakt, większość utworów bezlitośnie skracając, po drugie – odtworzyli tę z gruntu studyjną, maszynową muzykę w wersji na żywy skład.

Płyta, która ma dziś premierę (materiał będzie grany – po raz kolejny – dziś wieczorem w Pardon To Tu), idzie w tym samym kierunku. Za automat robi Moretti, który jednocześnie gra na perkusji i gra partie basowe na syntezatorze (czyniąc z siebie jednoosobową sekcję rytmiczną), Zabrodzki oddaje brzmieniami (głównie fajne barwy pochodzącego z epoki Korga Mono/Poly, jest też rzadszy i „tańszy” brzmieniowo Korg Delta) klimat epoki. Rzut okaz na instrumentarium nie pozostawia wątpliwości – tu nie chodziło o zbudowanie muzeum instrumentów i odtworzenie tamtej rzeczywistości. LXMP dają przybliżenie, osiągalne w tej chwili w znacznym stopniu także dzięki współczesnym instrumentom. Bawią się przy tym przyspieszeniami tempa („Rough”) czy wstawkami roddem z nurtu gabber („TFS”), albo wygibasami w stylu Bilińskiego („Autodrive”). Dodają kilka autorskich patentów – jednym z nich jest choćby talkbox, który bardziej niż z Hancockiem kojarzy się oczywiście z Bon Jovi, i to nawet najmłodszym słuchaczom. Ale dzisiejsza perspektywa, dla której „Future Shock” to 30 lat temu, a „Livin’ On A Prayer” lat temu 28, powoduje, że taki skrót służący oddaniu ogólnego charakteru czasów jest dopuszczalny. A że efekt fajny…

W tym całym wariackim przedsięwzięciu najbardziej jednak podoba mi się właśnie czynnik ludzki. Wyprowadza on nas z technologicznej ekstazy nowoczesnego studia do współczesnego garażu. Bo ten cały szok przyszłości zawitał pod strzechy. Ogarnął już nawet Głuchą Dolną, w dodatku na tyle dawno, że i tu potrafią się odnieść do supernowoczesnych kawałków z przeszłości, a nawet zdobyć na pewien prowincjonalny dystans.

W 1983 było tak:

A oto jak wygląda warsztat pracy (dobrej jakości muzyka na dole wpisu) duetu LXMP dziś:

Oczywiście dolałem tu trochę filozofii do czegoś, co i Zabrodzkiemu, i Morettiemu pewnie przychodzi zupełnie naturalnie (mieliśmy okazję rozmawiać w Dwójce i oczywiście proces tworzenia ich wersji był raczej spontaniczny), ale zrobiłem to również po to, żeby nieznający tego materiału słuchacze nie podchodzili do tej płyty z miejsca jako tylko do komediowej odpowiedzi na Hancocka. Byłoby to po prostu krzywdzące dla pracy i talentu polskich muzyków. Gdybym miał to ująć najbardziej syntetycznie: tam były świetne roboty, tu świetna robota.

LXMP „Back to the Future Shock”
Lado ABC 2013
Trzeba posłuchać: „Rockit”, „FTS”, „Rough”. Całość tutaj. Sam pisałem też o albumie w papierowej „Polityce”.